Henryk Reyman Waleczne serce

Był już w zasadzie spóźniony na mecz – nie wrócił na czas z manewrów wojskowych. Nie namyślając się długo, pod gmachem Uniwersytetu Jagiellońskiego zsiadł z konia i biegiem pokonał dwukilometrową trasę na stadion Wisły Kraków. Do szatni wpadł nieco zdyszany. Wzbudził ogólną konsternację, zaraz jednak zadeklarował: Jeśli koledzy podejmą się przez kilka minut grać w dziesięciu, zanim nieco ochłonę i przebiorę się – jestem gotów1. Chwilę potem wbiegł na boisko. Ta scena dobrze oddaje naturę Henryka Reymana, sportowca i żołnierza, który sto lat temu walczył wszędzie tam, gdzie ważyły się losy niepodległości i granic Polski. Reyman, obrońca Lwowa i Przemyśla w wojnie z Ukraińcami, uczestnik walk polsko-czechosłowackich pod Skoczowem i bohater wojny polsko-bolszewickiej, zasłużył się także dla sprawy Śląska.

Henryk Reyman, zdjęcie z 1919 r.
Źródło: archiwum Janusza Tomaszewskiego

„Chłopaki, dajcie pokopać!”

Henryk Reyman urodził się 28 lipca 1897 r. w Krakowie, w rodzinie o wojskowych tradycjach (do chrztu trzymał go generał)2. Jego ojciec – Władysław, urzędnik pocztowy, zmarł na gruźlicę w wieku zaledwie 36 lat. Wychowanie dzieci spadło na barki matki – Franciszki Reymanowej. Pochodziła ona z bogatej kupieckiej rodziny, byt mieli więc zapewniony. Franciszka bardzo troszczyła się o dzieci i wspierała ich liczne sportowe pasje.

Henio, chłopiec energiczny i ciekawy świata, miał w najbliższej rodzinie zapalonych sportsmenów: starszą siostrę Marię, amatorkę jazdy konnej i członkinię sekcji gimnastycznej „Sokoła”, oraz dwóch młodszych braci – Stefana i Jana, którzy jak on uwielbiali grać w piłkę3. Miejscem zabaw chłopców był ogród za domem, obsadzony mnóstwem kwiatów i drzew owocowych. Jednak Henio najchętniej spędzał całe dnie na grze w szmaciankę. Mieszkał tuż obok placu handlowego przy ul. Jabłonowskich. Po południu targowisko pustoszało – przekupki zabierały swoje koszyki, odjeżdżały ostatnie furmanki chłopskie z towarami – i stawało się miejscem emocjonujących rozgrywek.

Mały Henryk często prosił starszych kolegów: „Chłopaki, dajcie pokopać!”. Nie zawsze się zgadzali, nie mając pojęcia, jak znakomity piłkarz wyrośnie z upartego brzdąca. To właśnie na wybrukowanym „kocimi łbami” placu przyszły mistrz wyćwiczył swoją znakomitą technikę i słynny, mocny wykop. Po pełnej niespodzianek grze na „kocich łbach” rywalizacja na równej murawie już niczym nie mogła go zaskoczyć4.

Henryk Reyman na kolanach ojca, Władysława.
Źródło: archiwum Janusza Tomaszewskiego
Plac przy ul. Jabłonowskich – to tu mały Henio zaczynał swoją przygodę z piłką.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Juniorzy Wisły przed 1913 r. W środkowym rzędzie, pośrodku, siedzi Henryk Reyman.
Źródło: historiawisly.pl

Debiut w Wiśle

Miłość do piłki zaszczepili w nim starsi kuzyni – Tadeusz i Witold Rutkowscy, zawodnicy pierwszej drużyny Wisły Kraków. Mieli nosa, wyczuli w młodszym kuzynie talent i piłkarski potencjał. Reyman wyróżniał się mocną posturą, słusznym wzrostem i świetną kondycją. Wiedział, co się dzieje na boisku i jak się ustawić. Potrafił przewidzieć, w którą stronę poleci piłka. Z natury silny, nie bał się ostrej rywalizacji. To wszystko wyraźnie wskazywało, że powinien grać w środku ataku.

We wrześniu 1908 r. rozpoczął naukę w III Gimnazjum im. Króla Jana Sobieskiego, które – szczęśliwie dla niego – kładło duży nacisk na rozwój fizyczny młodzieży. Oprócz obowiązkowej gimnastyki organizowano dla uczniów, i to aż trzy razy w tygodniu, gry i zabawy w pobliskim parku Jordana. Życzliwie patrzono też na modną wówczas wśród młodzieży grę w piłkę, co w innych gimnazjach było rzadkością. Już jako uczeń Reyman stawiał pierwsze kroki w poważnym futbolu. W studenckiej Polonii na pozycji prawego łącznika grał obok późniejszych sław: Józefa Kałuży, Stanisława Mielecha czy Józefa Kubińskiego. Przygoda z Polonią trwała jednak dość krótko.

W marcu 1910 r. Witold Rutkowski wystarał się o zapisanie kuzyna do juniorów Wisły, nazywanej Białą Gwiazdą. Jako zawodnik Henryk miał wolny wstęp na zawody i mógł z bliska przyglądać się grze najlepszych piłkarzy. Wkrótce awansował do pierwszej drużyny, gdzie zadebiutował w wieku 17 lat, na pozycji środkowego napastnika. Było to ogromne wyróżnienie. Wiśle w 1914 r. nie brakowało dobrych zawodników. Doceniono jednak umiejętności Reymana, jego wolę walki, talent oraz znakomitą grę w drużynach juniorskich i rezerwowych.

Henryk Reyman z rodzeństwem (zdjęcie z 1916/1917 r.). Henryk miał dwie siostry: Marię (1895–1987, po mężu Dzierżyńska) i Zofię (1900–1982, po mężu Tomaszewska) oraz dwóch braci: Stefana (1898–1941) i Jana (1902–1984). Każdy z trzech braci był zawodnikiem TS Wisła Kraków.
Źródło: archiwum Janusza Tomaszewskiego

Dzielny i skuteczny

Wybuch I wojny światowej oznaczał przerwę w grze. Reyman walczył w szeregach armii austriackiej. Początkowo służył w poczcie polowej i chciał dostać się do Legionów Piłsudskiego, ale przełożeni nie wyrażali na to zgody. Skierowany na front włoski, otrzymał awans do stopnia podporucznika. Jako dowódca plutonu karabinów maszynowych w 1918 r. uczestniczył w walkach nad Piawą5, podczas których dwukrotnie odniósł rany. Na polu walki niejednokrotnie wykazał się męstwem i odwagą. Został odznaczony za „dzielne i skuteczne zachowanie przed wrogiem”6.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości wstąpił do Wojska Polskiego. Służbę rozpoczął w oddziale konnym. Na początku 1919 r., przeniesiony do 3 Pułku Piechoty, brał udział w obronie Lwowa i Przemyśla. Został ranny i przewieziony do szpitala w Krakowie. Następnie trafił na Śląsk Cieszyński, o który Polska toczyła bój z Czechosłowacją. Latem 1919 r. w okolicach Sosnowca brał udział w przygotowaniach do I Powstania Śląskiego. Uczestniczył też w akcji plebiscytowej na terenie Spisza i Orawy.

Jesienią złożył wniosek o przyjęcie na stałe do Wojska Polskiego. Prośba została rozpatrzona pozytywnie. Przełożeni pisali o Reymanie: Bardzo dobry – sumienny i wzorowy oficer. Zna przepisy i utrzymuje dobry duch w swojej kompanii. Jego służba jest dzielna i pod każdym względem skuteczna7. W grudniu 1919 r. mianowano go porucznikiem. Jako żołnierz zawodowy został przydzielony do 20 Pułku Piechoty, z którym uczestniczył w wielu zwycięskich bitwach. Walczył z Ukraińcami o Małopolskę Wschodnią i zasłużył się w wojnie polsko-bolszewickiej. Do najcięższego starcia doszło pod Zamoszem. Zacięte walki toczyły się również pod Nowikami i Mackami, gdzie pułk poniósł dotkliwe straty. Reyman walczył na bagnety pod Szpanowem, a także w krwawej bitwie pod Klekotowem. W połowie sierpnia, cofając się na Lwów, stoczył walki pod Chałupami i Polonicą. Wrzesień to kolejne natarcia i kolejne sukcesy: zdobycie Firlejówki, Krasnego, Sasowa8. Później działania wojenne dobiegły końca. Pobyt pułku na wschodzie Polski trwał do grudnia. Za udział w walkach z bolszewikami Reymana aż czterokrotnie odznaczono Krzyżem Walecznych.

W 1921 r. ukończył czteromiesięczny kurs w Szkole Podchorążych Piechoty w Warszawie. Trafił na Śląsk, gdzie uczestniczył w III Powstaniu Śląskim9. Został ciężko ranny i trafił do szpitala w Krakowie. Gdy wyzdrowiał, wrócił do 20 Pułku Piechoty, który stacjonował pod Wawelem.

Odznaka 20 Pułku Piechoty.
Źródło: domena publiczna
Henryk Reyman brał udział w III Powstaniu Śląskim.
Źródło: archiwum Janusza Tomaszewskiego

Powrót do Krakowa

Do roku 1921 Henryk Reyman uczestniczył w walkach na niemal wszystkich frontach, gdzie toczyły się boje o przyszłe granice. Jednocześnie w Krakowie walczył o zupełnie inną sprawę. Nieraz po służbie wsiadał do pociągu i całą noc jechał do Krakowa, by następnego dnia rozegrać mecz.

Klub znajdował się w bardzo trudnej sytuacji. Stadion Wisły spłonął pod koniec 1915 r. Zniszczone szatnie, stadion, klubowe dokumenty – nic nie wskazywało na to, by klub miał się odbudować. W opłakanym stanie była także przedwojenna wschodząca gwiazda Wisły. Ze wspomnień Reymana wynika jednak, że nie rozczulał się nad sobą i szybko zakasał rękawy: Wracam ranny z frontu włoskiego. Na meczu spotykam mego kolegę klubowego Szuberta i postanowiliśmy przystąpić do reorganizacji Wisły10.

Nieoczekiwanie – i, wydawałoby się, wbrew własnemu interesowi – z pomocą wiślakom przybył Józef Lustgarten, piłkarz i działacz sportowy Cracovii. Zgodził się udostępnić im stadion Pasów (jak potocznie określa się Cracovię). Reymanowi tak dobrze szła gra, że mało brakowało, a na dobre zostałby w drużynie rywali. Ale Lustgarten, który „świętą wojnę” między klubami pojmował zupełnie inaczej, niż pojmuje się ją dziś, powiedział: Waszym obowiązkiem, Heniu, jest odbudowa Wisły. Silna Wisła jest potrzebna Krakowowi, Cracovii. Silna rywalizacja jest niezbędnym czynnikiem postępu w sporcie11.

Wiślacy zaczęli od ściągnięcia 11 zawodników. Z pieniędzy przekazanych przez piłkarzy i garstkę wiernych sympatyków kupili sprzęt i już w lipcu 1918 r. rozegrali we Lwowie mecz wyjazdowy z Pogonią. O regularnych treningach czy szlifowaniu formy przed sezonem nie było wtedy mowy. Reyman i jego klubowi koledzy mieli na głowie coś znacznie ważniejszego: obronę granic ojczyzny. W obawie przed porażką, aby nie nadszarpnąć dobrego imienia Białej Gwiazdy, wystąpili jako Sparta Kraków. Niepotrzebnie się bali – mecz zakończył się zwycięstwem Wisły 3 : 0. Lwowski „Sport” pisał: Stara gwardja jęła się ochoczo do pracy i szanowne, stare imię Wisły znowu wypłynęło na powierzchnię życia sportowego12.

Drużyna Wisły w 1919 r. (Henryk Reyman stoi trzeci od lewej).
Źródło: historiawisly.pl
Okładka „Wiadomości Sportowych” (10 kwietnia 1922 r.) poświęcona otwarciu stadionu Wisły.
Źródło: historiawisly.pl

W reprezentacji Polski

Przełomowy dla kariery Reymana okazał się rok 1922. Dwudziesty pułk stacjonował w Krakowie, co ułatwiało piłkarzowi treningi i utrzymanie formy. O wiele istotniejsze dla rozwoju klubu było jednak wybudowanie własnego stadionu. Został on otwarty 8 kwietnia i odmienił grę Wisły, która znów pretendowała do miana najlepszej krakowskiej drużyny – także za sprawą Reymana, regularnie zdobywającego gole. Prasa pisała o nim, że jest duszą drużyny, że dawno nie był w tak dobrej formie. Gracz ten porywa naprzód cały atak, dodaje mu życia i siły i kieruje umiejętnie jego pociągnięciami. Każdą sytuację stara się zaraz wykorzystać, co mu się dotychczas doskonale udaje13. Trafiał do bramek rywali nawet z 30 m, jego „bomba z dystansu” stała się wręcz legendarna.

Fenomenalna gra sprawiła, że otrzymał powołanie do kadry narodowej, która przygotowywała się do spotkania z Węgrami. Pierwszy mecz polskiej reprezentacji na terenie dopiero co odzyskanego kraju traktowano jako piłkarskie święto. W niedzielę 14 maja 1922 r. na stadionie Pasów zjawiło się 16 tys. kibiców. Był to wielki sukces organizacyjny, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że loża na siedem osób kosztowała 7000, a miejsce na krześle – 1200 marek. Dzienna stawka robotnika wynosiła wtedy 300 marek14.

Reyman grał na pozycji prawego łącznika, u boku Józefa Kałuży. Niestety polscy piłkarze nie poradzili sobie z presją, nie potrafili w pełni skoncentrować się na grze i wykazać zdolnościami. Po przegranym meczu (0 : 3) spadła na nich lawina krytyki. Silny i rosły i osobiście zapewne nie tchórz, przecież długoletni oficer w pierwszej linii bojowej, nigdy nie użył swych walorów cielesnych, nie atakował ciałem Węgrów… Technicznie dobry, poza tem jednak jeszcze bez biegu i startu, w rzutach pechowiec, był najsłabszym naszym napastnikiem15 – pisał w pomeczowej recenzji redaktor „Sportu”. Na szczęście kolejne mecze reprezentacji były już bardziej udane, a Reyman budował swoją pozycję na krajowych boiskach.

Olimpijski debiut

W 1924 r. nie mogło go zabraknąć w składzie reprezentacji na pierwsze igrzyska olimpijskie w historii niepodległej Polski. Reymanowi dobrze szło w sparingach kadrowych. Prasa cały czas zastanawiała się, kto poprowadzi drużynę Polaków: on czy Józef Kałuża. Kałuża ruchliwszy i szybszy, Reyman za to silniejszy, lepiej predestynowany bojowo, obaj jednakowo umiejętnie rozdzielają piłkę, a gdy Kałuża pozbawiony jest obecnie zupełnie strzału, Reyman słynie zaś w Polsce jako strzelec, wszystko zdaje się przemawiać za tym ostatnim16– można było przeczytać w „Stadjonie”.

Sytuację zmienił dwumecz ze Szwecją, rozgrywany bezpośrednio przed meczem w Paryżu. Nasi piłkarze przegrali 0 : 5, co wskazywało, że nie są odpowiednio przygotowani do igrzysk. Formy piłkarzy nie poprawiła też męcząca, wielogodzinna podróż pociągiem do Paryża. Zawodnicy przybyli na miejsce wyczerpani.

Jan, brat Henryka Reymana, wspominał po latach, że miał złe przeczucia. Zespół nie był zgrany. Nie brakowało w nim utalentowanych, wysokiej klasy graczy, ale nie tworzyli oni spójnej całości, byli zbiorowiskiem indywidualistów. Na domiar złego do ostatniej chwili wprowadzano zmiany w ustawieniu zawodników. Reyman, od wielu miesięcy przygotowywany do gry na pozycji środkowego napastnika, wystąpił ostatecznie jako lewy łącznik. Jego miejsce zajął Józef Kałuża. Za sprawą organizacyjnego chaosu i braku pomysłu na poprowadzenie drużyny nasz zespół wysoko przegrał z Węgrami (0 : 5). W recenzjach zarzucano Reymanowi, że nie grał w tym meczu więcej niż… sędzia autowy17.

Znaczek pocztowy emisji „100 lat Polskiego Związku Piłki Nożnej” wydany w 2019 r.
Źródło: Poczta Polska
Reprezentacja Polski w piłce nożnej na igrzyskach olimpijskich w Paryżu (Henryk Reyman stoi drugi od lewej).
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Karykatura Henryka Reymana w dwutygodniku „Karykatury”, 1 września 1924 r.
Źródło: Biblioteka Narodowa

„Nikt nie wymaga od was samych zwycięstw”

Reyman prowadził atak Wisły w latach 1914–1934 i w sumie zdobył aż 1250 bramek18. Dominującą pozycję w drużynie zyskał nie tylko ze względu na piłkarskie umiejętności, ale też dzięki zaangażowaniu w działalność klubu. Dla kolegów był wzorem, przywódcą, moralnym kompasem. O tym, jak ważną rolę odgrywał, świadczy fakt, że od 1924 r. do końca kariery nieprzerwanie był kapitanem Wisły. Swoją postawą wielokrotnie ratował wynik meczu. Nie inaczej stało się podczas derbów z Cracovią w maju 1925 r. Trzy dni wcześniej Reymanowi zdjęto z nogi gips. Trener Imre Schlosser nalegał jednak, by kapitan wystąpił, chociażby po to, by asystować kolegom i podtrzymywać w zespole bojowego ducha. Pierwsza połowa spotkania była dla Wisły fatalna, najgorsza w historii derbowych zmagań. Drużyna przegrywała 1 : 5 i zbierała cięgi jak nigdy wcześniej.

Wiślacy zeszli do szatni w podłych nastrojach. Reyman przemówił do kolegów spokojnie, acz stanowczo: Kto z was nie czuje się na siłach, aby w drugiej połowie meczu wydać z siebie wszystkie siły dla zmazania hańby, jaka w tej chwili wisi nad nami – to niech lepiej nie wychodzi na boisko. Nikt nie wymaga od was samych zwycięstw. Czasem i przegrać przychodzi. Ale każdy ma prawo żądać od was ambitnej i nieustępliwej walki. Nie dopuśćcie do tego, aby ludzie uznali was za niegodnych… podania ręki19.

Podziałało, drużyna wyszła na boisko odmieniona. Piłkarze dawali z siebie wszystko, do końca nie godząc się z możliwością porażki. Reyman, który miał być jedynie statystą, strzelił cztery gole. Wisła wyrównała. W 1926 r. drużyna zdobyła Puchar Polski, a jej kapitan w pięciu meczach strzelił aż osiem bramek20. Rok później Biała Gwiazda zwyciężyła w mistrzostwach kraju. Rok 1927 był najlepszy w karierze Reymana, który w wieku 30 lat zdobył 37 bramek w sezonie. Jego rekord do dziś nie został pobity21.

