Na paryskim stadionie Colombes, wśród gwiazd światowej sławy, pojawił się nieoczekiwanie. Był 12 lipca 1925 r. Student medycyny Uniwersytetu Warszawskiego, ciemnowłosy, z charakterystycznym wąsikiem, nadzwyczaj wysoki – Julian Gruner1 nie mógł pozostać niezauważony. Od młodzieńczych lat miłośnik lekkoatletyki, otrzymał od AZS propozycję udziału w międzynarodowych mistrzostwach Francji. Depesza dotarła do niego w Brukseli, dwa dni przed zawodami w Paryżu. Wiedział, że nie ma nic do stracenia, toteż wpadł w bojowy nastrój2. Za chwilę miał odnieść zwycięstwo na zagranicznym mityngu – jako pierwszy Polak w historii.
- Zdjęcie:
, Treść:
Nokautujący rzut
Pierwsi zmierzyli się ze sobą oszczepnicy klubów z Francji – Stade Français Paris oraz Szwajcarii – Cercle des Sports Lausanne, po czym przyszła kolej na pojedynek między Julianem Grunerem a faworytem Emmanuelem Deglandem, mistrzem i rekordzistą Francji (1923 – 54,28 m). Każdy miał po sześć rzutów. Za pierwszym razem Francuz uzyskał 52,00 m, a Polak – 49,90 m. W drugiej kolejce Degland rzucił ok. 50 m, natomiast Gruner… Publiczność oniemiała z wrażenia, bo podniebny lot oszczepu zakończył się w granicach 60. metra. To było niesłychane! Francuską publiczność ogarnęła euforia, bo była pewna, że to Degland… tymczasem fenomenalny rzut należał do Grunera. Osiągając 57,56 m, pobił on jednocześnie oficjalny rekord Polski (55,06 m). W następnych próbach szczęście dopisywało rywalom naprzemiennie, ale i tak „eksplozją swego nokautującego rzutu” Gruner zdeklasował konkurentów, pokonał mistrza Francji i ostatecznie zatriumfował. Drugi był Degland (54,52 m), a daleko w tyle pozostali Paul Diringer (49,91 m) i Léon Courtejaire (48,12 m).
Tak oto Gruner został pierwszym polskim lekkoatletą, który „odniósł zwycięstwo na Zachodzie”3. Jak pisano w „Stadjonie”, po szeregu lat rywalizacji ze swym kolegą klubowym z AZS, Szydłowskim, po niezwykle mozolnej i systematycznej pracy doszedł do znakomitej formy, osiągając wyniki, których nie śmiałby się spodziewać największy optymista4.
- Treść:
Oszczep, tyczka i kij hokejowy
Julian Gruner był sportowcem wszechstronnym: biegał przez płotki, skakał wzwyż i o tyczce, pływał, wiosłował, jeździł na nartach, grał w koszykówkę, śmigał po torze jako motocyklista – rajdowiec… Zaopatrzony w kij, łyżwy i ochraniacze ruszał na lodowisko jako jeden z pionierów hokeja w II RP. Już od 1922 r. reprezentował w tej dyscyplinie Akademicki Związek Sportowy5, stworzył też własną drużynę hokejową w Kaliszu i zorganizował pierwszy w historii tego miasta mecz na lodzie6.
- Zdjęcie:
- Treść:
Największą sławą okrył się jednak jako rekordzista i dziesięciokrotny medalista mistrzostw Polski w rzucie oszczepem i w skoku wzwyż7. Oszczepem władał doskonale, w latach 1922–1927 rok w rok zdobywał albo złoto, albo srebro w krajowej rywalizacji. Wywalczył nawet tytuł akademickiego wicemistrza świata podczas międzynarodowych zawodów w Warszawie (1924)8. W okresie II Rzeczypospolitej był zarazem uznawany za jednego z najlepszych zawodników w skoku wzwyż i za pierwszego, który zastosował styl nożycowy. Do jego wielkich sukcesów należało drugie miejsce w skoku wzwyż na II Olimpiadzie Akademickiej Państw Bałtyckich w Rydze (1924); w rzucie oszczepem był wtedy trzeci9.