Drużyna krakowskiej Wisły w 1926 r. (Henryk Reyman w górnym rzędzie czwarty od prawej).
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Fair play

Malarz ustawia modela, dbając, by ten zapozował odpowiednio wyprostowany i zaprezentował umięśnioną sylwetkę. Vlastimil Hofmann, artysta znany ze sportowej pasji i zamiłowania do Wisły Kraków, postarał się, by Henryk Reyman przypominał antyczny ideał atlety. Ale to inny portret piłkarza można dziś podziwiać w siedzibie Wisły. Widać na nim, jak Reyman, z koszulką zawieszoną na ramionach, nonszalancko przeskakuje przez nogi upadającego na boisku (faulowanego?) rywala.

Był typem napastnika-przebojowca, odważny, twardy w grze, chętnie szedł na przebój, z reguły kończąc go strzałem. Gdy się już rozpędził, to w zasadzie nikt nie mógł go zatrzymać w pędzie na bramkę22. Jego strzały były tak mocne, że zwalały rywali z nóg. Jednego z czterech goli w meczu z Rumunią strzelił z woleja z 18 m. Razem z piłką w bramce wylądował… rumuński bramkarz, który na kilka minut stracił przytomność.

Reyman nie unikał starć, nie bał się ostrej rywalizacji, ale zawsze przestrzegał zasad fair play. Kodeks honorowy nie pozwoliłby mu na częste dziś symulowanie faulu czy wymuszanie rzutów karnych, a tym bardziej – na kłamstwo. Nie inaczej było 2 sierpnia 1931 r. podczas meczu z Pogonią Lwów. Wisła wtedy zremisowała, a mogła wygrać. Po strzale Reymana sędzia uznał bramkę, lecz obrońca rywali miał poważne wątpliwości, którymi podzielił się z kapitanem zespołu Wacławem Kucharem. „Ta Wacuś! Ta łon ręką bramkę strzelił!”23 – zaciągnął po lwowsku. Arbiter był w kropce, bo sam niczego nie zauważył. Zwrócił się więc do Reymana: „Ja bramkę odgwizdałem, ale niech pan da słowo, że zdobył ją głową”.

Drużyna Wisły czekała w napięciu. Koledzy dawali kapitanowi porozumiewawcze znaki. On jednak wiedział, co należy zrobić. „Nie, panie sędzio, zdobyłem ją rzeczywiście ręką” – przyznał24. Na koniec sezonu do zdobycia mistrzostwa kraju Wiśle zabrakło tylko jednego punktu…

Henryk Reyman pozuje Vlastimilovi Hofmannowi.
Źródło: historiawisly.pl
„Święta wojna” w 1932 r. – Henryk Reyman pierwszy z prawej.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Henryk Reyman na obrazie Vlastimila Hofmanna powstałym w końcu lat 20. XX w.
Źródło: historiawisly.pl
Lidia, żona Henryka Reymana.
Źródło: archiwum Janusza Tomaszewskiego

Koniec kariery – czas na miłość

W 1933 r. Reyman miał już wprawdzie 36 lat, ale mimo zaawansowanego jak na piłkarza wieku był w świetnej formie. Nic nie zapowiadało zakończenia kariery – w dodatku w mało przyjemnych okolicznościach, po meczu z Cracovią.

Tego dnia sędzia Rosenfeld ewidentnie sprzyjał Pasom. Gdy w 84. minucie uznał gola, mimo że padł on z pozycji spalonej, kapitan Wisły nie wytrzymał. Między nim a Rosenfeldem doszło do scysji, po której kapitan Wisły musiał opuścić boisko. Koledzy chcieli za nim iść, ale powstrzymał ich gestem i kazał im grać do końca. Po minucie jednak zmienił zdanie, wrócił na boisko i powiedział wiślakom, żeby przerwali grę. Zawodnikom opuszczającym murawę towarzyszyły gwizdy i wulgarne okrzyki. Prezes Krakowskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej – gen. Bernard Mond uznał, że to niedopuszczalne, by oficer służby czynnej schodził z boiska wśród krzyków i gwizdów kilkutysięcznego tłumu. Pojawiły się pogłoski, że zamierza zakazać zawodowym wojskowym gry w klubach piłkarskich25. Co więcej, zakaz miał dotyczyć nie tylko okręgu krakowskiego, ale całego kraju. Sprawa była szeroko krytykowana w prasie, wywołała prawdziwą burzę – a dla Reymana oznaczała koniec sportowej kariery. W 1934 r. były już kapitan Wisły został służbowo przeniesiony do Kutna, gdzie objął dowództwo I batalionu 37 Pułku Ziemi Łęczyckiej. Razem z kolegami stworzył Wojskowy Klub Sportowy „Boruta”, którego sekcja piłki nożnej występowała w rozgrywkach klasy B. Z jego inicjatywy na terenie koszar urządzono boisko piłkarskie26.

Reyman, podobnie jak wielu innych wojskowych, świetnie jeździł konno. Podczas pobytu w Kutnie wielokrotnie startował w zawodach hippicznych. Grał w tenisa, pływał, jeździł na nartach. Był świetnym strzelcem, zdobywał liczne nagrody. Jeździł też na łyżwach. Pewnego dnia w pamiętniku zanotował: Ślizgawka znakomita. Poznałem panią P. i N. Bawiliśmy się do ósmej27.

Wysoki, dobrze zbudowany, wysportowany szatyn o śniadej cerze i niebieskich oczach, z ostrym nosem i mocno zarysowaną, męską szczęką bez wątpienia mógł się podobać kobietom. Chodził w oficerskim mundurze, był powszechnie znany. Łatwo nawiązywał znajomości, a jednak długo pozostał kawalerem. Odpowiednią pannę spotkał dopiero przed czterdziestką, na wieczorku tanecznym w krakowskim klubie Feniks. Lidia Dudek miała 22 lata i była córką profesora gimnazjalnego, bardzo zresztą urodziwą. Tak spodobała się piłkarzowi Białej Gwiazdy, że przetańczył z nią całą noc. To była miłość od pierwszego wejrzenia – mimo dość sporej różnicy wieku. Pobrali się w grudniu 1936 r.28

 

400. mecz Henryka Reymana (pierwszy z lewej) w barwach krakowskiej Wisły (25 maja 1931 r.).
Źródło: historiawisly.pl

Wojna. Na froncie i w ukryciu

We wrześniu 1939 r. trzeba było zostawić rodzinę i sportowe pasje. Henryk Reyman dowodził jednym z batalionów 37 Pułku Piechoty, miał bronić umocnień wokół Wągrowca nieopodal Bydgoszczy. Po kilku dniach cały pułk został podporządkowany Armii „Pomorze” i rozpoczął odwrót w kierunku Inowrocławia. 13 września dotarł nad Bzurę. Bitwa, do której doszło, była największą polską operacją zaczepną przeciwko III Rzeszy do 1941 r. Reyman na czele swojego batalionu uczestniczył w natarciu na Bolimów, w kolejnym zdobył wieś Sierzchów29. Dalsze walki przyniosły jednak ogromne straty. Resztka pozostałych przy życiu żołnierzy z trudem odpierała niemieckie natarcia. Rankiem 16 września Polacy uderzyli na Kozłów Szlachecki, gdzie spotkali się z silną kontrą nieprzyjaciela.

Niemiecki pocisk doszczętnie zniszczył stanowisko Reymana. On sam, ranny w nogi, został wyniesiony spod ostrzału przez sanitariuszy. Niestety nie udało mu się uciec przed Niemcami, którzy na polu walki dotkliwie pobili go kolbami karabinów. Doznał uszkodzenia kręgosłupa, wybito mu zęby i rozcięto policzek. Z powodu rany głowy i szczęki przez wiele dni nie mógł mówić. Trafił do niewoli i jako jeniec wojenny został przewieziony do szpitala w Rawie Mazowieckiej.

Planował ucieczkę kolejką wąskotorową, ale szyki pokrzyżowała mu zamieć śnieżna. Kolejna sposobność nadarzyła się kilka dni później. Żołnierze przygotowali akurat występy artystyczne, więc Reyman wraz z żoną, korzystając z nieuwagi strażników, uciekli… sankami30. Majorowi udało się przedostać do Krakowa. Hitlerowcy wysłali za nim list gończy, wyznaczyli ogromną nagrodę pieniężną. Musiał się ukrywać, początkowo w klasztorze benedyktynek w Łagiewnikach, gdzie – wyrobiwszy sobie papiery na nazwisko Tomaszewski – zatrudnił się w charakterze stróża nocnego. W pobliżu Krakowa nie mógł jednak czuć się bezpiecznie, był tam zbyt znany. Z obawy przed dekonspiracją wyjechał w okolice Tarnobrzega. Pracował jako gajowy i leśniczy w majątku hrabiów Tarnowskich w Dzikowie.

Dwaj bracia Henryka trafili do KL Auschwitz. Stefan, aresztowany w lutym 1941 r., został zamordowany kilka miesięcy później. Jan, żołnierz ZWZ, zatrzymany w maju 1942 r., przeżył obóz. Młodsza siostra – Zofia Tomaszewska ryzykowała życiem, ratując żydowską rodzinę. 15 maja 2007 r. otrzymała tytuł Sprawiedliwej wśród Narodów Świata31.

Odznaka 37 Pułku Piechoty. III batalionem tego pułku dowodził w kampanii wrześniowej mjr Henryk Reyman.
Źródło: domena publiczna
Wypowiedź kapitana PZPN, Henryka Reymana, na łamach „Sportu” (1947 r.).
Źródło: Biblioteka Narodowa

„Orły, do boju!”

Po zakończeniu niemieckiej okupacji Reyman wrócił do Krakowa. Od razu włączył się w prace nad odbudową piłki nożnej po wojennych zniszczeniach. Zdaniem dziennikarza Jana Frandoferta odegrał tu rolę niebagatelną – „jeździł po kraju i gdzie tylko mógł, szukał sojuszników w tej sprawie”32. W świecie piłki był już postacią legendarną. Nic zatem dziwnego, że przedstawiciele ośmiu krajowych związków piłkarskich wybrali go do zarządu PZPN jako kapitana związkowego, czyli selekcjonera. Piłkarzy Reyman mobilizował okrzykiem: „Orły, do boju!”.

Szybko się jednak okazało, że dla komunistycznych władz przedwojenny oficer, wierzący, bezpartyjny i na dodatek nieidentyfikujący się z nowym ustrojem, jest niewygodny. Zaczęły się szykany. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego odmówiło mu wydania paszportu, gdy kadra jechała na pierwszy powojenny mecz do Norwegii, nie puszczono go również do Czechosłowacji. Zrezygnował więc z pracy selekcjonera PZPN i wycofał się z życia publicznego.

Legitymacja Henryka Reymana – członka honorowego Polskiego Związku Piłki Nożnej.
Źródło: historiawisly.pl

Dopiero po odwilży politycznej w 1956 r. ponownie poprowadził kadrę narodową, m.in. w legendarnym meczu z ZSRS w 1957 r., wygranym 2 : 1 na Stadionie Śląskim w Chorzowie33.

Miał świadomość, że władze obserwują jego działania i czyhają na najmniejszy błąd. Mocno to przeżywał. Aresztowania, sfingowane procesy i wieloletnie wyroki więzienia dla ludzi z podobnymi życiorysami sprawiały, że nie czuł się bezpiecznie.

Został dyrektorem Wojewódzkiego Urzędu Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego w Krakowie. Dawało mu to możliwość pracy w dziedzinach, które znał i lubił: sporcie i wojsku. Nie na długo jednak. Wytwarzano wokół niego atmosferę podejrzeń. Został skazany przez sąd wojskowy na rok więzienia w zawieszeniu „za nadużycia władzy”. Miał usunąć się w cień. Głównym źródłem utrzymania Reymana stała się praca w sklepie chemicznym, którego był cichym udziałowcem. Przez pewien czas pracował jako kierownik zaopatrzenia w Chemicznej Spółdzielni Inwalidów „Winyl”.

Prezes Wisły S. Żmudziński składa podziękowanie za sukcesy poprzednich pokoleń piłkarskich na ręce najsłynniejszego piłkarza w dziejach Towarzystwa,
Henryka Reymana (17 sierpnia 1958 r.).
Źródło: historiawisly.pl

„Proszę pozdrowić piłkarzy”

Nigdy nie porzucił Wisły – nawet gdy odsunięto go od stanowisk i pracy w klubie. Śledził wyniki ukochanej drużyny i mocno przeżywał jej porażki. Gdy Wiśle groziły spadki, mobilizował zawodników do lepszej gry, ale też starał się wpłynąć na ich postawę poza boiskiem. Od piłkarzy wymagał zaangażowania, przywiązania do barw klubowych, patriotyzmu. Wyrzucał im: „Macie niektórzy takie warunki fizyczne, że Pele przy was to łachudra, a nie spełniacie pokładanych nadziei”34. Nikt nie odważyłby się ostro mu odpowiedzieć, Reymana otaczał bowiem nimb legendarnego gracza, olimpijczyka. Również jego stopień wojskowy, dokonania wojenne i zachowanie budziły respekt.

Reprezentant Polski Edmund Zientara wspominał: Płk Reyman był osobą niewątpliwie nietuzinkową, a dla piłkarzy ówczesnego czasu pewnego rodzaju oryginałem. Jego sposób prowadzenia przedmeczowych odpraw, tubalny głos, patriotyczne wstawki – to było coś innego. (…) Zapamiętałem je jako patriotyczne wystąpienia, a nie wykłady dotyczące założeń taktycznych dotyczących danego spotkania piłkarskiego. (…) Kiedy pytaliśmy, skąd u niego nawyk głośnego, donośnym głosem wypowiadania się, oświadczył: Panowie, we wrześniu 39 mój głos porywał pułk do ataku35.

Na stadionie pojawiał się do końca życia, choć już tylko w roli kibica. Nie każdy od razu rozpoznawał, że starszy mężczyzna na trybunach, „noszący się bardzo prosto, o wielce sympatycznej powierzchowności, ubrany czysto i schludnie”36, to słynny Reyman, najlepszy przedwojenny bombardier Wisły, piłkarski działacz, z którym klub już zawsze miał być kojarzony.

Choroba przyszła nagle i niepostrzeżenie. Nogi odmówiły posłuszeństwa. Jeszcze jesienią 1962 r. Reymanowi dopisywała forma. Odwiedził siostrzeńca, był po badaniach, cieszył się, że z jego zdrowiem jest już wszystko w porządku. Tak musiało być w rzeczywistości, bo w pamięci utkwiło mi zdarzenie z tej jesieni, gdy razem musieliśmy podbiec do tramwaju około 100 metrów. Wujek nawet się nie zasapał, a ja – mimo że o wiele młodszy – trochę zadyszki po takim biegu miałem37– wspominał siostrzeniec Janusz Tomaszewski.

Pogorszenie zdrowia przyszło wiosną 1963 r. Podczas kolejnej wizyty u rodziny, tuż przed pójściem do szpitala, żalił się, że brakuje mu sił. Coraz częściej zdarzały mu się epizody utraty świadomości. Nie wiedział, że ma raka i że choroba jest nieuleczalna. Prawdę poznał po prześwietleniu płuc. W szpitalu prosił zaprzyjaźnionego dziennikarza Jana Frandoferta: Niech pan pisze o Wiśle więcej i cieplej, ale jak zajdzie potrzeba, to krytycznie. Taki klub jak nasz jeszcze więcej niż dotychczas musi się troszczyć o młodzież, bo to przyszłość sportu – prawda?!38. Na sam koniec spotkania dorzucił: A jak pan wpadnie na boisko, to proszę pozdrowić piłkarzy ode mnie39.

Nie wyszedł już ze szpitala.

16 kwietnia 1963 r. – pogrzeb Henryka Reymana.
Źródło: archiwum Janusza Tomaszewskiego

Strzelaj pan!

Wujek był dla mnie wzorem pod każdym względem – mówił Janusz Tomaszewski w jednym z wywiadów. – I jako sportowiec, i jako człowiek. Imponowała mi jego postawa wobec ówczesnej rzeczywistości. To był bardzo religijny człowiek. Odrzucał wszelkie namowy, żeby wstąpić do partii, mimo że oferowano mu w zamian za to intratne posady, stanowiska40.

Nigdy nie uzewnętrzniał swoich poglądów politycznych, ale w dokumentach wojskowych siostrzeniec znalazł zapis: „Inwigilowany przez Urząd Bezpieczeństwa. Negatywny stosunek do władzy”41. Nawet gdy zmarł, władza chciała go sobie zawłaszczyć. Rodzinie zaproponowano organizację pogrzebu na koszt państwa, pochówek w Alei Zasłużonych na Rakowicach. Jedyny warunek brzmiał: pogrzeb ma być świecki. Oczywiście nie było na to naszej zgody i zgodnie z życzeniem wujka msza święta została odprawiona w kościele oo. Kapucynów42 – podkreślał Tomaszewski. Kondukt żałobny przeszedł ulicami Krakowa na Rakowice, gdzie Reyman został pochowany w grobowcu rodzinnym.

Postać krakowskiego piłkarza i żołnierza doskonale sportretował Stanisław Habzda: Płk. Henryk był nie tylko dla Krakowa czymś więcej, niż działaczem czy świetnym zawodnikiem. Był on chyba – jakimś symbolem fair play, fantastycznym wręcz rzecznikiem czystości, idealizmu w naszym sporcie. I ta właśnie atmosfera, którą mimo woli wokół siebie roztaczał, te żelazne zasady „starej szkoły”, od których nigdy nie zrobił najmniejszego odstępstwa, mimo iż nieraz były one już nieżyciowe czy trochę „staromodne” – wszystko to sprawiało, że nazwisko jego wymawiało się zawsze z najwyższym szacunkiem43.

Nigdy nie zapomniał, jak się gra w piłkę. Świadczy o tym anegdota z czasów, gdy był już starszym, siwym panem. Wracał właśnie przez Błonia z meczu Wisły. Kiedy zobaczył grupkę chłopaków grających w piłkę, od razu przypomniał sobie młodzieńcze czasy i tak jak wtedy poprosił: „Chłopcy, dajcie pokopać”. „Czemu nie” – pomyśleli, nie widząc w nim rywala. Przerwali grę i zachęcali: „No, strzelaj pan!”. Nie spodziewali się, co będzie dalej. Piłka wystrzelona jak z procy trafiła idealnie w róg bramki. Za chwilę, uderzona z woleja, przeleciała tuż obok słupka. Młody bramkarz nie wytrzymał: „E tam, na takie bomby to ja nie mam siły! On strzela jak prawdziwy gracz”44.

Przypisy:

1www.historiawisly.pl [dostęp: 1 marca 2021 r.].
2Henryk Reyman – żołnierz niepodległości, legenda Wisły Kraków, film dokumentalny zrealizowany w ramach projektu Otwarty Kraków, https://www.otwartykrakow.pl/?fbclid=IwAR0B_K0eBzIm8lXcp3nmW2Flaok2wwibkYettHHoDTffWM9IzpziCbdb9Rw [dostęp: 2 kwietnia 2021 r.].
3Paweł Pierzchała, Z Białą Gwiazdą w sercu. Wiślacka legenda: Henryk Reyman 1897–1963, s. 538–540, Kraków 2006.
4Tamże, s. 14–15.
5Jerzy Truściński, Andrzej Urbaniak, Ppłk Henryk Tomasz Reyman – sportowiec i żołnierz, „Kutnowskie Zeszyty Regionalne” 2004, t. VIII.
6 Paweł Pierzchała, Z Białą Gwiazdą w sercu, s. 375.
7Tamże, s. 380.
8Tamże, s. 381.
9Jerzy Truściński, Andrzej Urbaniak, Ppłk Henryk Tomasz Reyman.
10Paweł Pierzchała, Z Białą Gwiazdą w sercu, s. 35.
11Tamże, s. 35.
12Tamże, s. 35.
13www.historiawisly.pl [dostęp: 02 marca 2021 r.].
14Michał Białoński, Piłkarskie legendy Orłów. Henryk Reyman – sylwetka, https://sport.interia.pl/raporty/raport-pilkarskie-legendy-orlow/sylwetki/news-pilkarskie-legendy-orlow-henryk-reyman-sylwetka,nId,4426877 [dostęp: 1 marca 2021 r.].
15www.historiawisly.pl [dostęp: 3 marca 2021 r.].
16Tamże.
17Tamże.
18Henryk Reyman (28 VII 1897 – 11 IV 1963), film przygotowany przez Wiślackich Patriotów,
https://www.youtube.com/watch?v=qsCxpSXKp70 [dostęp: 2 marca 2021 r.].
1995 lat temu Henryk Reyman wypowiedział słynne słowa: „Nikt nie wymaga od Was samych zwycięstw…”, https://wisla.krakow.
pl/aktualnosci/aktualnosci/95-lat-temu-henryk-reyman-wypowiedzial-slynne-slowa-nikt-nie-wymaga-od-was-samych-zwyciestw [dostęp: 2 marca 2021 r.].
20Michał Białoński, Piłkarskie legendy Orłów.
21Tamże.
22Henryk Reyman, http://historiawisly.pl/wiki/index.php?title=Henryk_Reyman [dostęp: 1 marca 2021 r.].
23Tamże.
24Tamże.
25www.historiawisly.pl [dostęp: 2 marca 2021 r.].
26Jerzy Truściński, Andrzej Urbaniak, Ppłk Henryk Tomasz Reyman.
27Paweł Pierzchała, Z Białą Gwiazdą w sercu, s. 550.
28Tamże, s. 550.
29Jerzy Truściński, Andrzej Urbaniak, Ppłk Henryk Tomasz Reyman.
30Tamże.
31Janusz Maria Tomaszewski, https://ocalicpamiec.mhk.pl/portfolio/janusz-maria-tomaszewski/ [dostęp: 5 marca 2021 r.].
32www.historiawisly.pl [dostęp: 2 marca 2021 r.].
33Beata Mordarska, Siła brandu na przykładzie marki sportowej „Wisła Kraków”, http://nowymarketing.pl/a/31108,sila-brandu-na-przykladzie-marki-sportowej-wisla-krakow?fbclid=IwAR2tnpqKQ8OAzMMxpZkw5HmlRsMIC2YMz4jnTc8TzmRD-5fY5hauHrl2kDxU [dostęp: 2 marca 2021 r.].
34Paweł Pierzchała, Z Białą Gwiazdą w sercu, s. 527.
35www.historiawisly.pl [dostęp: 2 marca 2021 r.].
36Paweł Pierzchała, Z Białą Gwiazdą w sercu, s. 522.
37Bartosz Karcz, Henryk Reyman – wzór pod każdym względem. Wspominamy legendę Wisły, https://gazetakrakowska.pl/henryk-reyman-wzor-pod-kazdym-wzgledem-wspominamy-legende-wisly/ar/793384 [dostęp: 2 marca 2021 r.].
38Jan Frandofert, „Biała Gwiazda” Henryka Reymana, http://www.tswisla.pl/biala-gwiazda-henryka-reymana/ [dostęp: 2 marca 2021 r.].
39Tamże.
40Bartosz Karcz, Henryk Reyman – wzór pod każdym względem.
41Tamże.
42Tamże.
43www.historiawisly.pl [dostęp: 2 marca 2021 r.].
44Paweł Pierzchała, Z Białą Gwiazdą w sercu, s. 523.

Artur Kasprzyk W walce o sport dla wszystkich

Niech żyje dowódca narciarskiej grupy treningowej – głosiło hasło wypisane na drzwiach jednej z kwater w Zakopanem. Miasto żyło wtedy międzynarodowymi zawodami narciarskimi i dziennikarze mieli ręce pełne roboty, ale ciekawski redaktor nie mógł nie zapukać do drzwi ozdobionych niecodziennym napisem. Przyjął go por. Artur Kasprzyk – „młody, zdrowy, ogorzały, o złoto-brązowej, spalonej górskim słońcem twarzy”, ulubieniec narciarzy, którzy w tak wyjątkowy sposób postanowili uczcić imieniny swojego instruktora1. Kasprzyk dzielił z nimi blaski i cienie nie tylko sportowego, ale też żołnierskiego życia. Jeszcze jako nastolatek wstąpił do Legionów Polskich, walczył w powstaniu w 1921 r. Na Śląsk wracał później wielokrotnie, by wypełniać swoją misję – krzewić miłość do sportu.

Od Trójkąta Trzech Cesarzy do niepodległości

Artur Kasprzyk urodził się 24 kwietnia 1899 r. w Jaworznie. Miejscowość ta, położona u rozwidlenia dwóch rzek: Białej Przemszy i Przemszy, leżała na terenie Trójkąta Trzech Cesarzy. Określano tak miejsce, gdzie między 1846 a 1915 r. zbiegały się granice trzech państw zaborczych, czyli Prus, Austrii i Rosji. Jaworzno, niegdyś część Rzeczpospolitej Krakowskiej, leżało na terenie zaboru austriackiego. Artur Kasprzyk, jak wszyscy z jego rocznika, podlegał poborowi do armii. W I wojnie światowej walczył w szeregach wojska austro-węgierskiego, ale gdy tylko nadarzyła się okazja, wstąpił do Legionów Polskich. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości zmierzył się z dwoma zaborcami – wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej i III Powstaniu Śląskim. Na temat walk, w których wtedy uczestniczył, wiadomo niewiele, ale dowodem jego niezłomnej postawy są odznaczenia wojskowe: Krzyż Walecznych oraz Śląski Krzyż na Wstędze Waleczności i Zasługi2.

Kasprzyk związał swoje życie z artylerią, która w czasie III Powstania Śląskiego odegrała ogromną rolę. Choć zryw opierał się na piechocie, wsparcie ze strony artylerii czy pociągów pancernych było nie do przecenienia. Jak pisze Mirosław Węcki, historyk specjalizujący się w dziejach Górnego Śląska, oddziały artylerii tworzono już po wybuchu powstania3. Ciężki sprzęt, który dostarczano z kraju (m.in. lekkie armaty i działa polowe oraz kilkanaście pociągów), zaskoczył przeciwnika4.

W artylerii i na stoku

Artur Kasprzyk służył w 23 i 12 Pułku Artylerii Polowej, ale najdłużej, co najmniej od końca lat 20., należał do 21 Pułku Artylerii Lekkiej, stacjonującego w garnizonie w Białej. Został absolwentem Szkoły Młodszych Oficerów Artylerii – jednostki, która od 1922 r. wchodziła w skład Obozu Szkolnego Artylerii (a następnie Centrum Wyszkolenia Artylerii). W 1924 r. ukończył oficerski kurs wychowania fizycznego5. W programie były szermierka, walka bagnetem i boks, ale najpewniej to zajęcia narciarskie w Zakopanem pozwoliły Kasprzykowi złapać sportowego bakcyla. Stolica polskich Tatr stała się jego drugim domem. Współtworzył tu narciarską sekcję krakowskiej Wisły (wcześniej był też kierownikiem sekcji lekkoatletycznej6) i pracował jako kierownik sekcji narciarskiej Wojska Polskiego specjalizującej się w biegach patrolowych.

Bieg patrolowy – konkurencja składająca się z biegu narciarskiego i strzelania, z której wywodzi się współczesny biathlon – zdobywał coraz większą popularność, szczególnie w kręgach wojskowych. Co prawda w porównaniu z innymi państwami (Norwegią, Szwecją, Finlandią czy Szwajcarią) narciarstwo w polskiej armii wciąż raczkowało, jednak zawodnicy byli znani z wielkich ambicji i hartu ducha7. W prasie pisano: Praca jest ciężka, ale zespół nasz sumiennie ją wykonuje i pełen wiary oraz ambicji sportowej staje do walki w obronie barw narodowych8.

Trójkąt Trzech Cesarzy na starej pocztówce.
Źródło: domena publiczna
Znaczek pocztowy emisji „Legiony Polskie” wydany w 2014 r.
Źródło: Poczta Polska
Biała – miejsce stacjonowania 21 Pułku Artylerii Lekkiej, w którym służył Artur Kasprzyk. Pocztówka z 1929 r.
Źródło: Biblioteka Narodowa
Oddział artylerii polowej wojsk powstańczych w drodze na front podczas III Powstania Śląskiego, maj – lipiec 1921 r. Działa podczepione są do zaprzęgów konnych. Powstańców żegnają dzieci.
Źródło: Muzeum Śląskie w Katowicach
Portret por. Artura Kasprzyka opublikowany w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym” (nr 41/1929).
Źródło: Małopolska Biblioteka Cyfrowa

„Dobry psycholog”

Na dowódcy patrolu spoczywał szczególny ciężar, który sam Kasprzyk – pełniący tę właśnie funkcję – charakteryzował następująco: Nie jednemu z kolegów sprawa ta wydaje się na ogół zbyt łatwą, bo cóż to jest jazda razem z patrolem, zwłaszcza w oporządzeniu oficerskim (lornetka, pistolet, mapa). Według mego zdania jest to funkcja bardzo odpowiedzialna i nie tak łatwa, jakby się zdawało. (…) Aby być dobrym dowódcą patrolu narciarskiego, trzeba mieć dużo pod tym względem praktyki, być zamiłowanym  narciarzem i w ogóle sportsmenem pełnym ambicji, troskliwym, bystrym w obserwacji, szybkim w decyzji, zrównoważonym, wyrozumiałym, koleżeńskim i dbającym o swój zespół na każdym kroku9.

Dla swoich podopiecznych był dowódcą, a kiedy trzeba – bratem, powiernikiem, „dobrym psychologiem”. Troszczył się o atmosferę w drużynie, hart ducha i waleczność narciarzy. Uważał, że odwaga to połowa sukcesu. Pilnował, by zawodnicy popijali na trasie herbatę z cukrem i cytryną, by się wysypiali, nie nadużywali alkoholu i papierosów. Jego styl pracy zachwycał dziennikarzy, którzy pisali o Kasprzyku, że jest „ogólnie lubiany”, a „swoją metodą, charakterem i przykładem przywiązuje do siebie zawodników”10.

Por. Artur Kasprzyk prowadzi patrol wojskowy na trasie w Tatrach, 1929 r.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Dzieci na boiska!

Od 1927 r. Kasprzyk był komendantem Wojewódzkiego Komitetu Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego w Katowicach oraz działaczem Śląskiego Okręgowego Związku Bokserskiego. Już wcześniej starał się krzewić ideę rozwoju fizycznego wśród młodzieży. W jego rozumieniu sport był czymś więcej niż sposobem na poprawę kondycji – stawał się życiowym drogowskazem, hartował charakter, odciągał młodzież od niebezpieczeństwa zejścia na manowce. Dlatego przed letnimi wakacjami Kasprzyk na łamach prasy apelował do rodziców, by nie zostawiali swych latorośli samopas i odpowiednio zagospodarowali im czas, najlepiej w formie sportowej.

Warto dodać, że w tamtym okresie tylko niewielki odsetek młodzieży wyjeżdżał latem na wczasy na wieś czy w góry. Reszta pozostawiona samej sobie całemi dniami wałęsa się bezcelowo po ulicach miast i hałdach, bezmyślnie godzinami na uboczach kopie piłkę lub zabawia się niecelowo i nieodpowiednio11 – zauważał Kasprzyk.

Wychodząc naprzeciw potrzebom młodzieży, Komitet WFiPW zorganizował na terenie całego Śląska bezpłatne zajęcia sportowe prowadzone przez wykwalifikowanych instruktorów i wychowawców. Odbywały się one cztery razy w tygodniu. Komendant apelował do rodziców, by przysyłali swoje dzieci na boiska oraz informowali o przedsięwzięciu znajomych. Akcja ma podłoże czysto ideowe i z punktu widzenia rozrostu wychowania fizycznego wszerz i wgł[ą]b jest ogromnej wartości – argumentował12.

Ilustracje dotyczące biegu patrolowego w podręczniku Artura Kasprzyka Narciarska zaprawa biegowa i skokowa (współautor – Bronisław Czech), Kraków 1934.
Źródło: Biblioteka Narodowa
Polska reprezentacja w wojskowym biegu patrolowym, na której czele stał por. Artur Kasprzyk (w środku), podczas międzynarodowych zawodów narciarskich FIS. Zakopane, luty 1929 r.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Skończyć z „byle do wiosny”

Przekonywanie Polaków do ruchu uczynił swoją misją. Nie wahał się opowiadać o własnych doświadczeniach, by uświadamiać innym wartość aktywności fizycznej: Wracając po okresie bezpośrednio do pułku i z miejsca zmieniając tryb życia (nagła bezczynność) czułem się nieswojo, jakby wytrącony z dotychczasowego trybu życia, bo brakowało mi dostatecznego ruchu13.

Zmarzluchów przekonywał, że śnieg i mróz nie mogą być przeszkodą w uprawianiu sportu: Należy skonkretyzować nareszcie pojęcie o zimie, którą się zawsze zbywało „byle do wiosny” i zdać sobie sprawę, że chociaż wysiłek na nartach jest męczący, to jednak jest on przyjemny. Sport narciarski jest sportem dla wszystkich bez różnicy wieku, jest konserwatorem młodości, zdrowia i energji, oraz najlepszym instytutem odmładzania14.

Swoje porady dla adeptów białego sportu ujął wspólnie z Bronisławem Czechem – najbardziej wszechstronnym polskim narciarzem – w podręczniku dla trenerów, instruktorów, komendantów patroli oraz ich uczniów. Autorom chodziło o poprawę techniki biegowej i wyników narciarzy przy jak najmniejszym uszczerbku na zdrowiu. Publikacja była chwalona za rzetelność, fachowość, znajomość tematu i nowatorskie podejście. Przede wszystkim zaś wypełniała lukę na rynku wydawniczym.

Polska drużyna podczas strzelania. Z lewej stoi por. Artur Kasprzyk. Zakopane, luty 1929 r.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Święto w Zakopanem

Na początku lutego 1929 r. oczy całego narciarskiego świata zwróciły się w stronę Zakopanego. Na I Międzynarodowe Zawody Narciarskie FIS do stolicy Tatr przybyli najznakomitsi zawodnicy z 16 państw Europy. Powierzenie Polsce organizacji imprezy przyczyniło się do ogromnego ożywienia narciarstwa w Zakopanem i rozwoju samego miasta. Pod Giewont przybywały rzesze turystów, amatorów białego szaleństwa, kibiców i dziennikarzy sportowych. Powstało wiele nowych ośrodków i skoczni, a także kilka oddziałów narciarskich. Przed Polskim Związkiem Narciarskim jako gospodarzem zawodów stanęło nie lada wyzwanie. Wszystko musiało wypaść na medal, imponująco, tak by udało się pokazać Polskę w odpowiednim świetle. Nie mniej ważne były cele sportowe.

Znakomicie zaprezentowali się Bronisław Czech (wygrana w biegu zjazdowym), młodziutka Bronisława Staszel-Polankowa (zwycięstwo w biegu pań) i patrol wojskowy pod dowództwem por. Kasprzyka. Dzięki celności strzałów naszych reprezentantów zajęliśmy drugie miejsce. Ogólny wynik dla nas jest doskonały, sukcesy takie jak zwycięstwo w biegu zjazdowym, w biegu pań, 4 miejsce w kombinacji, dalej wyniki regularne w skokach i piękny wynik patrolu wojskowego świadczą najdobitniej o naszych postępach wszechstronnych – oceniał dziennikarz czasopisma „Na Tropie”15.

W październiku 1934 r. Kasprzyk został kierownikiem technicznym ośrodka olimpijskiego w Zakopanem i zaczął prowadzić obozy olimpijskie. Cieszył się znakomitą renomą i szacunkiem wśród zawodników. Nic dziwnego – jak zwykle dbał o to, by niczego im nie brakowało.

Treningi grupy olimpijskiej składały się z gimnastyki (dostosowanej do potrzeb narciarstwa), marszów z kijkami w górskim terenie i gier sportowych. Pozatem wszyscy zawodnicy otrzymują kąpiel parówkę i masaż16 – donosił reporter pisma „Siedem Groszy”.

Por. Artur Kasprzyk prowadzi patrol wojskowy na trasie w Zakopanem, 1929 r.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Wojna i powrót do sportu

IV Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Garmisch-Partenkirchen od początku budziły spore kontrowersje. Zmagania sportowe stały się okazją do manifestacji nazistowskiej ideologii, zawody otwierał kanclerz Adolf Hitler. Świat zmierzał w kierunku wojny, której pierwszą ofiarą we wrześniu 1939 r. padła Polska. Kpt. Artur Kasprzyk dostał się do niewoli. Los jego przyjaciół ze stoków, tras i skoczni narciarskich był tragiczny. Zakopiańscy sportowcy gremialnie angażowali się w działalność podziemną. Bronisław Czech zginął w KL Auschwitz, Helena Marusarzówna została rozstrzelana. Stanisław Marusarz cudem uniknął śmierci z rąk Niemców, a Bronisława Staszel-Polankowa przeżyła Powstanie Warszawskie. Po wyniszczającej wojnie kraj opanowany przez komunistów znajdował się w ruinie i sport zszedł na dalszy plan. Po powrocie z niewoli Kasprzyk stawał na głowie, by znów obudzić w Polakach pasję do aktywności. W 1946 r. sprawował funkcję dyrektora Wojewódzkiego Urzędu WFiPW we Wrocławiu. Pod jego kierownictwem na terenie Dolnego Śląska w krótkim czasie powstały trzy ośrodki sportów zimowych.

W Karpaczu i Jeleniej Skale przez trzy miesiące prowadzono kursy dla przodowników oraz instruktorów narciarstwa. Na każdym z kursów miało się szkolić po 100 uczestników, co według wyliczeń dyrektora Kasprzyka pozwoliłoby uzyskać pod koniec sezonu 1200-osobową kadrę nauczycieli.

Trzeci ośrodek, w Szklarskiej Porębie, przeznaczony był dla młodzieży szkół średnich i powszechnych. W czasie ferii świątecznych spędzi [tam] najmilej czas ok. 1000 młodzieży na szkoleniu, jeździe na nartach, oraz saneczkach – zakładał Kasprzyk.

Problem butów – rozwiązany

Ciągle zderzał się z obiektywnymi przeszkodami: brakami w zaopatrzeniu, biedą we wszystkich sferach życia. Jakimś cudem zdobył 3 tys. par nart, ale leżały bezużytecznie, bo brakowało butów. I ten problem udało się rozwiązać: elementy z twardej skóry, której na rynku po prostu nie było, a która wydawała się niezbędna, zastąpiono drewnem. Zdaniem Kasprzyka tak wyprodukowane obuwie nie ustępowało w niczym obuwiu klasycznemu17.