W początkach swojej kariery sportowej, w sierpniu 1922 r., Gruner wziął udział w historycznym wydarzeniu: debiutanckim meczu lekkoatletycznym reprezentacji Polski z Czechosłowacją i Jugosławią, rozegranym w Pradze. Wprawdzie, jak z humorem wspominał znakomity biegacz Stanisław Rothert, Polacy zostali pobici na głowę przez Czechosłowację i dostali porządnie w skórę od Jugosławii, jednak był to bohaterski okres lekkiej atletyki, gdy kupowało się samemu pantofle, trenowało na bezdrożach, walczyło dla samej rozkoszy walki. Byliśmy wszyscy stuprocentowymi amatorami w najidealniejszym olimpijskim tego słowa znaczeniu10. Z pamiętnych zawodów, zorganizowanych w ramach Słowiańskich Mistrzostw Lekkoatletycznych, zachowało się zdjęcie uczestników „pierwszej polskiej ekspedycji lekkoatletycznej”. Znaleźli się wśród nich Julian Gruner, Józef Baran i Stanisław Świętochowski – trzej wybitni sportowcy Niepodległej, którzy niespełna dwie dekady później mieli paść ofiarą sowieckich zbrodni (patrz – fot. na stronie obok).
- Zdjęcie:
, Treść:
Stanisław Świętochowski. Czołowy sprinter II Rzeczypospolitej
Był zawodnikiem warszawskiej Polonii, który współtworzył początki lekkoatletyki w Polsce. Wystąpił na igrzyskach olimpijskich w Paryżu (1924). Stanisław Świętochowski* (1899–1940) miał wówczas za sobą udział w wojnie polsko-bolszewickiej, a na ciele – blizny po ranach odniesionych w walkach pod Rembertowem. Był jednym z najlepszych sprinterów II RP, trzykrotnym mistrzem kraju w biegach na 400 m i 800 m oraz w sztafecie 4×100 m, sześciokrotnym rekordzistą Polski w biegach na 400 m przez płotki, a także w biegach sztafetowych, wreszcie brązowym medalistą w skoku w dal (1922)**. Wziął udział w pierwszym międzypaństwowym meczu polskich lekkoatletów, którzy podczas mistrzostw słowiańskich w Pradze (1922) zmierzyli się z Czechosłowacją i Jugosławią w 17 konkurencjach***. Zajął wtedy piąte miejsce w biegu na 800 m.
W okresie międzywojennym działał jako urzędnik w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Pracował na stanowisku sekretarza w Konsulacie Generalnym RP we Francji, gdzie zdobył prawnicze wykształcenie. W Niemczech zaś pełnił funkcje polskiego attaché konsularnego w Essen, a następnie wicekonsula w Düsseldorfie.
Wojna zastała go w Polsce, pracował wówczas w Departamencie Konsularnym. Miał zostać ewakuowany do Rumunii wraz z innymi pracownikami MSZ. Nie zdążył jednak na pociąg, a samotna próba przedarcia się przez Lwów zakończyła się dla niego aresztowaniem przez NKWD w Śniatyniu. Z rąk Sowietów nie uszedł już żywy. Więzili go najpierw w Stanisławowie i Kozielsku, a potem w Moskwie na Łubiance. Oskarżony o szpiegostwo i skazany w listopadzie 1940 r. na śmierć przez tajne Wojenne Kolegium Sądu Najwyższego ZSRS rozstrzelany został w dniu Bożego Narodzenia, prawdopodobnie w więzieniu na Butyrkach. Ciało spalono w krematorium na Cmentarzu Dońskim w Moskwie. Pozostawił po sobie syna Tadeusza – znanego kaukazologa, profesora Uniwersytetu Columbia, wybitnego badacza dziejów Bliskiego Wschodu****.
* M. Pernal, Przerwana misja. Straty dyplomacji polskiej w okresie II wojny światowej, Warszawa 2022, s. 20; B. Tuszyński, Polscy olimpijczycy XX wieku, t. 2: N-Ż, Wrocław 2004, s. 292.
** H. Kurzyński, S. Pietkiewicz, J. Rozum, T. Wołejko, Historia finałów lekkoatletycznych mistrzostw Polski 1920– 2007. Konkurencje męskie, Szczecin–Warszawa 2008, s. 9, 28, 38, 144, 240.
*** S. Pietkiewicz, Minęło 95 lat od pierwszego lekkoatletycznego meczu międzypaństwowego polskiej reprezentacji, https://pzla.pl/aktualnosci/9740-5-6-8-1922-praha-1-mecz-miedzypanstwowy-reprezentacji-polski, 5 sierpnia 2017 [dostęp: 28 lutego 2023 r.]; J.G., Mistrzostwa słowiańskie w Pradze (Od specjalnego wysłannika), „Przegląd Sportowy” 1922, nr 33, s. 4–6.
**** Zmarł prof. Tadeusz Świętochowski, https://studium.uw.edu.pl/zmarl-prof-tadeusz-swietochowski/, 16 lutego 2017 [dostęp: 28 lutego 2023 r.]. - Zdjęcie:
- Zdjęcie:
, Treść:
Sukcesy w Londynie i Brukseli
Po Paryżu przyszedł czas na Londyn. W trakcie międzynarodowych mistrzostw Anglii (1925) rywalizacja wśród lekkoatletów była naprawdę ostra, a to za sprawą kilkunastu Amerykanów, Węgrów, Francuzów i Brytyjczyków. „Serce rosło, gdy przez 5 rzutów Gruner prowadził” z wynikiem 51,13 m11. Ostatecznie jednak to Węgier Béla Szepes rzucił niemal trzy metry dalej (53,96) i „wydarł mu zwycięstwo”. Grunerowi przypadł w udziale srebrny medal z herbem Zjednoczonego Królestwa. Podczas zawodów nie pozwolono mu startować… w koszulce bez rękawów, by „nie gorszyć skromnych oczu synów Albionu”. A gdy próbował zdjąć sweter, dwóch sędziów nagle schwyciło go za ręce, tłumacząc na migi, że musi sprostać zasadom międzynarodowej obyczajowości.
W 1926 r. pojechał do Brukseli, by wziąć udział w międzynarodowych mistrzostwach Belgii. Na boisku piłkarsko-lekkoatletycznym Racing Clubu panowały ekstremalne warunki, bo nie dość, że lało jak z cebra, to jeszcze zielona murawa naszpikowana była setkami kamieni ubitych ciężarem walców. Już w trakcie treningu Gruner złamał na nich oszczep.
Dr Gruner – relacjonował sprawozdawca sportowy – rzuca jako jeden z pierwszych, dzięki czemu ma jeszcze względnie pewny grunt. Mimo to w momencie wyrzutu trafia kolcami na kamień, razem z nim poślizguje się na glinianej papce i pada, boleśnie się rozbijając. Zdołał jeszcze oszczep wyrzucić, chociaż czuł, że trzasł on w ręku i wyleciał nieprawidłowo… A jednak… Przeleciał on równe 51 metrów i pęknięty od środka aż do końca utknął w ziemi na odległości, która zdawała się nie być w tym dniu osiągnięta12. W kolejnych próbach Gruner nie dawał za wygraną, choć coraz bardziej doskwierał mu ból w nadwyrężonej nodze, która gwałtownie puchła. Nie mógł przez to osiągnąć więcej niż 50 m z centymetrami. Swoich rywali pozostawił jednak w tyle, z wyjątkiem ostatniego – Naumana, który ustanowił nowy rekord Belgii: 51,74 m. Gruner zdobył srebrny medal. Polska prasa sportowa donosiła, że niełatwo pobić wszystkich Anglików u siebie i Amerykanów, wśród których był sam Osborn […]. Gruner ze swymi 57 m 56 cm uzyskanymi w Paryżu, okazał się zawodnikiem stojącym ponad wszystkimi „oszczepnikami” zachodniej Europy13.
- Treść:
Tajemnica fibrowej walizki
Był wysoki i przystojny, tylko tyle przez całe lata mówiła mama o ojcu – wspominała Ewa Gruner-Żarnoch. – A ja bardzo chciałam wiedzieć, kim był, jaki był i kiedy wróci, ale mama nie mówiła nic więcej. Niewiedza miała mnie uchronić od powojennych szykan16. Córka musiała więc „amputować ojca z pamięci”. Był przecież człowiekiem, którego jako ofiarę zbrodni katyńskiej okrywała przez dziesiątki lat komunistyczna zmowa milczenia.