W 1948 r. ppłk Kasprzyk przeniósł się z Wrocławia do Krakowa, gdzie objął stanowisko dyrektora Wojewódzkiego Urzędu WFiPW18. Organizował imprezy popularyzujące sport, a szczególnym obiektem jego troski stały się zaniedbania wobec wiejskich dzieci. Doszedł do wniosku, że mieszkańców wsi najłatwiej będzie przekonać do narciarstwa – jazda na nartach ma przecież, poza aspektem sportowym, wymiar praktyczny. Długie ówczesne zimy i wielkie ilości śniegu zalegające na drogach sprawiały, że wieś miesiącami była odcięta od świata. Życie kompletnie zamierało. Dzieci nie mogły dostać się do szkoły, rodzice – do zakładów pracy. Problem stanowiło też dotarcie do lekarza. Zaspy śnieżne były tak wielkie, że nawet w krytycznych momentach niemożliwe do pokonania. I tutaj właśnie z pomocą przychodziły narty, jedyny niezawodny środek lokomocji.

Źle odziana w zimie dziatwa wiejska nie przerazi się wówczas zimą i zaspami śnieżnymi, gdyż dzięki nartom pokona z łatwością odległe przestrzenie, dzielące ją od budynku szkolnego, a intensywny ruch wywoła zdrowy rumieniec na dziecinnych twarzach. To samo dotyczy starszych mieszkańców wsi, którzy udając się za interesami do sąsiednich miast i wsi nie znajdą przeszkód w formie brnięcia godzinami w śniegu – wyjaśniał Kasprzyk i stawiał Polakom za przykład mieszkańców Finlandii, Szwecji czy Norwegii, którzy jeździli na nartach wszędzie: na targ, do miasta, na wieczorną zabawę. Narciarstwo miało jeszcze jeden ważny walor – zdrowotny. Sport uprawiany na świeżym powietrzu, w otoczeniu gór i lasów to przecież najlepszy sposób na poprawę kondycji fizycznej. Kasprzyk liczył, że do nart uda się przyciągnąć również wiejskie kobiety, które dotąd od sportu stroniły.

Wycieczki narciarskie i turystyka miały być czymś, co wzmocni zdrowie i hart ducha. Chcemy całe społeczeństwo, a przede wszystkim całą młodzież wiejską wychować na ludzi zdrowych, mocnych, zdolnych do życia i do wysiłku19 – pisał Kasprzyk. Misję, której był wierny przez całe życie, przerwała nagła, tragiczna śmierć. Zmarł wiosną 1951 r., w wieku 52 lat. Został pochowany w Bielsku-Białej.

Reklama książki Artura Kasprzyka i Bronisława Czecha opublikowana w Kalendarzu narciarskim PZN 1933–1934, Kraków 1933.
Źródło: Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa
Ppłk Artur Kasprzyk na zdjęciu zamieszczonym w piśmie „Start” (nr 5/1948).
Źródło: Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa
Zawiadomienie o nabożeństwie żałobnym w Krakowie odprawianym w intencji ppłk. Artura Kasprzyka, 1952 r.
Źródło: Biblioteka Narodowa

Przypisy:

1 M. Kurleto, W kwaterze naszej wojskowej drużyny narciarskiej, „Polska Zbrojna” 1929, nr 37, s. 9
2 Kasprzyk Artur Józef [w:] Leksykon ludzi katowickiej kultury fizycznej i turystyki, https://www.mhk.katowice.pl/index.php/muzeum-on-line/encyklopedia/leksykon-ludzi/394-k-ludzi [dostęp: 1 czerwca 2021 r.].
3 Mirosław Węcki, III powstanie śląskie 1921, https://ipn.gov.pl/pl/historia-z-ipn/143014,dr-Miroslaw-Wecki-III-powstanie-slaskie-1921.html [dostęp: 1 czerwca 2021 r.].
4 Maciej Fic, Do trzech razy sztuka, „Polska Zbrojna” 2021, nr 2, s 72.
5 Alojzy Pawełek, Centralna Wojskowa Szkoła Gimnastyki i Sportów w Poznaniu 1921–1929, Warszawa 1929, s. 16.
6 Janusz Korosadowicz, Lekkoatletyka w Wiśle, „Start” 1946, nr 26, s. 5.
7 Przed międzynarodowemi zawodami narciarskiemi w Zakopanem, „Junak” 1929, nr 4, s. 73.
8 Narciarski bieg patroli wojskowych, „Polska Zbrojna” 1929, nr 38, s. 7.
9 Artur Kasprzyk, Narciarska zaprawa do wojskowych biegów patrolowych, „Polska Zbrojna” 1932, nr 327, s. 8.
10 Tamże, s. 8; Z ośrodka narciarskiego, „Stadjon” 1928, nr 51–52, s. 17; M. Kurleto, W kwaterze naszej wojskowej drużyny narciarskiej, s. 9.
11 Artur Kasprzyk, Masowe ćwiczenia dla młodzieży. Apel do rodziców, „Nowy Czas” 1933, nr172, s. 4, https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/
publication/671964/edition/635901/content [dostęp: 1 czerwca 2021 r.].
12 Tamże, s. 4.
13 Artur Kasprzyk, Narciarska zaprawa do wojskowych biegów patrolowych (dokończenie), „Polska Zbrojna” 1932, nr 331, s. 9.
14 Artur Kasprzyk, Zaprawa do odznaki za sprawność narciarską, „Polska Zbrojna” 1932, nr 355, s. 9.
15 Międzynarodowe zawody narciarskie, „Na Tropie: pismo młodzieży polskiej” 1929, nr 1–2, s. 22,
https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/872104/edition/837944/content [dostęp: 1 czerwca 2021 r.].
16 Czołowi narciarze polscy przy pracy, „Siedem Groszy” 1934, nr 312, s. 5,
https://www.sbc.org.pl/dlibra/publication/122270/edition/114896/content [dostęp: 1 czerwca 2021 r.].
17 Będą buty narciarskie…, „Start” 1946, nr 81, s. 2, https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/679740/edition/642930/content
[dostęp: 1 czerwca 2021 r.]; Co z butami narciarskimi?, „Start” 1946, nr 86, s. 6, https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/679745/edition/642935/content [dostęp: 1 czerwca 2021 r.].
18 Ppłk. Kasprzyk dyrektorem urzędu WF i PW w Krakowie, „Naprzód. Organ Polskiej Partii Socjalistycznej” 1948, nr 71, s. 6,
https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/865058/edition/830973/content [dostęp: 1 czerwca 2021 r.].
19 Artur Kasprzyk, Rola narciarstwa w kulturze fizycznej wsi, „Wychowanie Fizyczne: miesięcznik poświęcony sprawom kultury fizycznej”
1949, nr 1–2, s. 28–29, https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/869560/edition/835217/content [dostęp: 1 czerwca 2021 r.].

Janusz Meissner Wiatr w podeszwach

Murowana kapliczka pobielona wapnem to jedyny punkt orientacyjny wśród rozległych pól. Jeśli jej nie znajdą, całą akcję diabli wezmą. Niestety – nocą wszystkie drogi są do siebie podobne. Minuty płyną, czasu coraz mniej. Janusz Meissner już wie, że zabłądził. Zdenerwowany, wręcz zrozpaczony, nagle dostrzega w mroku kapliczkę. Są uratowani! Teraz już wszystko idzie z górki: nasyp kolejowy, wiadukt, ładunek wybuchowy, nadjeżdżający parowóz. Błysk, trzask, grzmot. III Powstanie Śląskie właśnie się rozpoczęło. Dla ledwie 20-letniego dowódcy pododdziału będzie to jedno z najważniejszych bojowych doświadczeń.

„Powiadam ci, Meissner, źle skończysz”

Grupa 10 chłopaków opiera się nonszalancko o byle jaki, sklecony z paru desek płot. Są młodzi, uśmiechnięci, w cywilu – wyglądają, jakby wybierali się na potańcówkę, a nie na misję, która ma pokrzyżować Niemcom plany wobec Górnego Śląska. Widoczni na zdjęciu dowódcy z Grupy Destrukcyjnej Konrada Wawelberga przejdą do historii jako wykonawcy spektakularnej akcji dywersyjnej „Mosty”, ale także z innych powodów. Są wśród nich bowiem Stanisław Baczyński, ojciec Krzysztofa Kamila (Krzyś ma wówczas zaledwie kilka miesięcy), Dobiesław Damięcki, wspaniały aktor i nestor aktorskiego rodu, oraz Janusz Meissner, mający w przyszłości zasłynąć jako as lotnictwa i mistrz pióra.

Życie Meissnera z powodzeniem mogłoby posłużyć jako scenariusz filmu. To pilot wojskowy, cywilny i sportowy, który spędził w powietrzu 10 tys. godz.1  Pionier polskiego lotnictwa i znakomity instruktor, który przez blisko 20 lat wyszkolił w Bydgoszczy i Dęblinie kilkuset pilotów. Wreszcie – autor książek, które pomogły stworzyć piękną legendę polskich skrzydeł.

Co sprawia, że człowieka pociąga ryzyko? Dlaczego mimo świadomości niebezpieczeństwa pilot wciąż powraca za stery samolotu? Janusz Meissner odpowiadał prosto: chodzi o poszukiwanie niecodzienności. Tak przecież postępują alpiniści zdobywając trudne szczyty i samotni żeglarze, i wysokiej klasy artyści cyrkowi, i wszyscy ci, co mają „wiatr w podeszwach”. Zresztą nikt nie pyta pływaka lub biegacza, dlaczego starają się właśnie przekroczyć własne rekordy. A pilot? Latanie jest jego żywiołem, w którym pragnie dorównać ptakom. Aby to osiągnąć, musi przystosować się do działania i reagowania w ryzykownych sytuacjach. Robi to, bo mu się to podoba. Bo tego chce2.

Janusz postępował tak w zasadzie od dziecka. Urodził się 21 stycznia 1901 r. w Warszawie, jako syn Anny i Jana, artysty rzeźbiarza, przedwcześnie zmarłego na serce3. Był dzieckiem żywym i ciekawym świata. Czasem niesfornym, co matka przypłacała nerwami – jak wtedy, gdy przez nieuwagę wszedł pod dorożkę. Końskie kopyta rozcięły mu twarz, lekarz musiał założyć siedem szwów. Leżę w łóżku, mama czyta mi Olszynkę Grochowską, wyobrażam sobie, że jestem generałem Skrzyneckim i zostałem ranny (…). Co chwila spoglądam w lustro, mam wspaniałą szramę – jak po pojedynku4 – cieszył się chłopiec.

Kiedy wraz z rodziną przeprowadził się w pobliże Pola Mokotowskiego, obserwował pierwsze próby lotów na aeroplanach. Już wtedy zachwycił się samolotami, choć głowę zaprzątało mu co innego. Jako uczeń Szkoły Mechaniczno-Technicznej H. Wawelberga i S. Rotwanda w Warszawie był zapalonym sportowcem: w zimie jeździł na łyżwach i uprawiał szermierkę, latem pływał i wiosłował. Nauczycieli denerwował niebieskooki blondyn, którego rozpierała energia. „Powiadam ci, Meissner, źle skończysz” – ostrzegał profesor od fizyki5. Nie mógł się bardziej pomylić.

Za wszelką cenę

Już w szkole Janusz angażował się w działalność niepodległościową. Jako goniec Polskiej Organizacji Wojskowej rozwoził bibułę ukrytą w ramie roweru. Podczas rozruchów w mieście za swoją „wywrotową” działalność został osadzony w Cytadeli, w X Pawilonie, przeznaczonym dla powstańców, więźniów politycznych i rewolucjonistów. Szczęśliwie po czterech tygodniach udało mu się opuścić więzienne mury – sprawę umorzono z powodu braku dostatecznych dowodów winy.

Karierę w szeregach Wojska Polskiego Meissner rozpoczął 11 listopada 1918 r., jako mechanik w 2 eskadrze w Lublinie, a później w 7 eskadrze we Lwowie. Pełnił też obowiązki magazyniera. Miał wówczas zaledwie 18 lat i był coraz bliżej spełnienia marzeń o lataniu. Po pierwszym locie – jeszcze w roli pasażera – już wiedział: Muszę zostać pilotem. Za wszelką cenę. Gdybym nie mógł latać, życie straciłoby dla mnie wartość6. W 1919 r. dostał się na kurs pilotażu w Niższej Szkole Pilotów w Krakowie. Zobaczył tam kilka śmiertelnych wypadków z udziałem lotników. Nie należały one wtedy do rzadkości, ale nawet to nie zrażało Meissnera.

W styczniu 1920 r. dostał się do Wyższej Szkoły Pilotów w Ławicy, a od kwietnia pełnił służbę na stanowisku sierżanta pilota w Oficerskiej Szkole Obserwatorów Lotniczych w Toruniu. Ofensywa bolszewicka przybierała na sile, kawaleria Budionnego siała spustoszenie wśród polskich oddziałów. Panował chaos, Polacy mieli ogromne problemy z łącznością. Sytuacja na froncie zmieniała się z godziny na godzinę. Lotnicze rozpoznanie odgrywało kluczową rolę, wszyscy dowódcy chcieli mieć samoloty, ale tych brakowało.

Meissner w randze sierżanta pilota trafił w szeregi nowo sformowanej Toruńskiej Eskadry Wywiadowczej. Dysponowała ona pięcioma samolotami, piątką obserwatorów i siódemką pilotów. Mechanicy nie sypiali i nie dojadali, żeby maszyny były w pełnej gotowości. Piloci latali dzień w dzień po pięć, sześć, a nawet osiem godzin, nie bacząc na ryzyko. Meissner tak relacjonował jeden z lotów bojowych: Spomiędzy opłotków wsi zaczyna ujadać karabin maszynowy. Poprzez miękki szum pędu słyszę suche, trzeszczące serie. Jedna z nich zawadziła o statecznik, czuję lekki dreszczyk sterów. (…) Wykręcam na pełnym gazie, ale nie w górę, żeby nas nie posiekali. Ta cholerna świeca znów pali nieregularnie. (…) Nie lubię, psia krew, jak ktoś do mnie strzela z ukrycia, na bliską metę7.

Za lot wykonany 16 sierpnia 1920 r. Meissner został odznaczony Krzyżem Walecznych, otrzymał także awans na podchorążego. Polacy pokonali bolszewików, a nad młodym i ambitnym pilotem zawisła perspektywa życia cywila. Trudno mu było się z nią pogodzić. Wiadomość o przygotowaniach do zbrojnego powstania na Górnym Śląsku, którą usłyszał w święta Bożego Narodzenia od swojego brata – Tadeusza, spadła Januszowi jak z nieba. Z miejsca spodobała mu się „taka awantura”.

Szkoła Mechaniczno-Techniczna H. Wawelberga i S. Rotwanda, której uczniem był Janusz Meissner. Rycina opublikowana w piśmie „Biesiada Literacka”
(nr 45/1897).
Źródło: Mazowiecka Biblioteka Cyfrowa
Personel latający toruńskiej eskadry (zdjęcie niedatowane). Piąty od lewej sierż. pil. Janusz Meissner. Zdjęcie opublikowane w „Przeglądzie Lotniczym” (nr 8/1936).
Źródło: Biblioteka Narodowa
Toruńska eskadra we dworze w Falęcicach, sierpień 1920 r. Czwarty od lewej Janusz Meissner. Zdjęcie opublikowane w „Przeglądzie Lotniczym” (nr 8/1936).
Źródło: Biblioteka Narodowa
Samolot AEG C.IV – taką maszyną latał Janusz Meissner w czasie wojny polsko-bolszewickiej.
Źródło: domena publiczna
Dowódcy z Grupy Destrukcyjnej Konrada Wawelberga. Od lewej: 1. Wacław Wardaszko, 3. Stanisław Baczyński, 5. Dobiesław Damięcki, 6. Tadeusz Meissner, 10. Janusz Meissner.
Źródło: Encyklopedia powstań śląskich, Opole 1982

Akcja Główna Unieruchomienia Niemców

To była znakomicie zaplanowana misja – odwagę młodych konspiratorów połączono z doświadczeniem bojowców z PPS, którzy zasłynęli legendarnymi kolejowymi akcjami dywersyjnymi przeciw Rosjanom. Cel brzmiał: uszkodzić linie kolejowe, którymi Niemcy po wybuchu polskiego powstania mogliby przerzucać posiłki.

Przygotowania rozpoczęto już na przełomie 1920 i 1921, ale z wykonaniem czekano na wyniki plebiscytu. Mózgiem Akcji Głównej Unieruchomienia Niemców był kpt. Tadeusz Puszczyński ps. Konrad Wawelberg8. Zakonspirowane pododdziały, złożone głównie z członków POW Górnego Śląska i górników dobrze zaznajomionych z ładunkami wybuchowymi, czekały w gotowości od marca 1921 r.

Członkowie Grupy Destrukcyjnej Konrada Wawelberga odbywali szkolenia i prowadzili obserwacje, by jak najlepiej przygotować się do wysadzenia mostów i tras kolejowych oraz późniejszego odwrotu z miejsc akcji. Gromadzili uzbrojenie, amunicję i materiały wybuchowe – wszystko w bezwzględnej tajemnicy, dzięki której do końca udało się uniknąć dekonspiracji9.

Pchor. Janusz Meissner zamieszkał w gospodarstwie w Głogówku, oficjalnie jako robotnik rolny. Wszedł w skład grupy odpowiedzialnej za linie kolejowe na styku powiatów głubczyckiego i prudnickiego. Otrzymał precyzyjne zadanie: miał uszkodzić tor i spowodować katastrofę, gdy pociąg znajdzie się ok. kilometra od przystanku kolejowego Racławice Śląskie. Wyczekiwany rozkaz rozpoczęcia akcji pod kryptonimem „Mosty” dotarł do dowództwa grupy 1 maja 1921 r.

Kluczowy moment akcji na linii kolejowej Nysa–Prudnik, czyli noc z 2 na 3 maja, Meissner wspominał tak: Wdrapujemy się szybko, biegniemy na drugą stronę szosy, wpadamy za niski wał, do rowu. Pociąg zbliża się do zakrętu, parowóz dyszy z wysiłku, przyspiesza, dudnią koła, coraz prędzej, coraz głośniej, coraz bliżej, a wybuch nie następuje (…). I nagle – błysk obnażający wszystkie kształty dookoła: krzaki, źdźbła trawy z kroplami wody po deszczu, kamienny słupek nad rowem… I suchy, boleśnie ogłuszający trzask, jak od pioruna10.