- Zdjęcie:
- Zdjęcie:
, Treść:
We wrześniu 1939 r. Julian Gruner wyruszył na front. Pięcioletnia Ewa widziała wtedy tatę po raz ostatni. Dopiero po przeszło 20 latach odkryła w piwnicy, pod stosem koksu, mocno podniszczoną walizkę z fibry, z zardzewiałymi zawiasami. Jak się okazało, była to prawdziwa kopalnia wiedzy o Julianie. Jego żona ukryła tam filmy, zdjęcia, dokumenty, świadectwa, dyplomy, wycinki z gazet o pracy, służbie wojskowej, życiu rodzinnym i sukcesach sportowych Grunera17.
W tajemniczym schowku Ewa odkryła także drzewo genealogiczne swojego rodu. Praprzodkiem Juliana był wywodzący się z rodziny niemieckich baronów Johan Kasper de Gruner, który w XVIII w. przybył do Polski za chlebem, został kapitanem wojsk Rzeczypospolitej i poślubił Polkę. Julian przyszedł na świat w 1898 r. w Wisztyńcu na Suwalszczyźnie, starożytnej ziemi Jaćwingów18.
Wieść o odradzaniu się Rzeczypospolitej i powstawaniu Wojska Polskiego zastała Grunera na uniwersytecie w Kazaniu. Julian postanowił jak najprędzej przedostać się do Polski przez ogarniętą żywiołem rewolucyjnym Rosję. W lutym 1919 r. ochotniczo zaciągnął się do Wojska Polskiego i ruszył do boju jako żołnierz 10. Pułku Ułanów Litewskich, który wsławił się walkami o Horlaw, Chromatycze, Łojów, Domanowicze i Skryhałów. W zajętej przez bolszewików wsi Szczepicze „zaszedł na tyły przeciwnika i na czele trzech ułanów rzucił się do ataku i zdobył karabin maszynowy”19. W lipcu 1920 r. został przydzielony do szefostwa sanitarnego 4. Armii jako oficer do zleceń i szef kancelarii. Do 1921 r. dosłużył się stopnia podporucznika. Z czasów wojennej epopei pozostały w walizce: Krzyż Walecznych, kilka odznak i pamiątkowy ryngraf20.
- Zdjęcie:
, Treść:
„Szalony” lekarz
Wśród pamiątek po ojcu Ewa znalazła dyplom doktora wszechnauk medycznych oraz świadectwa przynależności do AZS i Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Gruner działał ponadto w Kole Medyków UW i Kole Akademickim Kresów Wschodnich, a także w towarzystwie Bratnia Pomoc, wspierającym niezamożnych studentów21. Był nawet fotografem w tygodniku „Stadjon” i sprawozdawcą w gazetach sportowych.
Przede wszystkim jednak był lekarzem z powołania. Z oddaniem służył pacjentom na oddziale chirurgicznym Szpitala św. Rocha w Warszawie, w Klinice Chirurgii Dziecięcej UW, w stacji szczepień i w ośrodku kolejowej służby zdrowia22. W latach 30. związał się z Kaliszem, gdzie pracował jako internista w kasie chorych (1931–1939). W kaliskim szpitalu stworzył oddział pediatryczny i został jego pierwszym ordynatorem.
Ewa ze wzruszeniem przyglądała się wywołanym po kryjomu ślubnym zdjęciom rodziców. Ojciec […] należał do miejscowej śmietanki – opowiadała. – Mama pochodziła z bogatej ziemiańskiej rodziny Mittelstaedtów […]. Spotkali się najprawdopodobniej na jakimś balu czy raucie. Był jednak problem, bo rodzice chcieli mamę wydać za bogatego kupca z Łodzi. Podczas przyjęcia zaręczynowego ojciec przyjechał na motorze i porwał mamę, oczywiście za jej zgodą. Rodzice nie mieli wyjścia i zezwolili córce na ślub z „szalonym” lekarzem23.
- Treść:
Wojna i niewola. „Wytrwajcie”
Gdy 17 września 1939 r. Sowieci napadli na Polskę, Julian Gruner, rzucony po sierpniowej mobilizacji na wschodnie rubieże Rzeczypospolitej, sprawował pieczę nad szpitalem wojskowym w Stanisławowie. Dwa dni później, po opanowaniu miasta przez Armię Czerwoną, przed szpitalem rozegrały się dantejskie sceny. Sowiecki czołg zaczął tratować leżących przed budynkiem rannych i chorych żołnierzy. Kiedy doktor Gruner rzucił się im na ratunek, otrzymał cios w głowę kolbą karabinu…
Ze swego wczesnego dzieciństwa Ewa prawie nie pamiętała ojca. Kojarzyła jedynie jego wielkie pumpy, grube skarpety i kłujące, szczoteczkowate wąsy. Obydwoje uśmiechali się na wakacyjnych zdjęciach z Jastarni. Julian pieszczotliwie nazywał córkę Bimalają.
- Zdjęcie:
, Treść:
Tego też dnia został wzięty do rosyjskiej niewoli i przetransportowany do obozu jenieckiego w Starobielsku24, urządzonego w zrujnowanych zabudowaniach klasztornych. „Dookoła chmara bojców”, a polskim żołnierzom każą kłaść na deskach przed komandirem wszystko, co mają – oficerskie książeczki wojskowe, paszporty, banknoty, notatki, fotografie… Potem z każdego z nich „sowieckie łapska” zdzierają płaszcz, by dokonać rewizji osobistej. Macają […], klepią po gołym ciele, wywracają kieszenie. […] Po spełnieniu zadania krzyczą: „Odiewajsia”25. Ludzie drżą na całym ciele z zimna i upokorzenia.
Pierwszą noc internowani spędzili na gołej posadzce, oparci jeden o drugiego. Potem zrobili sobie sami pięciopiętrowe prycze. Dawało się im we znaki przejmujące zimno, zwłaszcza nocami. Brakowało wszystkiego: łaźni, studni, latryn, słomy do sienników, jedzenia, wody, a nawet sztućców i menażek. Za to pod dostatkiem było sowieckiej prasy – propagandowych numerów „Moskiewskiej Prawdy” i „Wiadomości” z nagłówkami krzyczącymi o przyjaźni sowiecko-niemieckiej.
8 grudnia 1939 r. Julian napisał do Marii i Ewuni: Jestem zdrów, tęsknię tylko bezgranicznie za Wami, gdyż od 1.IX.39 nic o Was nie wiem. […] Wytrwajcie. Kocham Was, coraz mocniej i głębiej26. Prosił też żonę, by przysłała mu trzewiki myśliwskie, owijacze, sweter z rękawami, kalesony i wełniane skarpetki.
- Zdjęcie:
- Treść:
W starobielskim obozie Gruner okazał się nieoceniony jako lekarz i kierownik żołnierskiej izby chorych. Nie tylko leczył, ale także szczepił przeciwko tyfusowi, ratując ludzi przed epidemią.
W marcu 1940 r. na 14 700 polskich jeńców z obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie zapadł wyrok śmierci. Dla Stalina ci młodzi, znakomicie wykształceni i bardzo patriotycznie wychowani Polacy byli Polską właśnie. Kryształkiem czy ziarenkiem, które, gdziekolwiek rzucisz, wykiełkuje. Wrócą do Polski i zrobią w niej Polskę. Wyślesz ich pod Woroneż czy Magadan – to i tam zrobią Polskę27.
Wśród przeznaczonych na śmierć „zatwardziałych, nierokujących poprawy wrogów władzy radzieckiej” znalazł się i Julian Gruner.
Pierwszy transport wyruszył ze Starobielska 5 kwietnia 1940 r. Po dokładnej rewizji, jak opowiadał jeden z jeńców28, przeznaczeni do wywózki zaczęli gęsiego wynurzać się z cerkwi, dążąc w tym szyku wprost do bramy. Wszyscy pozostający w obozie tworzyli po obu stronach gęsty szpaler. […] Żegnaliśmy ich znakiem krzyża i stłumionymi okrzykami: „Niech żyje Polska”29.