Za swój czyn Meissner został odznaczony Orderem Virtuti Militari i Krzyżem Niepodległości z Mieczami. Efekty akcji „Mosty” były spektakularne. Na 90-kilometrowym odcinku Polacy zniszczyli siedem mostów i dwa odcinki torów, co doprowadziło do dezorganizacji niemieckiego ruchu kolejowego. Wszystko trwało zaledwie 2–3 godz.! Zszokowani Niemcy nie byli w stanie przerzucić za Odrę sił potrzebnych do szybkiego rozprawienia się z powstańcami. Nie oznaczało to bynajmniej końca działań bojowych grupy. Historycy szacują, że między 2 maja a 17 czerwca 1921 r. oddziały dywersyjne zniszczyły ok. 50 mostów, trzy dworce kolejowe i kilkaset metrów torów. Był plan, by żołnierze wzięli udział w walkach frontowych, ale zanim osiągnęli gotowość, III Powstanie Śląskie dobiegło końca11.

W rozkazie pożegnalnym z 5 lipca 1921 r. bohaterowie z Grupy Wawelberga usłyszeli: Powstańcy! Żegnając Was dziś, życzę Wam, by każdy, gdziekolwiek się znajdzie, trwał na swem stanowisku, pomny wspólnie spędzonych chwil w pracy o wolność ludu górnośląskiego i pomny dewizy ukochanego naszego wodza Józefa Piłsudskiego: Zwyciężyć i spocząć na laurach – to klęska!12 Janusz Meissner spoczywać na laurach nie zamierzał. Wrócił do latania.

Członkowie Grupy Destrukcyjnej Wawelberga z dowódcą Tadeuszem Puszczyńskim „Konradem Wawelbergiem”, 1921 r.
Źródło: Muzeum Górnośląskie w Bytomiu
Torowisko kolejowe zniszczone w ramach operacji „Mosty”, poprzedzającej wybuch III Powstania Śląskiego, 1921 r.
Źródło: Muzeum Górnośląskie w Bytomiu
Janusz Meissner otrzymał najwyższe polskie odznaczenie wojenne – Order Virtuti Militari.
Źródło: Encyklopedia powstań śląskich, Opole 1982
Pociąg zniszczony w ramach operacji „Mosty”, poprzedzającej wybuch III Powstania Śląskiego, 1921 r.
Źródło: Muzeum Górnośląskie w Bytomiu
RWD-13, eksponat w Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie – na takim samolocie turystycznym odbywał loty sportowe Janusz Meissner.
Źródło: domena publiczna

Skarabeusz na burcie

Od lutego 1922 r. Meissner pełnił służbę w 12 Eskadrze Wywiadowczej w Warszawie jako podporucznik rezerwy zatrzymany w służbie czynnej. Czekając na przydział, zatrudnił się jako dozorca na budowie domków. Poznał wtedy swoją pierwszą żonę – Stanisławę Jajkowską, którą nazywał Myszką. Ślub wzięli w tajemnicy, w kościele na placu Zbawiciela: Patrzę na srebrną obrączkę na palcu – nie starczyło na złote… Patrzę na moją śliczną młodziutką żonę. Uśmiecha się do mnie. Jesteśmy szczęśliwi!13 Równie wielką radością były narodziny synka Andrzeja. Szczęście małżonków nie trwało jednak długo. Myszka zginęła tragicznie miesiąc po porodzie. W nocy wstała, by zamknąć okno. Firanka zaczepiła się o karnisz, kobieta wspięła się więc na parapet, by ją odczepić. To był ułamek sekundy. Gdy Meissner, zaalarmowany krzykiem żony, wyskoczył z łóżka, zobaczył tylko zarys postaci w nocnej koszuli, który zaraz zniknął mu z oczu. Pilot długo wyrzucał sobie, że to nie on wstał, by zamknąć pechowe okno… Kilka lat później ponownie znalazł miłość. Z Zofią Cichocką (byli małżeństwem przez ok. 10 lat) mieli synka Jerzego Lecha14.

W 1924 r. Janusz ukończył studia w Wyższej Szkole Nauk Politycznych w Warszawie i dostał przydział na stanowisko instruktora w Szkole Pilotów w Bydgoszczy. Służbowy Hanriot, na którym szkolił uczniów, miał wymalowane na burtach kadłuba skarabeusze. Meissner wierzył, że przynoszą mu szczęście. A szczęścia bardzo potrzebował, bo latał brawurowo. Jego akrobacje przyprawiały świadków o kołatanie serca – jak wtedy, gdy poprowadził nisko lecącą maszynę między filary mostu na Wiśle, przeleciał nad głowami plażowiczów (i obryzgał ich wodą), po czym wylądował na piasku. Ku mieliźnie rzuciło się co żywo kilka łodzi. Po chwili pilot wchodził już po schodkach na pomost (…) pływalni, śmiejąc się beztrosko, chociaż nieco drapieżnie, równymi i białymi jak reklama Dentosanu zębami (…). Po dwu minutach ukazał się z powrotem, ale już tylko w spodenkach kąpielowych15.

Od 1930 r. pełnił funkcję pilota – instruktora w Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa w Dęblinie. W roku 1933 dostał awans na kapitana i trafił do 2 Pułku Lotniczego w Krakowie. Został dowódcą eskadry treningowej. Miał licencję pilota sportowego i ukończony kurs szybowcowy. Z okazji igrzysk w 1936 r. brał udział w Międzynarodowym Zlocie w Berlinie i zajął piąte miejsce16. W tamtym okresie pasja sportowa musiała jednak ustępować innej: pisaniu.

Materiał autentyczny

Debiutanckie opowiadanie – Czerwone widmo o nocnym locie nad Morzem Śródziemnym – powstało w ciągu trzech deszczowych dni. Spodobało się, nadeszły pierwsze, skromne honoraria autorskie, a nowy adept pióra rozkręcał się błyskawicznie. Temat chwycił, bo polscy pisarze nie znali się na lotnictwie, a w społeczeństwie stawało się ono coraz popularniejsze. Redaktor „Tygodnika Ilustrowanego” dał Meissnerowi życzliwą radę: Niech pan spróbuje pisać o prawdziwych zdarzeniach i prawdziwych ludziach z krwi i kości. Przecież w lotnictwie jest dość materiału autentycznego!17

Od wiosny do jesieni trwał sezon lotniczy, Meissner spędzał w powietrzu po 8–10 godz. dziennie. Żeby pisać, wstawał przed świtem, zarywał noce. Tak powstała Eskadra, opowieść o wydarzeniach z 1920 r., którą zgodził się opublikować Rój (wydawnictwo założone przez Melchiora Wańkowicza). Następna była Szkoła Orląt, powieść przygodowa dla młodzieży – Meissner opisał tu doświadczenia z okresu szkolenia pilotów i urzeczywistnił swój pomysł na stworzenie nowego rodzaju szkoły lotniczej. To był hit.

Ppor. Stanisław Skalski, najlepszy polski as myśliwski z czasów II wojny światowej uczestnik bitwy o Anglię, jako chłopiec czytał właśnie Szkołę Orląt. Dla wielu przyszłych pilotów stała się ona katalizatorem – sprawiła, że wybrali taką, a nie inną drogę. Do białej gorączki doprowadza mnie, jak ktoś pisze o lotnictwie nie znając jego realiów, nie latając – mówił Skalski. – Myśmy to robili tak, jak na zawodach sportowych: trzeba wygrać i już. Każdy wiedział, jaki obowiązek musi spełnić. I tak to opisuje Meissner.

Książki sprzedawały się znakomicie. Rój kilkakrotnie wznawiał Szkołę Orląt. Meissner był już wtedy cenionym pisarzem, zapraszanym na spotkania autorskie i pogadanki w szkołach. Kochali go czytelnicy i recenzenci. Ma styl mocny, jędrny, piękny, ma przeżycia głębokie i ciekawe (…). Ujmuje swą męskością i żołnierskością, budzi zaufanie i szacunek (…). Śmigłem i piórem wycina sobie drogę naprzód lotnik-literat, poeta i entuzjasta walki, mający mocną rękę, przyzwyczajoną do kierowania sterem, wzrok śmiało sięgający w dal – i serce romantyka! – pisał dziennikarz „Kuriera Nowogródzkiego”19 . Dziennikarze odwiedzali Meissnera w pięknym, nowocześnie urządzonym mieszkaniu przy al. Słowackiego w Krakowie, gdzie opowiadał im o wyniesionym z domu zamiłowaniu do literatury i o literackich idolach (ze szczególnym uwzględnieniem Conrada)20.

Okładka jednego z przedwojennych wydań Szkoły Orląt (I wyd. 1926).
Źródło: domena publiczna
Por. Janusz Meissner (z lewej) z Leonardem Buczkowskim – reżyserem filmu Gwiaździsta eskadra, którego scenariusz napisał Meissner. Zdjęcie opublikowane w piśmie „Wielkopolska Ilustracja” (nr 15/1930).
Źródło: Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa
Kpt. Janusz Meissner, zdjęcie opublikowane w „Radio-Informatorze” z 1939 r.
Źródło: Biblioteka Narodowa

Podstępy losu

Za swoją twórczość literacką otrzymał wiele nagród. Był autorem scenariuszy filmowych, przygotowywał audycje radiowe o tematyce lotniczej, pisał słuchowiska i radził dzieciom, jak mogą rozpocząć przygodę z szybownictwem. Z lotnictwem wojskowym postanowił się rozstać w lipcu 1939 r., pozostał jednak pilotem sportowym w aeroklubie. Lata te wspominał następująco: Wszystko układa się pomyślnie. Tak pomyślnie, że trudno w to uwierzyć. Że czasem podświadomie obawiam się jakichś powikłań, podstępu ze strony przychylnego dotąd losu21. Przeczucie go nie myliło.

Wybuch II wojny światowej zastał Janusza i Krystynę, jego nowo poślubioną żonę, w Krakowie. Pisarz został zmobilizowany i przydzielony do Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotniczych w Dęblinie. Podczas kampanii wrześniowej brał udział w jednym locie bojowym, 19 września ewakuował się do Rumunii. Tam został komendantem oddziału złożonego z 300 polskich lotników. Jesienią przedostał się do Francji, a po jej kapitulacji – do Wielkiej Brytanii. Pozbawiony przydziału bojowego, z nudów zaangażował się w redagowanie czasopisma satyrycznego „Polski Spitfire”. Jedyny numer ukazał się 5 września 1940 r., i to w zaledwie dwóch egzemplarzach. Prześmiewcze teksty nie spodobały się polskim władzom, wszczęto więc dochodzenie. Meissner wziął winę na siebie. Został przeniesiony do rezerwy i zesłany na szkocką Wyspę Węży.

Potraktował to jak urlop: Zwiedzam malowniczą wyspę Bute, którą można w ciągu dwóch godzin objechać autobusem, pływam w krytym basenie miejskim, uczę się angielskiego, piszę długie listy do Polski i do Francji oraz opracowuję memoriał w sprawie audycji Radia Polskiego w Londynie22. Dręczyło go jedynie to, że dowództwo Polskich Sił Zbrojnych odmawia mu przydziału do personelu latającego.

Z wyspy Bute udał się do Londynu. Został kierownikiem Wojskowej Rozgłośni Radiowej przy Biurze Propagandy Naczelnego Wodza. Stacja nadawała krótki program na falach BBC. Meissnerowi nadal odmawiano możliwości powrotu do lotnictwa wojskowego, co uzasadniano wiekiem i względami zdrowotnymi. Dostał jednak przydział na lotniczego korespondenta wojennego. Spotkałem się z nim w Londynie, w czasie wojny – wspominał ppor. Skalski. – Moi starsi koledzy wyszli spod jego ręki – byli jego uczniami. I jak pokazała wojna, byli uczniami dobrymi. Duża w tym zasługa instruktora, który potrafił nauczyć ich tego rzemiosła23.

Od kwietnia 1941 r. Meissner uczestniczył w lotach bojowych z załogami polskich bombowców. Doświadczenia i przeżycia z tamtych chwil wykorzystał w kolejnych książkach: Żądło Genowefy i L jak Lucy. Obie doczekały się przekładów na języki obce – ukazały się w Anglii, USA, Szkocji, Szwajcarii.

Spotkanie autorskie z Januszem Meissnerem w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Mrągowie, 1964 r.
Źródło: Warmińsko-Mazurska Biblioteka Cyfrowa

To nie jest smętne pożegnanie

W październiku 1942 r., po zwolnieniu ze służby wojskowej, Meissner został dyrektorem Radia Polskiego w Ministerstwie Informacji i Dokumentacji rządu na uchodźstwie. W styczniu 1945 r. objął kierownictwo nad wydziałem propagandy i informacji Polskich Sił Powietrznych. Po zakończeniu wojny zdecydował się wrócić do kraju, gdzie kontynuował pisanie o lotnictwie. Łącznie wydał 48 książek, z czego 33 to pozycje lotnicze (pozostałe – o tematyce marynistycznej, sportowej, wojskowej lub myśliwskiej)24.

Od zakończenia wojny mieszkał w Zakopanem, w 1954 r. został radnym. Doskonale odnalazł się wśród górali. Zaprzyjaźnił się też z dwoma innymi pisarzami mieszkającymi wtedy pod Giewontem: Kornelem Makuszyńskim i Ludwikiem Morstinem. Codziennie przed południem spotykali się w kawiarni Kryształowa, gdzie mieli na stałe zarezerwowany stolik.

Czytelnicy przepadali za Meissnerem, on zaś chętnie wyjeżdżał na wielotygodniowe tournée po całej Polsce. Publiczność zazwyczaj reagowała żywiołowo, śmiała się z dowcipów i wzruszała, gdy pisarz opowiadał ckliwe historie.

W 1956 r. wrócił do Krakowa. Przez ostatnie lata życia pracował nad wspomnieniami – od dzieciństwa aż do wieku dojrzałego25. Ostatni z trzech tomów ukazał się w 1972 r. Autor pisał: Dziś, oddając do rąk czytelnika „Pióro ze skrzydeł”, mam 71 lat. Ale nie jest to z mej strony akt smętnego pożegnania: może ta książka jeszcze nie będzie ostatnia26. Nie była. Rok później opublikowano Moje złego początki.

Janusz Meissner zmarł 28 lutego 1978 r. Został pochowany na cmentarzu Salwatorskim w Krakowie.

Nekrolog opublikowany po śmierci Janusza Meissnera w „Dzienniku Polskim” (nr 49/1978).
Źródło: Małopolska Biblioteka Cyfrowa

Przypisy:

1 Grzegorz Słącz, Janusz Meissner. Życie jak scenariusz, http://www.muzeumlotnictwa.pl/aktualnosci/szczegoly/204 [dostęp: 11 marca 2021 r.].
2 Janusz Meissner, Wspomnienia pilota, t. 2: Wiatr w podeszwach, Kraków 1985, s. 285–286.
3 Tenże, Wspomnienia pilota, t. 1: Jak dziś pamiętam, Kraków 1985, s. 14.
4 Tamże, s. 74.
5 M. Zydler, Meissner, ty źle skończysz!…, „Dziennik Poznański” 1937, nr 58, s. 2.
6 Janusz Meissner, Jak dziś pamiętam, s. 190–191.
7 Tamże, s. 308.
8 Zyta Zarzycka, Grupa Destrukcyjna Konrada Wawelberga [w:] Franciszek Hawranek (red.), Encyklopedia powstań śląskich, Opole 1982, s. 160.
9 Tamże; Mieczysław Starczewski, Działalność bojowa Grupy Destrukcyjnej kpt. Tadeusza Puszczyńskiego „Wawelberga” [w:] Tadeusz Skoczek (red.), Górny Śląsk 1918–1922, Warszawa 2015, s. 222–266.
10 Janusz Meissner, Jak dziś pamiętam, s. 358.
11 Zyta Zarzycka, Grupa Destrukcyjna Konrada Wawelberga, s. 160; taż, Akcja „Mosty” [w:] Franciszek Hawranek (red.), Encyklopedia powstań śląskich, s. 14–15; Mieczysław Starczewski, Działalność bojowa Grupy Destrukcyjnej kpt. Tadeusza Puszczyńskiego „Wawelberga”, s. 222–266.
12 Dowództwo Grupy „Wawelberg”, Rozkaz dzienny nr 19, 5 lipca 1921 r. [w:] III Powstanie Śląskie – Grupa Wawelberga, Rozkazy organizacyjne i dzienne, I.130.6.2, Centralne Archiwum Wojskowe, https://wbh.wp.mil.pl/c/scans/powstania/dzial_i/i_130_6/i_130_6_2. pdf [dostęp: 11 marca 2021 r.].
13 Janusz Meissner, Jak dziś pamiętam, s. 395.
14 Meissner Janusz [w:] Jadwiga Czachowska, Alicja Szałagan (red.), Współcześni polscy pisarze i badacze literatury. Słownik bibliograficzny, Warszawa 1997, s. 341.
15 M. Zydler, Meissner, ty źle skończysz!…, s. 2.
16 Jerzy R. Konieczny, Tadeusz Malinowski, Mała encyklopedia lotników polskich, Warszawa 1983, s. 109.
17 Janusz Meissner, Wiatr w podeszwach, s. 155.
18 Polskie Radio, Wspomnienia pilotów o Januszu Meissnerze w audycji „Notatnik kulturalny” (PR, 6.03.1978), https://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/1063523, Janusz-Meissner–pionier-polskiego-lotnictwa [dostęp: 4 marca 2021 r.].
19 W. Ch., Śmigłem i piórem, „Kurjer Nowogródzki” 1932, nr 5, s. 2.
20 Kpt. Janusz Meissner, laureat III nagrody „Polski Zbrojnej”, „Polska Zbrojna” 1936, nr 352, s. 3.
21 Janusz Meissner, Wiatr w podeszwach, s. 380.
22 Tenże, Wspomnienia pilota, t. 3: Pióro ze skrzydeł, Kraków 1985, s. 45.
23 Polskie Radio, Wspomnienia pilotów o Januszu Meissnerze.
24 Izydor Koliński, Pisarz lotniczy – Janusz Meissner, https://www.infolotnicze.pl/2013/03/28/pisarz-lotniczy-janusz-meissner/ [dostęp: 11 marca 2021 r.].|
25 Janusz Meissner, Pióro ze skrzydeł, s. 344.
26 Tamże, s. 345.

Wincenty Karuga Od wirażu do wirażu

Piłka jest okrągła – mawiał Wincenty Karuga, na długo zanim popularność zdobył cytat z legendarnego trenera Kazimierza Górskiego1. Jeśli będziesz pracować i wierzyć, że wygrasz, to nawet w najtrudniejszej sytuacji los może się do ciebie uśmiechnąć. Losy chłopaka z Goczałkowic były tak kręte, że prowadzić go mogły tylko optymizm i wiara w zwycięstwo – wtedy, gdy jako 15-latek zgłosił się do powstania na Górnym Śląsku, gdy dwie dekady później trafił na listę wrogów III Rzeszy i gdy po wojnie musiał opierać się naciskom UB. Bo dopóki piłka w grze…

Ojciec i syn w Powstaniach Śląskich

Wincenty Karuga urodził się 19 lipca 1906 r. w Królewskiej Hucie (taką nazwę do 1934 r. nosił Chorzów), jednak rodzina związana była przede wszystkim z wsią uzdrowiskową Goczałkowice. Wincenty miał kilkoro rodzeństwa, a jego ojciec Paweł, rolnik, był członkiem polskiej Powiatowej Rady Ludowej. Był także działaczem Związku Robotników Rolnych i Leśnych Zjednoczenia Zawodowego Polskiego, centrali polskich związków zawodowych2. Kiedy Wincenty skończył 13 lat, wybuchło I Powstanie Śląskie. 43-letni Paweł Karuga wstąpił do oddziału powstańczego już pierwszego dnia3. Zryw rozpoczął się spontanicznie i choć powstańcom nie brakowało woli walki, to nie mieli wystarczająco dużo broni, a ich wysiłki nie były dobrze skoordynowane4.

W obawie przed represjami uczestnicy powstania uciekali z Górnego Śląska. Część uchodźców – wśród nich kapral Paweł Karuga – trafiła do obozu przejściowego w Oświęcimiu. Kiedy Karuga stamtąd wrócił, ponownie zaangażował się w konspirację. Według zachowanego dokumentu z grudnia 1919 r. był kurierem polskiego wywiadu5. Oficjalnie pełnił funkcję członka Polskiego Komitetu Plebiscytowego w Pszczynie, ale to jego aktywność konspiracyjna odgrywała pierwszoplanową rolę. W domu Karugów działał bowiem punkt przerzutu kurierów i działaczy Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska6. Położenie Goczałkowic tuż przy granicy miało strategiczne znaczenie także dla przemytu broni.

Wincenty na pewno przyglądał się działaniom ojca. Autorzy jego życiorysu napiszą po latach, że wzrastał w atmosferze przepełnionej patriotyzmem. Dlatego kiedy w 1921 r. miało dojść do ostatecznego boju o przynależność Górnego Śląska do Polski, zgłosił się do powstańczych szeregów. Był za młody, by walczyć, więc został kurierem. W warunkach wojennych misja ta należała do bardzo niebezpiecznych.

15-latek przenosił ważne wiadomości, meldunki, raporty sytuacyjne między odległymi od siebie formacjami powstańczymi7. Jak podkreśla prof. Ryszard Kaczmarek, sytuacja wyglądała zupełnie inaczej niż podczas I Powstania Śląskiego: wtedy dochodziło raczej do niewielkich starć, teraz trwały intensywne działania zbrojne o cechach wojny pozycyjnej8. Zupełnie inny był też rezultat: powstanie zakończyło się polskim zwycięstwem.

Królewska Huta, gdzie urodził się Wincenty, na podstawie wyników plebiscytu miała zostać włączona do Niemiec, lecz ostatecznie znalazła się po polskiej stronie. Udział w powstaniu okazał się ważnym doświadczeniem formacyjnym, które determinowało kolejne życiowe wybory młodego Karugi.

Wychować dzielnych obywateli

Wincenty ukończył seminarium nauczycielskie w Pszczynie i w czerwcu 1925 r. zdał maturę. Świadectwo dojrzałości dawało mu możliwość pełnienia obowiązków tymczasowego nauczyciela w szkołach powszechnych9. Rozpoczął studia w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego, po czym objął nauczycielską posadę w Chorzowie i gimnazjum męskim w Katowicach10. W szkolnym kole PCK uczył zasad walki z gruźlicą, zapobiegania wypadkom czy pierwszej pomocy w razie zasłabnięcia11.

Praca z młodzieżą szybko stała się jego pasją. Nie ograniczała się wyłącznie do zajęć szkolnych – Karuga wierzył, że zrzeszanie młodych ludzi w organizacjach pozwoli utrzymać ducha polskości na terenach o silnych niemieckich wpływach. Był jednym z inicjatorów powstania Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej w Biertułtowach w październiku 1929 r. Na zjeździe założycielskim mówił do licznie zgromadzonych: Celem organizacji jest wyrabiać swych członków na światłych, dzielnych obywateli, przejętych duchem katolickim i polskim12.

Chłopska zagroda w Goczałkowicach (zdjęcie niedatowane).
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Pocztówka z Goczałkowic wydana po 1906 r.
Źródło: Biblioteka Narodowa
I Powstanie Śląskie, 1919 r. Grupa powstańców z karabinami i pistoletem.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Mogiła dwóch powstańców śląskich poległych w Goczałkowicach w 1919 r.
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa
Wincenty Karuga (stoi przy motocyklu pierwszy z prawej) na międzynarodowych zawodach motocyklowych w Mysłowicach, maj 1931 r.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Okładka broszury Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej z 1931 r.
Źródło: Biblioteka Narodowa

Wyścigi

Związek dbał o wszechstronne wychowanie, także sportowe. Karuga organizował zawody strzeleckie13. Sport w SMP rozrósł się już do takiej potęgi, że śmiało stanąć może obok innych związków sportowych. Wystarczy wspomnieć, że zarejestrowanych sportowców, którzy mają legitymację z fotografią jest około 2.00014 – pisano w prasie. Oprócz strzelania i gry w piłkę organizowano rozgrywki w ping-ponga. W 1931 r. Karuga ukończył kurs sędziego lekkoatletycznego15, prowadził kurs narciarski dla młodzieży16, współorganizował rozgrywki piłkarskie stowarzyszeń młodzieżowych z Górnego Śląska i Śląska Opolskiego.

Prywatnie pasjonował się motoryzacją. Działał w Klubie Motocyklowym w Królewskiej Hucie, brał udział w zawodach i wielokrotnie triumfował (np. w grudniu 1930 r. w kategorii ponad 500 cm3)17. Jeździł sportowym motocyklem BMW. W latach 30. zdobycie motocykla stanowiło tylko połowę sukcesu, bo w Polsce niemal nie było dróg, które nadawałyby się do zorganizowania rajdu. Dobrą szosą szczyciła się wówczas Wisła i choć trasa była wymagająca z uwagi na liczne zakręty i wzniesienia, to zawodnicy – również Karuga – chętnie stawali na starcie i pokonywali ostre wiraże18.

„Sięgnąć w serca, podnieść dusze”

W 1933 r. Wincenty Karuga został prezesem Bratniej Pomocy słuchaczy Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego (CIWF). Bratnia Pomoc, obok prowadzenia wielu różnorodnych form kształtowania społecznej osobowości studentów, stawiała sobie także za cel zacieśnianie łączności uczelni z jej absolwentami19. Była to prawdziwa sensacja, bo w CIWF studiowało wówczas tylko czworo Ślązaków, a zdecydowaną większość stanowiły osoby z Warszawy i okolic, Wilna czy Lwowa. Fakt wybrania p. Karugi Jednogłośnie na stanowisko prezesa tak ważnej organizacyi świadczy o wielkiem zaufaniu, jakiem cieszy się wśród swoich koleżanek i kolegów – akademików – podkreślano na Górnym Śląsku20.
Tato Karuga – taki przydomek nadano Wincentemu21. Karuga uważał, że postawa młodych ludzi jest szczególnie zagrożona po zakończeniu edukacji, a w utrzymaniu kręgosłupa moralnego może pomóc przynależność do polskich stowarzyszeń. Apelował do swoich podopiecznych, ale także do ich rodziców. Prowadził wykłady w terenie, podczas których podkreślał rolę sportu i zrzeszania się w wychowaniu Polaków22.

Poświęcenie sztandaru Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej w Jabłonkowie na Zaolziu, 1931 r. Wincenty Karuga siedzi w pierwszym rzędzie, drugi od prawej.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Powstańcza młodzieżówka

Współorganizował Związek Młodzieży Powstańczej – młodzieżówkę Związku Powstańców Śląskich – i był członkiem jego zarządu. Powołanie do życia organizacji społecznej, stworzenie w niej setek urzędów, pozyskanie współpracowników, nawet zorganizowanie dobrej administracji (…), jest rzeczą stosunkowo łatwą. Poważniejszą, lecz i trudniejszą sprawą jest wytworzenie w zorganizowanej gromadzie wspólnoty duchowej, zbiorowej świadomości wspólnych celów i wykształcenie woli działania dla dobra całej społeczności. „Bo kto chce, by naród (…) rósł w potęgę – ten musi sięgnąć w serca, zmienić, podnieść dusze”23 – pisano o związku młodzieży w „Powstańcu Śląskim”.

Oddziały Młodzieży Związku Powstańców Śląskich powstały w 1928 r., jednak dopiero w 1934 r. przyjęły statut. Wtedy też działalność rozpoczął Wydział Sportowy, którego przewodniczącym został Karuga. Wydział miał współpracować z osobami odpowiedzialnymi za wychowanie fizyczne i przysposobienie wojskowe w zakresie podnoszenia sprawności młodego pokolenia. Młodzież powstańcza od chwili powołania organizacji brała udział w zawodach cyklistów, konkurencjach lekkoatletycznych meczach koszykówki czy turniejach szachowych24.

Praca związku miała się opierać na siłach młodych dusz, na zapale i energji młodych druhów, którzy wiedzeni szlachetnem wyczuciem konieczności swego udziału w budowaniu Młodej Polski, przyszli do szeregów młodopowstańczych nie po legitymację, mundur, ale z wolą współdziałania25. W maju 1935 r. młodzież powstańcza odbyła swoją pierwszą oficjalną wizytę w Warszawie i uczestniczyła w uroczystościach na placu Piłsudskiego26.

„Opuszczamy zadymione miasta!”

Karuga uważał, że należy kłaść duży nacisk na sportowe wychowanie młodych ludzi. Pisał: Celem naszym nie jest przysparzanie już tak ubogiemu społeczeństwu inwalidów i kaleków. Wyjaśniał, że sport w odrodzonej RP musi znaleźć dla siebie inną misję niż przed 1918 r., gdy upatrywano w nim metody na przygotowanie społeczeństwa do czynu zbrojnego i odzyskania niepodległości. Stawiał przed sportem dwa główne zadania: 1) dać armii polskiej pełnowartościowego żołnierza, a 2) społeczeństwu pełnowartościowego obywatel27.

Jako wychowawca młodzieży był też propagatorem organizowania obozów sportowych. Wśród ich zalet wymieniał: oderwanie się od środowiska codziennej pracy, od dymiących kominów śląskich; uspokojenie swoich nadwyrężonych nerwów, wzmocnienie nadwątlonego zdrowia, nabranie nowych sił i energii do dalszej walki o byt; przeszkolenie fachowe, czy to w dziedzinie wychowania fizycznego czy ideologicznego lub junackiego28.

Zapraszał: Do dzieła! – Zgłaszajcie się do obozów – organizujcie obozy! – Przewodnią myślą naszą w lipcu i sierpniu powinno być: opuszczamy zadymione miasta – i idziemy nad jeziora, rzeki – idziemy do lasów i na łąki zielone – wybieramy się w góry i nad polskie morze!!!29

Zdjęcie opublikowane w tygodniku „Światowid” (nr 30/1932).
Źródło: Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa
Zawody z udziałem członków Związku Młodzieży Powstańczej na Śląsku. Wojewoda śląski Michał Grażyński wręcza nagrodę przedstawicielowi zwycięskiej drużyny Związku Młodzieży Powstańców z Bielska.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Wincenty Karuga, prezes Okręgowego Związku Młodzieży Powstańczej, wręcza proporzec przedstawicielowi związku. Uroczystość przed Grobem Nieznanego Powstańca w Katowicach, maj 1938 r.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Fragment Sonderfahndungsbuch Polen, Berlin 1939, s. 68.
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa

Na liście wrogów III Rzeszy

Równolegle ze swoją imponującą aktywnością zawodową i społeczną Karuga angażował się w działania prowadzone w ukryciu. W latach 30. został tajnym łącznikiem między władzami polskimi a Polakami działającymi w konspiracji na terenie Śląska Opolskiego (należącego do Niemiec). Polscy działacze w Niemczech byli w niezwykle trudnej sytuacji i organizowali grupy samoobrony. Jak zwykle Karuga zwracał szczególną uwagę na młodzież – by pod wpływem agresywnej niemieckiej polityki nie traciła polskiego ducha30.

Nie uszło to uwadze Niemców i Karuga został wpisany do Sonderfahndungsbuch Polen – Specjalnej księgi Polaków ściganych listem gończym, zwanej także listą proskrypcyjną „wrogów Rzeszy”31. Był to alfabetyczny wykaz nazwisk zasłużonych Polaków, których należało aresztować i zlikwidować. Wśród kilkudziesięciu tysięcy osób wpisanych na listę znaleźli się weterani Powstań Śląskich i Powstania Wielkopolskiego, aktywiści plebiscytowi, działacze polityczni, społeczni i kulturalni, księża, nauczyciele. Po agresji na Polskę Niemcy masowo ich mordowali, aresztowali i deportowali.

Ojciec Wincentego Karugi został aresztowany wraz z wieloma innymi mieszkańcami Goczałkowic32. Wincentemu dzięki ucieczce udało się uniknąć aresztowania. Wstąpił do Armii Krajowej. Według jednego ze źródeł walczył m.in. w Powstaniu Warszawskim i posługiwał się pseudonimem Kazimierz Nemedyński33.

„Morze zadań, a jedne pilniejsze od drugich”

9 maja 1945 r. – dzień po wejściu w życie aktu bezwarunkowej kapitulacji III Rzeszy Niemieckiej – Wincenty Karuga przyjechał do Nysy. Znalazł się w kilkudziesięcioosobowej grupie „pracowników administracji miejskiej i powiatowej, zestawionej pośpiesznie w Katowicach”34. Ich celem było przejęcie miasta i powiatu od sowieckiego komendanta wojennego. Karuga urządził starostwo powiatowe w budynku przy obecnej ul. Piastowskiej 33.

Miasto wyglądało upiornie. Na ulicach leżały ludzkie ciała i zwłoki padłych zwierząt, mieszkańcy nie mieli wody ani światła. Nad okolicą zawisło widmo epidemii tyfusu35. W warunkach tych trzeba było zakasać rękawy i nieraz o głodzie brać się do ciężkiej pracy, pracy od podstaw najbardziej prymitywnych, gdyż byliśmy odcięci od Katowic (najbliższa stacja to Opole i Koźle); brak telefonów i środków lokomocji paraliżował najlepsze chęci. Lecz nas te wszelkie trudności nie odstraszały, z jasno wytkniętym celem szliśmy naprzód, zabezpieczając obiekty przemysłowe i rolnicze, budynki, składy. Organizowano urzędy gminne, pocztę, kolejnictwo, naprawiano sieci elektryczne, uruchamiano szkoły, osadzano rolników na gospodarstwach (…). Morze zadań, a jedne pilniejsze od drugich (…). I temu nawałowi pracy trzeba było podołać przy szczupłym zasobie środków zarówno ludzkich, jak i materialnych, przy trudnościach wszelkiej natury, piętrzących się na każdym kroku, przy konieczności uciekania się do improwizacji, przy kierowaniu się intuicją, wyczuciem, nieraz bez pewności zgoła, czy właściwą wybiera się drogę. Lecz przecież udało się36 – wspominał Wincenty Karuga w odezwie do mieszkańców opublikowanej dwa lata po przejęciu Nysy.

Mimo ogromu pracy znajdował czas na działalność sportową – został prezesem KS Sudety Nysa i jak przed laty organizował aktywność młodzieży. W 1947 r. mówił: U mnie w klubie chłopcy już o niczym innym nie mówią jak o rozgrywkach turniejowych, a wyczuwam, że marzeniem ich i punktem honoru jest przedostanie się do rundy finałowej. Kto wie, piłka jest okrągła, gramy wcale nieźle, to może i do nas los się uśmiechnie37.

Ruiny kościoła św. Jakuba i św. Agnieszki w Nysie po II wojnie światowej.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Budynek Starostwa Powiatowego w Nysie – widok współczesny.
Źródło: powiat.nysa.pl
Łukasz Mrzygłód, Portret Wincentego Karugi, ok. 1946 r. (olej na płótnie).
Źródło: Muzeum Powiatowe w Nysie
Pomnik upamiętniający kopalnie węgla kamiennego Rozbark i Łagiewniki, usytuowany w pobliżu rejonu głównego kopalni Rozbark w Bytomiu.
Źródło: domena publiczna

„Zła przeszłość”

Starosta Karuga kazał usuwać niemieckie napisy z transformatorów i słupów elektrycznych, a także z narzędzi i innych przedmiotów używanych w gospodarstwach domowych: sprzętu rolniczego, cukiernic czy makatek. Kontrolowano też napisy na polnych kapliczkach. Mieszkańców nakłaniano do przyjmowania polskich odpowiedników imion i nazwisk, restauratorów zachęcano w listach, by nie odtwarzali w lokalach niemieckich przebojów. Gazety pisały, że dzięki nadludzkim wysiłkom Karugi udało się obsiać wielkie obszary ugorów, a w gospodarstwach przybywa zwierząt hodowlanych38.

Analizując doniesienia z powojennej prasy, nie można zapominać, że służyła ona przede wszystkim propagandzie komunistycznych władz. Te zresztą szybko skonfliktowały się ze starostą, którego zaczął prześladować Urząd Bezpieczeństwa. Winami Karugi miały być „zła przeszłość” – działalność w AK – i „zbytni klerykalizm”, czyli wyrażenie zgody na odbudowę zniszczonej nyskiej katedry. Podejmowano próby wmieszania go w afery gospodarcze39. Urząd starosty nyskiego Karuga sprawował do lutego 1948 r., kiedy powierzono mu starostwo w Krośnie Odrzańskim. Tam również popadł w konflikt z UB i PZPR, przez co stycznia 1949 r. został bez pracy. Przeniósł się do Bytomia, gdzie podjął pracę górnika w kopalni Rozbark. Jednocześnie kończył wieczorowe technikum górnicze, dzięki czemu awansował na sztygara.

Komuniści traktowali weteranów Powstań Śląskich instrumentalnie. Jako zasłużeni w walce przeciw Niemcom bywali oni przyjmowani z honorami, mógł też działać Związek Weteranów Powstań Śląskich, ale pod koniec lat 40. Dawnych powstańców przestano eksponować, a organizację wcielono do ZBoWiD-u. Kiedy osiadłem na Opolszczyźnie na stałe w 1953 roku, wojewodą był komunista Mrocheń, który właściwie nie znał polskiego. Za to Szymon Koszyk i Wincenty Karuga siedzieli w kryminale. To już wtedy środowisko polskich Ślązaków, w tym powstańców śląskich, praktycznie wycofało się z życia publicznego – wspominał prof. Franciszek Marek z Uniwersytetu Opolskiego40.

W ostatnich latach życia Karuga został posłem ziemi nyskiej, jednym z niewielu bezpartyjnych parlamentarzystów. Zmarł w Bytomiu – przedwcześnie, po ciężkiej chorobie, w Boże Narodzenie 1961 r. Spoczął w rodzinnym grobowcu w Goczałkowicach. Liczne rzesze wzięły udział w jego pogrzebie, a przyjaciele i koledzy w pracy społecznej żegnali go nad grobem serdecznymi słowami41.