Ewa Gruner-Żarnoch dowiedziała się później, że jej ojciec miał szansę się uratować, i to jeszcze w drodze do Starobielska: W trakcie transportu dwóch jego podkomendnych wyrwało deski z podłogi wagonu, do którego ich załadowano. Był bardzo sprawny, mógł wyskoczyć i uciec, ale podobno powiedział, że jest lekarzem, wiezie rannych i nie zostawi ich. Mógł wreszcie przyznać się do swoich niemieckich korzeni i przeżyć. Ale pewnie wiedział, że to byłaby zdrada, i został30.
- Zdjęcie:
, Treść:
„W grobie mokrym…”
Mijały lata, a Ewa nie ustawała w poszukiwaniach ojca31. Dopiero w 1990 r. dotarła do niej wstrząsająca prawda, że Katyń nie był jedynym miejscem mordu polskich oficerów. Na ujawnionych po przeszło pół wieku listach śmierci, przekazanych gen. Jaruzelskiemu przez Michaiła Gorbaczowa, pod numerem 627 widniało nazwisko Juliana Grunera – więźnia Starobielska, zamordowanego przez NKWD w Charkowie i wrzuconego do dołu śmierci w Piatichatkach. Gdy Ewie, lekarzowi chirurgowi, zaproponowano udział w pracach ekshumacyjnych w Parku Leśnym pod Charkowem, nie wahała się ani przez chwilę. Był rok 1995. Gdziekolwiek spojrzała, wystawały z ziemi ludzkie kości: szczęki, kawałki czaszek, piszczele. Na każdym kroku uważała, by ich nie zdeptać, bo były dla niej świętością.
W grobie „mokrym”, głębokim na trzy metry – opowiadała o swojej misji – staliśmy po kolana w mazi powstałej z rozkładu miękkich części zwłok. Aby dotrzeć do szczątków, trzeba było przelać 300–400 wiader trupiej, gęstej cieczy o straszliwym zapachu. Dopiero potem wyjąć szczątki, podać je z wykopu na górę; tam były dokładnie myte, oczyszczane, liczone, opisywane i pakowane. Fetor był taki, że tamtejszy sanepid chciał przerwać ekshumację32.
- Zdjęcie:
- Treść:
Ewa wyobrażała sobie, jak ojca wieźli ze Starobielska do Charkowa, a potem – jak oprawcy wiązali mu ręce na plecach i prowadzili go do więzienia o grubych ścianach, w którym za stołem urzędował prokurator. Za każdym razem po zweryfikowaniu danych mówił: Możetie idti, a gdy tylko więzień skierował się do wyjścia, enkawudzista oddawał strzał w tył głowy. Zamordowanych ładowano do ciężarówki wybitej blachą, żeby nie spływała z niej krew.
Aby nie popaść w szaleństwo, Ewa uciekła z Charkowa. Gdy wróciła do Szczecina, niespodziewanie przyszła wiadomość, że znaleziono przedmioty należące do jej ojca: sygnet z monogramem „JG” oraz zegarek. Po roku zdecydowała się powrócić w to miejsce, by kontynuować prace ekshumacyjne. W charkowskim lesie odkryto łącznie 75 masowych grobów. Piętnaście największych było miejscem pochówku Polaków. Spośród 8500 ekshumowanych szczątków 4200 należało do polskich oficerów.
Otwarcie w 2000 r. Cmentarza Ofiar Totalitaryzmu w Charkowie stało się dla Ewy symbolicznym pogrzebem ojca. Przygotowała przemówienie, którego jednak nie zdołała wygłosić nad charkowskimi mogiłami – na skutek głębokiego wzruszenia doznała zawału serca… Mówić miała o mechanizmie jednej z największych i najnikczemniejszych zbrodni XX wieku. O tym, że historii nie da się cofnąć, jak i nie da się przywrócić życia zamordowanym. Ale sens ich śmierci może nadać dopiero fakt, że zbrodnia ta zostanie osądzona – co stanie się przestrogą dla następnych pokoleń33.
- Treść:
Przypisy:
1 Wybrane publikacje poświęcone Julianowi Grunerowi: E. Gruner-Żarnoch, Córka katyńska, „Karta” 2002, nr 36, s. 81–90; J. Drużyńska, S.M. Jankowski, Fibrowa walizka doktora Grunera [w:] tychże, Wyklęte życiorysy, Poznań 2014, s. 87–148; A. Pasko, Julian Gruner 1898–1940, Szczecin 2018; T. Dźwigał, Wierzyła, że ojciec został tylko wywieziony w głąb Związku Sowieckiego. Dzieje pamiątek po Julianie Grunerze, ofierze zbrodni katyńskiej, https://przystanekhistoria.pl/pa2/tematy/archiwum-ipn/31117,Wierzyla-ze-ojciec-zostal-tylko-wywieziony-w-glab-Zwiazku-Sowieckiego-Dzieje-pam.html [dostęp: 22 lutego 2023 r.]; M. Kurzajczyk, Katyń. Jednym z zamordowanych był Julian Gruner, kaliski lekarz, a wcześniej wybitny sportowiec, https://kalisz.naszemiasto.pl/katyn-jednym-z-zamordowanych-byl-juliangruner-kaliski/ar/c15-8224057 [dostęp: 22 lutego 2023 r.]
2 S. Pietkiewicz, 85 lat temu Polak po raz pierwszy zwyciężył w mityngu zagranicznym, https://archive.is/20120906154726/http:/www.oldpzla.pzla.pl/index2.php?page=aktualnosci_szczegoly&flaga=1&id=3652 [dostęp: 22 lutego 2023 r.].
3 Życie sportowe. Polscy lekkoatleci w Paryżu i Londynie, „Kurjer Warszawski” 1925, nr 208, s. 10.
4 Pierwsze zwycięstwo polskiego lekkoatlety na Zachodzie, „Stadjon” 1925, nr 30, s. 7.
5 Zob. wzmianki prasowe o rozgrywkach hokejowych, w których brał udział Julian Gruner: Hockey na lodzie, „Stadjon” 1926, nr 1, s. 14; Hokej, „Stadjon” 1929, nr 6, s. 10; nr 8, s. 1; nr 10, s. 14.
6 M. Kurzajczyk, Katyń…, dz. cyt.
7 Julian Gruner był rekordzistą Polski w skoku wzwyż (Lwów 1922 – 1,76 m) i w rzucie oszczepem (Paryż 1925 – 57,56 m) oraz dziesięciokrotnym medalistą mistrzostw Polski: trzykrotnie zdobył złoto (w skoku wzwyż – 1922; w rzucie oszczepem – 1925, 1926), pięciokrotnie srebro (w skoku wzwyż – 1923, 1924; w rzucie oszczepem – 1922, 1923, 1927) i dwukrotnie brąz (w skoku wzwyż – 1925; w rzucie oszczepem – 1924). Zob. A. Pasko, Julian Gruner…, dz. cyt., s. 14.
8 Międzynarodowe Zawody Akademickie w Warszawie w dn. 17–24.9.1924 r., „Akademik” 1924, nr 1, s. 14.
9 II Olimpiada Akademicka Państw Bałtyckich w dn. od 27 września do 1 października 1924 r., „Akademik” 1924, nr 1, s. 14.
10 S. Rothert, Przed 15 laty. Wspomnienia z debiutu lekkoatletów, „Przegląd Sportowy” 1937, nr 69, s. 3. Zob. też: Życie sportowe. Polska lekka atletyka a mistrzostwa w Pradze, „Gazeta Warszawska” 1922, nr 203, s. 8.
11 Is., Międzynarodowe Mistrzostwa Anglii. Pierwszy występ polskich lekkoatletów poza kontynentem uwieńczony sukcesem, „Stadjon” 1925, nr 32, s. 3–4; Życie sportowe. Polscy lekkoatleci…, dz. cyt., s. 10.
12 Polacy na mistrzostwach Belgii, „Stadjon” 1926, nr 28, s. 7.
13 M.N., Kultura fizyczna. Po sezonie lekkoatletycznym, „Kurjer Poznański” 1925, nr 347, s. 9.
14 Mistrzostwa Polski w lekkiej atletyce, „Kurjer Poznański” 1925, nr 189, s. 8. W tym samym artykule pisano: Gruner był dobrze usposobiony i górował bezwzględnie nad Szydłowskim, czego dowodem, że wszystkie jego rzuty były co najmniej 50-metrowe. Publiczność zachwycała się stylem zwycięzców.