Przypisy:

1W drugi dzień świąt rozpoczną się rozgrywki turniejowe na Śląsku Opolskim, „Sport” 1947, nr 98, s. 3.
2 Nekrologi. Wincenty Karuga, „Przegląd Zachodni” 1962, nr 1, s. 226.
3Ewidencja 1 Kompanii – Oddział pszczyński, obóz Oświęcim, Zasoby archiwalne Powstań Śląskich (1919–1921) Instytutu Józefa Piłsudskiego, sygn. 8-014-507, http://powstania.pilsudski.org/skany/701-008-014-001.jpg; http://powstania.pilsudski.org/skany/701-008-014-002.jpg [dostęp: 30 lipca 2021 r.].
4Maciej Fic, Sierpniowa insurekcja, „Polska Zbrojna. Historia” 2021, nr 2, s. 56–59.
5Do Szefa Skarbu w Sosnowcu – dotyczy zapotrzebowania w powiecie bytomskim [w:] Naczelne Dowództwo POW na Górnym Śląsku – listy imienne oficerów, podoficerów, druhów, lista chorych II Kompanii, Zasoby archiwalne Powstań Śląskich (1919–1921) Instytutu Józefa Piłsudskiego, sygn. 8-050-735, http://powstania.pilsudski.org/skany/701-008-050-013.jpg [dostęp: 30 lipca 2021 r.].
6Ewa Wyglenda, Karuga Paweł [w:] Franciszek Hawranek i in. (red.), Encyklopedia powstań śląskich, Opole 1982, s. 198.
7Nekrologi. Wincenty Karuga; Paweł Kachel, Bohaterowie naszych ulic. Wincenty Karuga, „Życie Bytomskie” 1995, nr 50/51, s. 7.
8Czarna perła znów w koronie. Rozmowa Piotra Korczyńskiego z prof. Ryszardem Kaczmarkiem, „Polska Zbrojna. Historia” 2021, nr 2, s. 15.
9Kronika, „Gazeta Robotnicza” 1925, nr 148, s. 3.
10Paweł Kachel, Bohaterowie naszych ulic. Wincenty Karuga, s. 7.
11Koło PCK [w:] Sprawozdanie Dyrekcji Państwowego Gimnazjum w Katowicach za rok szkolny 1934/35, s. 29.
12Z Rybnickiego, „Katolik Polski” 1929, nr 236, s. 6.
13Sport. Pierwsze zawody strzeleckie z broni małokalibrowej o mistrzostwo zespołowe i indywidualne Wojew. ŚI. SMP, „Katolik Polski” 1931, nr 275, s. 6.
14W SMP utworzono ligę ogólno-związkową piłki nożnej, „Katolik Polski” 1932, nr 31, s. 6.
15Egzamin lekkoatletyczny na sędziów G. O. Z. L. A. uczestników kursu sędziowskiego S. M. P. w Katowicach, „Katolik Polski” 1931, nr 100, s. 6.
16Kurs narciarski dla druhów S. M. P., „Górnoślązak” 1932, nr 12, s. 5.
17Wyścigi motocyklowe o mistrzostwo Król. Huty, „Polska Zachodnia” 1930, nr 312, s. 8.
18Zg., II Międzynarodowe Wyścigi Motocyklowe w Wiśle, „Światowid” 1932, nr 30, s. 16–17.
19Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego Józefa Piłsudskiego w Warszawie – kartki z historii, „Newsletter Jubileuszowy. 90 lat AWF Warszawa” 2019, nr 8, s. 2.
20Ślązak prezesem Bratniej Pomocy stud. CIWF-u w Warszawie, „Górnoślązak” 1933, nr 114, s. 5.
21Waldemar Dorcz, Pierwszy strajk studentów AWF, 1939 r., „Absolwenci. Kwartalnik Stowarzyszenia Absolwentów AWF Warszawa” 2016, nr 2, s. 20.|
22Wiadomości bieżące. Z Goczałkowic, „Polska Zachodnia” 1927, nr 230, s. 6.
23Z Lublineckiego. Zebranie rodzicielskie w sprawie wychowania młodzieży pozaszkolnej, „Katolik Polski” 1932, nr 64, s. 4.
24O postawę ideową pracy młodopowstańczej, „Powstaniec Śląski” 1935, nr 3, s. 22.
25II sprawozdanie roczne z działalności Organizacji Młodzieży Powstańczej za okres od 1 stycznia do 31 grudnia 1934 roku, Katowice 1935, s. 4.
26O postawę ideową pracy młodopowstańczej, s. 22.
27Okólnik Nr 1/35 do wszystkich Oddziałów Młodzieży Powstańczej, „Powstaniec Śląski” 1935, nr 3, s. 30.
28Wincenty Karuga, Sport a zagadnienie społeczne, „Młodzież Powstańcza” 1937, nr 3, s. 13.
29Wincenty Karuga, Obozy, „Młodzież Powstańcza” 1937, nr 5, s. 4.
30Tamże, s. 5.
31Nekrologi. Wincenty Karuga; Paweł Kachel, Bohaterowie naszych ulic. Wincenty Karuga, s. 7.
32Sonderfahndungsbuch Polen, Berlin 1939, s. 68.
33Ewelina Sowa, 70. rocznica wybuchu II wojny światowej, „Wiadomości Goczałkowickie” 2009, nr 8, s. 4.
34Paweł Kachel, Bohaterowie naszych ulic. Wincenty Karuga, s. 7. Informacja o udziale Karugi w Powstaniu Warszawskim nie została potwierdzona w Muzeum Powstania Warszawskiego.
35Kazimierz Zalewski, W 50. rocznicę powrotu Nysy do Macierzy, „Nowiny Nyskie” 1995, nr 20, s. 2, 17.
36Uroczyste obchody 40. rocznicy wyzwolenia Nysy, „Nyski Metalowiec” 1985, nr 7, s. 3.
37Wincenty Karuga, Do społeczeństwa nyskiego, „Nowiny Opolskie” 1947, nr 41, s. 1.
38W drugi dzień świąt rozpoczną się rozgrywki turniejowe na Śląsku Opolskim, s. 3.
39A.S., W powiecie nyskim pola szumią zbożem, „Gazeta Robotnicza” 1946, nr 150, s. 4.
40Krzysztof Ogiolda, Powstańcy, w tył zwrot! O tym, czy byli bohaterami, czy nie, decydowała partia, https://naszahistoria.pl/powstancy-w-tyl-zwrot-o-tym-czy-byli-bohaterami-czy-nie-decydowala-partia/ar/9174612 [dostęp: 30 lipca 2021 r.].
41Nekrologi. Wincenty Karuga.

Józef Mazurek Z wiosłem i stetoskopem

W obecnych czasach ogólnego zdenerwowania i podrażnienia, wioślarstwo jest cudownem lekarstwem na uspokojenie i wzmocnienie osłabionych w walce o byt nerwów. Z chwilą odbicia łodzi od pomostu pozbywamy się trosk i kłopotów codziennego życia, odradzamy się po prostu duchowo: wszystko, co złe… co nas męczy i boli… pozostawiamy za sobą i – zda się – idziemy w dal jasną, promienną1 – przekonywano niemal sto lat temu na łamach pisma „Sport Wodny”. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę wioślarstwo cieszyło się ogromną popularnością, a jednym z orędowników dyscypliny stał się Józef Mazurek – lekarz, żołnierz i trener. W sprawach zawodowych i sportowych objechał całą Polskę, a Górny Śląsk zajął w jego żołnierskiej biografii szczególne miejsce: najpierw w trakcie III Powstania Śląskiego, a następnie podczas wojny obronnej 1939 r.

Znad Wieprza na Wisłę

Ma on charakter silny, nerwy ze stali. Wszystkim jest znany i ceniony. Położył on wielkie zasługi na polu sportowym. Nie szczędząc czasu i trudu trenuje stale i od paru lat wszystkie najlepsze osady2 – tak charakteryzował Józefa Mazurka dziennikarz magazynu „Sport Wodny”. Dodał jeszcze, że wioślarz należy do „najpopularniejszych postaci, nie tylko w AZS, ale w ogóle na Wiśle” oraz że powszechnie znany jest pod pseudonimami Bonza i… Murzyn. Można się domyślić, że drugi przydomek miał związek z opalenizną, z której słynęli wioślarze, spędzający całe dnie na słońcu.

Skąd wzięła się miłość Mazurka do wody? Zapewne z lat dziecinnych. Józef urodził się 17 listopada 1893 r. w Bzitem3 (dziś powiat krasnostawski), nieopodal rzeki Wieprz, w majątku należącym do ojca. Matka – Marianna – była siostrą Jana Sadlaka, znanego polityka, współzałożyciela i prezesa Zjednoczenia Ludowego i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Stryj Józefa był społecznikiem oraz uczestnikiem walk o niepodległość Polski w czasach I wojny światowej. Można się więc domyślać, że w rodzinie panowały silne tradycje patriotyczne i niepodległościowe.

Krasnystaw, miasto położone nad Wieprzem i Żółkiewką, na pocztówce sprzed 1918 r.
Źródło: Biblioteka Narodowa
Załoga jednego z pociągów sanitarnych w czasie III Powstania Śląskiego, 1921 r.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Ilustracja obrazująca wydarzenia z okresu walk o Lichynię – powstaniec niesie na ramionach rannego kolegę („Żołnierz Polski”, nr 51–52/1931).
Źródło: Biblioteka Narodowa

Lekarz w III Powstaniu Śląskim

Jesienią 1913 r. Józef rozpoczął studia na Wydziale Lekarskim Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego. W 1914 lub 1915 r. ewakuował się do Kijowa i tu od 1915 do 1918 ukończył pięć semestrów medycyny. Po powrocie do Warszawy wstąpił na ochotnika do Wojska Polskiego. Od października 1919 r. został oddelegowany na UW, aby ukończyć studia, jednak z powodu nowych wojen studiów nie podjął. Pracował wówczas w Szpitalu Ujazdowskim w Warszawie. W 1920 r. walczył z bolszewikami. W marcu 1921 r. ponownie trafił na UW, lecz wkrótce znów musiał przerwać studia (do 9 lipca 1921 r.)4. Wyjechał na Śląsk, gdzie żołnierz z wykształceniem medycznym był na wagę złota. Prof. Ryszard Kaczmarek, najwybitniejszy znawca historii Górnego Śląska w XIX i XX w., ocenia, że w 1921 r. przez oddziały powstańcze przewinęło się ok. 60 tys. ludzi! Wielu potrzebowało pomocy lekarskiej. Poległo ok. 1800–2000 żołnierzy, setki osób zostały ranne.

Ppor. Józef Mazurek pełnił obowiązki lekarza naczelnego 3 Pułku Piechoty w ramach Grupy „Wschód”5. Formacja początkowo walczyła o Katowice jako batalion, potem została przeformowana w pułk i przewieziona koleją w rejon Góry św. Anny. Pułk zdołał wyprzeć Niemców z Lichyni, ale po kilku dniach musiał się wycofać. Warunki, w jakich przyszło pracować młodemu lekarzowi, były niezwykle ciężkie. Z czterech wozów sanitarnych, które przysługiwały pułkowi, funkcjonował tylko jeden. „Zupełny brak środków opatrunkowych” – raportowano w dokumencie z 24 maja 1921 r. Pułk liczący 1646 ludzi miał do dyspozycji nieco ponad 600 karabinów6. Dość szybko jednostka została rozformowana i zdemobilizowana. Latem 1921 r. Mazurek awansował do stopnia porucznika podlekarza w korpusie oficerów sanitarnych ze starszeństwem. Za udział w walkach o niepodległość i granice otrzymał Medal Pamiątkowy za Wojnę 1918–1921.

Loża sędziowska na pierwszych regatach związkowych w niepodległej Polsce – Brdyujście, 1920 r. Fotografia opublikowana w piśmie „Sport Wodny” (nr 3/1930).
Źródło: Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa

Wojna i regaty

Po powrocie do Warszawy, wiosną 1922 r., przewlekle chorował. Wrócił na uczelnię i ukończył studia medyczne, a w 1926 r. zrobił doktorat7. Rozpoczął błyskotliwą karierę, w ramach której potrafił połączyć miłość do zawodu ze swoją największą życiową pasją: sportem.

Już w 1920 r., w środku wojny z bolszewikami, zanim zniszczeniu uległo wiele przystani i sprzętu wioślarskiego, rozegrano pierwsze regaty związkowe w Brdyujściu (dziś jest to część Bydgoszczy). W biegu ósemek zwyciężyła osada Akademickiego Związku Sportowego Warszawa z 26-letnim Józefem Mazurkiem w składzie. Wioślarze należeli do sportowców, których zamierzano wysłać na igrzyska olimpijskie w Antwerpii. Rozwój sytuacji wojennej jednak na to nie pozwolił. Nawała ze wschodu przerwała idylliczną pracę wioślarzy zmuszając kwiat wioślarzy do chwycenia miast wiosła za broń8. Amatorzy wioślarstwa odegrali swoją rolę w okresie walk z bolszewikami – niektórzy, jak Mazurek, byli żołnierzami zawodowymi, inni zasilali Armię Ochotniczą. W sierpniu 1920 r. Oddział Wartowniczy Warszawskiego Towarzystwa Wioślarskiego zabezpieczał mosty i przeprawy na Wiśle. Wystawiono sześć uzbrojonych plutonów.

Sternik AZS

Po zwycięstwie nad bolszewikami i zakończeniu walk o granice sport powoli się odradzał. Towarzystwa wioślarskie, zrujnowane wojną, wykorzystywały wszelkie możliwości, by uzupełnić utracony sprzęt. W 1923 r. w regatach związkowych w Bydgoszczy udział wzięło 37 osad. Zwycięstwo w czwórkach i tytuł mistrza Polski przypadły osadzie AZS Warszawa z Józefem Mazurkiem. W roku 1924 wszyscy żyli już tylko igrzyskami olimpijskimi w Paryżu – pierwszymi, na których mieli się zaprezentować sportowcy z niepodległej Polski.

Mazurek do Paryża nie pojechał, a naszym wioślarzom zabrakło szczęścia. Nie mogli zabrać własnych łodzi, a te użyczone przez gospodarzy pozostawiały – mówiąc łagodnie – wiele do życzenia. Chrzest olimpijski był jednak faktem, a rok później polscy wioślarze znów mieli swoje święto, czyli regaty w Bydgoszczy. W ósemkach zwyciężył AZS Warszawa z Mazurkiem jako sternikiem. 19 września 1926 r. Józef w tej samej roli uczestniczył w pierwszych regatach na Wiśle (Politechnika – Uniwersytet; zawody rozgrywane są, z przerwami, do dziś).

Stołeczny klub wyrastał na lidera polskiego wioślarstwa, a Mazurek powoli zmieniał status: z zawodnika stawał się działaczem (w latach 1921–1922 pełnił funkcję członka zarządu klubu) i trenerem osiągającym duże sukcesy. AZS aż do roku 1928 był jednym z najpotężniejszych klubów wioślarskich w kraju. Czterokrotnie zdobył mistrzostwo Polski w czwórkach i ósemkach, a dwukrotnie – akademickie mistrzostwo świata. Do największych sukcesów Sekcji Wioślarskiej należało zwycięstwo nad osadami angielską, szwajcarską i włoską w regatach w Pawii w 1925 r., podczas obchodów 1100-lecia miejscowego uniwersytetu. Klub dysponuje i szeregiem doborowych wioślarzy, którym przodują (…) Dr. Mazurek i inni, a także specyficzną żywotnością gwarantującą klubowi, nawet po chwilowem niepowodzeniu, dalsze bogate w sukcesy lata9 – pisano w prasie.

W 1925 r. Mazurek przygotowywał Polaków do pierwszego, historycznego występu na mistrzostwach Europy pod auspicjami Fédération Internationale des Sociétés d’Aviron (FISA) – Międzynarodowej Federacji Wioślarskiej. W roku 1926 pojechał jako kierownik sportowy na mistrzostwa Europy w Lucernie10. Trenowana przez niego czwórka z Bydgoskiego Towarzystwa Wioślarskiego uplasowała się za Włochami i Szwajcarią i zdobyła brązowy medal. Mazurek zaangażował się także w pracę z AZS Poznań: wprowadził łodzie wyścigowe zamiast klepkowych i klub zaczął odnosić sukcesy11.

Awers i rewers Medalu Pamiątkowego za Wojnę 1918–1921.
Źródło: domena publiczna
Mistrzowska osada AZS z Józefem Mazurkiem w składzie – Brdyujście,
1923 r. Fotografia opublikowana w piśmie „Sport Wodny” (nr 3/1930).
Źródło: Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa
Józef Mazurek jako trener AZS Warszawa. Zdjęcie opublikowane w tygodniku „Stadjon” (nr 36/1924).
Źródło: Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa
Oficjalny plakat igrzysk olimpijskich w Amsterdamie, 1928 r.
Źródło: domena publiczna

„Ideał na polskie stosunki ”

Dla wielu polskich klubów zatrudnienie trenera z odpowiednimi kwalifikacjami było nierealne z uwagi na koszty. Tymczasem do świadomości środowiska sportowego coraz częściej docierało, że bez odpowiedniego zaplecza, fachowej wiedzy medycznej i właściwie zaplanowanych ćwiczeń nawet najlepszy zawodnik nie będzie wygrywał.

Józef Mazurek, który jako lekarz wyspecjalizował się w fizjologii sportu, przez dziennikarzy sportowych poszukujących dobrego trenera został nazwany „ideałem na polskie stosunki”12. Prowadził badania nad wioślarzami z AZS Warszawa i AZS Poznań. Wykazał, że praca układu oddechowego, a konkretniej: jego sprawność i szybkość przystosowywania się do zwiększonego zapotrzebowania na tlen, wpływa na efektywność sportowca – rzecz dziś powszechnie znana była wtedy nowinką13.

W drugiej połowie lat 30. Mazurek wykładał na UW teorię wychowania fizycznego, a jeszcze wcześniej – w 1927 r. – zatrudnił się w Centralnej Wojskowej Szkole Gimnastyki i Sportów, której celem było kształcenie kadry fachowców w jednostkach wojskowych14. Nie tylko został lekarzem szkoły, ale również pełnił funkcję instruktora wioślarstwa i narciarstwa (w połowie lat 20. trenował także narciarzy AZS).

Przygotowywał drużynę reprezentacyjną straży granicznej do marszu szlakiem kadrówki. Wykładał też higienę i teorię masażu. Prezentował bardzo nowatorskie jak na tamte czasy podejście. Głaskanie, rozcieranie, ugniatanie, oklepywanie, masaż kończyn górnych i dolnych oraz tułowia, masaż w leczeniu kontuzji – wszystkie te zagadnienia okazały się niezwykle ważne dla osiągania sportowych sukcesów.

W połowie 1927 r. na zlecenie Polskiego Komitetu Olimpijskiego powstała Sekcja Lekarska PKOl15. Miała ona wykonać badania sportowo-lekarskie kadry narodowej w ramach przygotowań do olimpiady zimowej i letniej w St. Moritz i Amsterdamie. W St. Moritz odbył się Międzynarodowy Kongres Lekarski, na którym Polskę reprezentował dr Józef Mazurek – „dobry duch” naszej kadry (jak pisała prasa)16. W 1928 r. jako lekarz sportowy towarzyszył on kadrze Polski na letnich igrzyskach w Amsterdamie. Najbliższymi jego sercu podopiecznymi byli zapewne wioślarze, na co dzień zawodnicy Bydgoskiego Towarzystwa Sportowego. Czwórka ze sternikiem wywalczyła brązowy medal – to pierwszy polski sukces olimpijski w historii wioślarstwa.