15 T.S., Po mistrzostwach lekkoatletycznych w Warszawie, „Kurjer Poznański” 1926, nr 297, s. 2. 16 J. Drużyńska, S.M. Jankowski, Fibrowa walizka…, dz. cyt. s. 89.
16 J. Drużyńska, S.M. Jankowski, Fibrowa walizka…, dz. cyt. s. 89.
17 Tamże, s. 89–90; E. Gruner-Żarnoch, Córka katyńska, dz. cyt., s. 90.
18 J. Drużyńska, S.M. Jankowski, Fibrowa walizka…, dz. cyt., s. 93.
19 A. Pasko, Julian Gruner…, dz. cyt., s. 6.
20 W Niepodległej Gruner jako rezerwista brał udział w obowiązkowych szkoleniach wojskowych i pod każdym względem był wysoko oceniany przez zwierzchników. Za wybitne uznano: jego poczucie honoru i godności własnej, ideowość w pojmowaniu służby w armii narodowej, odwagę, zachowanie w boju jako dowódcy, cierpliwość i wytrzymałość fizyczną, sprężystość ciała, wymowę, postawę i ruchliwość, pewność siebie, inicjatywę, samodzielność, stanowczość. Dostrzeżono też u niego szczególne zdolności kierownicze. Stwierdzono, że w razie mobilizacji Gruner może zostać naczelnym lekarzem pułkowym. W 1934 r. otrzymał awans do stopnia porucznika. Zob. J. Drużyńska, S.M. Jankowski, Fibrowa walizka…, dz. cyt., s. 97–98.
21 A. Pasko, Julian Gruner…, dz. cyt., s. 7–8.
22 Ponadto Gruner zaistniał jako autor publikacji poświęconych roli szpitala w walce z chorobami zakaźnymi i zatruciami u dzieci. Od roku akademickiego 1926/1927 Gruner przez trzy lata prowadził na UW regularne wykłady (2 razy w tygodniu) z teorii wychowania fizycznego. Zob. R. Gawkowski, Akademicki sport XX-wiecznej Warszawy, Poznań 2019, s. 185; L. Maciański, Wychowanie fizyczne na Uniwersytecie Warszawskim, „Stadjon” 1927, nr 8, s. 14.
23 Zob. J. Drużyńska, S.M. Jankowski, Fibrowa walizka…, dz. cyt., s. 96.
24 Ewa Gruner-Żarnoch jest autorką książki Starobielsk w oczach ocalałych więźniów, Łomianki–Warszawa 2009.
25 Relacja Bronisława Młynarskiego, cyt. za: J. Drużyńska, S.M. Jankowski, Fibrowa walizka…, dz. cyt., s. 102–103.
26 Tamże, s. 105.
27 Cyt. za: A. Przewoźnik, J. Adamska, Katyń. Zbrodnia, prawda, pamięć, Warszawa 2010, s. 125.
28 Prawdopodobnie Bronisław Młynarski.
29 Cyt. za: J. Drużyńska, S.M. Jankowski, Fibrowa walizka…, dz. cyt., s. 117–118.
30 Tamże, s. 120.
31 Na fali chruszczowowskiej odwilży napisała list do Aleksieja Adżubeja, zięcia Chruszczowa i redaktora „Izwiestii”, prosząc o pomoc w odnalezieniu ojca (bez odpowiedzi), pojechała do ZSRS, rozmawiała w Moskwie z polskim ambasadorem Bolesławem Jaszczukiem i gotowa była dotrzeć nawet do Omska, by sprawdzić, czy ojciec nie został zesłany na zachodnią Syberię – zob. tamże, s. 131–132.
32 E. Gruner-Żarnoch, Córka katyńska, dz. cyt., s. 82.
33 Podczas uroczystości w Charkowie mowę Ewy Gruner-Żarnoch odczytała Joanna Klimowicz-Osmańczyk – przedstawicielka Federacji Rodzin Katyńskich. J. Drużyńska, S.M. Jankowski, Fibrowa walizka…, dz. cyt., s. 146–148.