Alina Hulanicka, żona Józefa Mazurka, podczas startu w skoku w dal z miejsca na mistrzostwach lekkoatletycznych Warszawy, maj 1933 r. W latach 1928–1931 Hulanicka była kilkukrotną mistrzynią Polski w sprintach i skokach, reprezentowała klub Grażyna Warszawa. Zmarła w 1989 r., dwa tygodnie po swojej wielkiej rywalce Halinie Konopackiej.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Małżeństwo lekarsko-sportowe

W latach 1929–1932 dr Mazurek pracował jako naczelny lekarz w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego. Najpewniej właśnie w CIWF poznał swoją przyszłą żonę – absolwentkę tejże szkoły Alinę Hulanicką. Alina z wykształcenia była ginekologiem, ale przed wojną cała Polska znała ją raczej jako wybitną sportsmenkę – lekkoatletkę, brązową medalistkę igrzysk kobiet w 1930 r.

W lipcu 1933 r. małżonkowie wzięli udział w spływie wioślarskim „Przez Polskę do morza”, zorganizowanym przez Ligę Morską i Kolonialną oraz Państwowy Urząd Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego. Spływ stał się wielką manifestacją miłości Polaków do sportów wodnych. W imprezie uczestniczyło 2,5 tys. wioślarzy, kajakarzy i żeglarzy, którzy docierali do Warszawy z różnych części kraju trasa wiodła przez Toruń, Bydgoszcz, Chełmno, Grudziądz i Tczew (po finiszu w Gdańsku uczestników przewożono statkami do Gdyni), trwał niemal miesiąc17.

Uroczystość poświęcenia kajaków przed rozpoczęciem spływu „Przez Polskę do morza”. Po prawej stronie w mundurze prawdopodobnie kpt. dr Józef Mazurek (na prawo od gen. Stanisława Kwaśniewskiego).
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Jednym z ciekawszych wspomnień z niezwykłej imprezy był na pewno widok sanitarki – wielkiej motorówki saperskiej wypożyczonej z Modlina, pełniącej funkcję łodzi sanitarnej. Sanitarka zamykała spływ i co rusz przyjmowała nowych pacjentów z poparzeniami słonecznymi, odciskami spowodowanymi długim wiosłowaniem czy problemami żołądkowymi. Odpowiedzialne obowiązki lekarza spełniał niezastąpiony dr Józef Mazurek przy wydatnej pomocy swej dzielnej małżonki p. Haliny18. A ponieważ porady i opatrunki udzielał bezpłatnie, więc też nie mógł uskarżać się na brak pacjentów, których nieraz miał po kilkudziesięciu dziennie19 – relacjonowali dziennikarze.

Sportowo-lekarskie małżeństwo dużo czasu poświęcało popularyzacji sportu: Alina była współautorką książki Gry sportowe, Józef napisał podręcznik Wioślarstwo kobiece. Jako jeden z nielicznych w kraju prowadził damskie osady wioślarskie, miał więc spore doświadczenie. Recenzent podręcznika tak pisał o Mazurku: Doskonały znawca zagranicznych metod nauczania j treningu, zarazem – lekarz sportowy, posiada wyjątkową znajomość rzeczy i wyjątkowe kwalifikacje (…). Mówi o tem zresztą w sposób plastyczny treść książki, którą znamionuje głęboka fachowość techniczna i świetna znajomość możliwości i wymagań organizmu kobiecego20.

Również po czterdziestce dr Mazurek nie rezygnował z aktywności sportowej W 1934 r. wziął udział w szeroko opisywanym i niezwykle wymagającym (dziś powiedzielibyśmy: ekstremalnym) spływie kajakiem do Morza Czarnego21. Zimą zamieniał wiosła na narty, był cenionym doradcą przy planowaniu kursu instruktorów narciarskich – lotników w Dolinie Pięciu Stawów.

Start spływu kajakowego „Przez Polskę do morza”, lipiec 1933 r. Łódź S4 to sanitarka z dr. Józefem Mazurkiem i jego żoną Aliną Hulanicką na pokładzie. Na zdjęciu widoczna nowo otwarta przystań Klubu Wioślarskiego Syrena Warszawa przy Porcie Czerniakowskim.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Rozmach kariery lekarsko-sportowej dr. Mazurka był niezwykły. W latach 1935–1938 w Centrum Wyszkolenia Sanitarnego pełnił on funkcję kierownika wychowania fizycznego. Pracował też jako ordynator w 1 i 7 Szpitalu Okręgowym w Poznaniu. Następnie objął stanowisko naczelnego lekarza Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Od 1935 r. aż do wybuchu II wojny światowej wykładał teorię wychowania fizycznego na Uniwersytecie Warszawskim.

Wybuch wojny oznaczał dla lekarza wojskowego powrót na front. We wrześniu 1939 r. mjr Józef Mazurek był szefem sanitarnym 55 Dywizji Piechoty Rezerwowej, wchodzącej w skład Grupy Operacyjnej „Śląsk” w Armii „Kraków”. W pierwszych dniach września dywizja broniła odcinka „Mikołów”, toczyła zacięte bitwy przy granicy z Niemcami. Niestety już 4 września padł rozkaz odwrotu w kierunku Pińczowa i Miechowa. Po walkach w Małopolsce i Świętokrzyskiem dywizja prowadziła działania obronne na Lubelszczyźnie. W nocy z 22 na 23 września była już niezdolna do dalszej walki, więc dowódca podjął decyzję o rozwiązaniu formacji. Mjr Mazurek przeszedł z Armią „Kraków” cały jej szlak bojowy.

Podczas okupacji był zatrudniony w klinice położniczej w Warszawie, a później został lekarzem domowym Ubezpieczalni Społecznej w Tomaszowie Lubelskim (w tej samej miejscowości, jako ordynator oddziału położniczego, od 1945 r. pracował Alina). Zmarł 27 stycznia 1959 r., w wieku 64 lat.

Centralna Wojskowa Szkoła Gimnastyki i Sportów w Poznaniu: uczestnicy kursu narciarskiego 1927/1928 r.
Źródło: Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa

Przypisy:

1 E. Szreder, Zalety sportu wioślarskiego, „Wioślarz Polski: czasopismo poświęcone sprawom sportu wodnego” 1925, nr 4, s. 97, https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/866438/edition/832331/content [dostęp: 1 kwietnia 2021 r.].
2 „Bonza”, „Sport Wodny” 1925, nr 9, s. 240, https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/866445/edition/832337/content [dostęp: 1 kwietnia 2021 r.].
3 Świadectwo urodzenia wystawione na podstawie księgi aktów stanu cywilnego parafii rzymsko-katolickiej Krasnystaw z 1893 r. Dokument udostępniony przez dr. Roberta Gawkowskiego.
4 R. Gawkowski, Akademicki sport XX-wiecznej Warszawy, Poznań 2019, s. 181 i 185.
5 Szefostwo Sanitarne Nacz. Kom. Powstania, Imienny spis lekarzy, medyków, aptekarzy i ss. Czerwonego Krzyża, sporz. 21 czerwca 1921 r., http://powstania.pilsudski.org/skany/701-008-180-009.jpg [dostęp: 1 kwietnia 2021 r.]; Wykaz imienny lekarzy, medyków i aptekarzy Grupy Wschód i Grupy Środkowej z dn. 15 czerwca 1921 r., http://powstania.pilsudski.org/skany/701-008-191-004.jpg [dostęp: 1 kwietnia 2021 r.].
6 Braki materjału i ekwipunku III. Pułku p., 24 maja 1921 r. [w:] Korespondencja Dowództw 3 pułku piechoty, Centralne Archiwum Wojskowe, sygn. I.130.9.1, https://wbh.wp.mil.pl/c/scans/powstania/dzial_i/i_130_9/i_130_9_1.pdf [dostęp: 1 kwietnia 2021 r.].
7 R. Gawkowski, dz. cyt., s. 181 i 185.
8 „Sport Wodny” 1925, nr 9, s. 240, https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/866445/edition/832337/content [dostęp: 1 kwietnia 2021 r.].
9 „Sport Wodny” 1934, nr 12, s. 288, https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/866700/edition/832672/content [dostęp: 1 kwietnia 2021 r.].
10 Tamże.
11 Kluby należące do Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich, „Sport Wodny” 1930, nr 3: „Specjalny zeszyt poświęcony X-leciu Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich”, s. 86, https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/866526/edition/832413/content [dostęp: 1 kwietnia 2021 r.].
12 W.D., Trening i trener, „Sport Wodny” 1927, nr 3, s. 36, https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/866467/edition/832357/content [dostęp: 1 kwietnia 2021 r.].
13 Józef Mazurek, Fizjologiczne podstawy oddychania w wioślarstwie, „Sport Wodny” 1927, nr 7, s. 121–122, https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/866471/edition/832361/content [dostęp: 1 kwietnia 2021 r.].
14 Alojzy Pawełek, Centralna Wojskowa Szkoła Gimnastyki i Sportów w Poznaniu: 1921–1929, Warszawa 1929, s. 11, https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/1078/edition/843/content [dostęp: 1.04.2021 r.].
15 Henryk Kuński, Dzieje medycyny sportowej w Polsce, t. II: 1951–2000, Łódź 2009, s. 7.
16 Narciarze przybyli do St. Moritz, „Przegląd Sportowy”, nr 6, 11 lutego 1928 r., s. 2.
17 Spływ do morza, „Tempo Sport” 1933, nr 17, s. 4.
18 Właściwie: Aliny (przyp. red.).
19 Refleksje po spływie „Przez Polskę do Morza”, „Sport Wodny” 1933, nr 16, s. 304.
20 Wiadomości kobiece – tomik VI Wychowania Fizycznego Kobiet, „Sport Wodny” 1936 , nr 16, s. 294, https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/ publication/868917/edition/834584/content [dostęp: 1 kwietnia 2021 r.].
21 Stefan Wyrobiec, Spływ kajakowy do morza Czarnego, Sport Wodny” 1934, nr 18, s. 352, https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/866706/edition/832678/content [dostęp: 1 kwietnia 2021 r.].
 

Teodor Zaczyk Powstaniec, szermierz, olimpijczyk

Zaczyk – to poprawność, twardość, nieustępliwość, technika1 – kiedy dziennikarz „Przeglądu Sportowego” charakteryzował członków reprezentacji Polski w szermierce, nie miał wątpliwości, że 38-letni sportowiec może się poszczycić wszelkimi cechami wybitnego zawodnika. Czy wiedział, że ukształtowały je nie tylko lata treningów, ale też boje o coś znacznie ważniejszego niż sportowe laury? Teodor Zaczyk, członek Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska, uczestnik akcji plebiscytowej i powstania w 1921 r., szermierzem został dopiero jako 30-latek.

Racibórz w czasie III Powstania Śląskiego. Przemarsz oddziałów samoobrony (Selbstschutz) przez Troppauerstrasse (ul. Opawska) – widok spod gmachu sądu przy Neuestrasse (ul. Nowa).
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Powstaniec z Raciborza

Urodził się 20 kwietnia 1900 r. w Kobyli, malowniczej wiosce położonej wysoko nad doliną Odry. Z zielonych wzgórz rozciągała się urzekająca panorama Raciborza – miasta, gdzie ukończył sześcioletnie gimnazjum.

Polakom w Raciborzu nie było łatwo, szczególnie w okresie nasilenia akcji plebiscytowej. Potrafili się jednak doskonale zorganizować. Działały tu Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”, organizacje kulturalne, rolnicze i oświatowe 2. Nastoletni Zaczyk szybko dał się wciągnąć w propolską działalność: zakładał kółka śpiewacze, ściągał młodzież do towarzystw, urządzał imprezy popularyzujące walkę o polską sprawę. Już wtedy interesował się sportem i lubił biegać, ale zbyt dużo się działo, by mógł poświęcać czas na treningi3. Jako 19-latek wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska4 – konspiracyjnej formacji, która działała na rzecz przyłączenia regionu do Polski. To właśnie członkowie POW mieli odegrać główną rolę w Powstaniach Śląskich.

Pierwszy zryw w 1919 r. nie objął swoim zasięgiem powiatu raciborskiego, ale miejscowi z POW trwali w gotowości bojowej i wzięli udział w II Powstaniu Śląskim5. Teodor Zaczyk mocno angażował się w kampanię przed plebiscytem, zaplanowanym na marzec 1921 r. W Raciborzu wyniki były fatalne: 91% głosujących opowiedziało się za Niemcami (warto zaznaczyć, że aż 23,9% uczestników stanowili emigranci plebiscytowi – osoby urodzone na danym terenie, ale mieszkające gdzie indziej).

Wybuch powstania był nieunikniony. Zaczyk wszedł w skład 4 Raciborskiego Pułku Piechoty w ramach Grupy „Południe”. Sytuacja wyglądała bardzo źle, bo to właśnie w rejonie Raciborza Niemcy zaczęli mobilizować swoje siły. Na terenie miasta funkcjonowały bojówki Czarnej Reichswehry, pod koniec maja liczące aż 3 tys. uzbrojonych ludzi oraz dysponujące artylerią i pociągiem pancernym. Dodatkowo włoscy żołnierze obecni w Raciborzu, powołani do czuwania nad prawidłowością plebiscytu, byli de facto po stronie Niemców6. Pułk, w którym walczył Zaczyk – dowódca plutonu w 5 kompanii – pod względem liczebności ustępował siłom wroga. Jak pisze Mieczysław Wrzosek, nie zdołał utrzymać własnego przyczółka pod Zabełkowem ani zlikwidować dobrze umocnionego przedmościa niemieckiego w rejonie Raciborza7.

Zajęcie miasta przez polskich powstańców było praktycznie niemożliwe, ale udało im się powstrzymać niemieckie siły przed natarciami w innych kierunkach. Choć Polacy przegrali bitwę pod Górą św. Anny, III Powstanie Śląskie przyniosło sukces polityczny – korzystniejszy dla Polski podział Górnego Śląska. Dla Zaczyka i innych raciborzan było to jednak gorzkie zwycięstwo. Ich dom pozostał po stronie niemieckiej.

Racibórz na niemieckiej pocztówce z przełomu XIX i XX w.
Źródło: Biblioteka Narodowa
Neuestrasse w Raciborzu – pocztówka z ok. 1910 r.
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa
Zabełków – pomnik na miejscu walk w III Powstaniu Śląskim.
Źródło: domena publiczna
Oddział Policji Państwowej podczas ceremonii wkroczenia wojsk polskich do Katowic po zakończeniu podziału ziem górnośląskich między Polskę a Niemcy. 20 czerwca 1922 r., najprawdopodobniej ul. 3 Maja. Fot. Stefan Pierzchalski.
Źródło: Muzeum Śląskie w Katowicach
Znaczek pocztowy emisji „100. rocznica powstania Policji Państwowej” wydany w 2019 r.
Źródło: Poczta Polska
Tablica informacyjna Komisariatu Policji Województwa Śląskiego,
ok. 1922–1927.
Źródło: Muzeum Śląskie w Katowicach

Katowice. Na służbie

Jako działacz ruchu na rzecz przyłączenia Śląska do Polski Zaczyk musiał opuścić Racibórz. Przeniósł się do Katowic i w 1924 r. rozpoczął pracę w policji. Tuż po powstaniu sytuacja na Górnym Śląsku była bardzo napięta. Niezadowolona z wyników plebiscytu ludność niemiecka dopuszczała się kradzieży i prowadziła antypolską działalność. W najbardziej newralgiczne regiony ściągano posiłki, a o policjantach prasa pisała tak: przez kilka dni z rzędu nie mogli skorzystać ze spoczynku nocnego, nie zdejmowali nawet mundurów i stale byli na straży lub w ostrym pogotowiu, względnie walczyli z bandytami, którzy napadali na miejscową ludność8.

To wszystko doprowadziło do powstania w czerwcu 1922 r. autonomicznej Policji Województwa Śląskiego (w skrócie: PWŚl.). Do jej zadań należały pilnowanie bezpieczeństwa obywateli, kontrolowanie niezwykle istotnego gospodarczo regionu i ochrona granic Polski z Niemcami, gdzie walczono z przemytem. Zaczyk, który służbę rozpoczynał w Miejskiej Komendzie w Królewskiej Hucie, a kontynuował w Komendzie Rezerwy PWŚl. w Katowicach9, znalazł się w Policji Województwa Śląskiego nieprzypadkowo. Opierała się ona właśnie na funkcjonariuszach, którzy walczyli w Powstaniach Śląskich oraz służyli w polskich organizacjach doby plebiscytu i walk o niepodległość10.

Była to formacja dobrze wyszkolona, zdyscyplinowana, mająca znakomite przygotowanie ogólne. Do zawodu przyjmowano wyłącznie obywateli polskich z nieskazitelną przeszłością. Wymagano ponadto „zdrowej i silnej budowy ciała oraz odpowiedniego wzrostu, znajomości języka polskiego w mowie i piśmie, zdolności liczenia”11. Duży nacisk kładziono na sport. Od roku 1926 z inicjatywy Głównej Komendy PWŚl. ukazywał się Kalendarzyk Policji Województwa Śląskiego, w którym pouczano funkcjonariuszy: Uprawiając sport w formie umiarkowanej, bez fanatyzmu, bez rekordów, napewno przekonamy się o jego cudownem działaniu na zdrowie. (…) Jako policjanci powinniśmy zresztą ze szczególnem zamiłowaniem uprawiać sport, gry sportowe i gimnastykę, gdyż od naszej sprawności zależy wiele wyników służbowych, a nieraz się zdarzy, że policjant będzie mógł uniknąć w czasie pościgu użycia broni, jeśli tylko jest wytrwały w biegu i wogóle zdolny do koniecznych w niektórych sytuacjach wysiłków fizycznych12.

Odznaka pamiątkowa 10-lecia Policji Województwa Śląskiego, 1932 r.
Źródło: Muzeum Śląskie w Katowicach
Szermierze z Policyjnego Klubu Sportowego Katowice w grudniu 1934 r. Od lewej: Antoni Sobik, Karol Paszek, Teodor Zaczyk i Antoni Kaczmarczyk.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Półszabla (tasak) Policji Państwowej, używana także przez Policję Województwa Śląskiego. Wzór z 1921 r.
Źródło: Muzeum Śląskie w Katowicach

Piękno szermierki

Funkcjonariusze ze szczególną pasją do ćwiczeń zrzeszali się w Policyjnym Klubie Sportowym w Katowicach, powstałym w 1924 r. PKS jako jedyny w Katowicach mógł pochwalić się stadionem z krytymi trybunami13. Do podstawowych szkoleń należała tu nauka szermierki. Każdy z funkcjonariuszy podczas codziennej pracy miał na wyposażeniu białą broń – pałasz, a w wyjątkowych sytuacjach sięgano po karabin z bagnetem.

Na początku stycznia 1931 r. Główna Komenda PWŚl. wprowadziła obowiązkowe ćwiczenia z zakresu szermierki. Nadzór nad realizacją programu powierzono znanemu i cenionemu fechmistrzowi ze stolicy – Leonowi Kozie-Kozarskiemu. W zajęciach brali udział wszyscy funkcjonariusze, zarówno szeregowi, jak i wyżsi rangą14. Praca warszawskiego trenera szybko zaczęła przynosić efekty. Szkoleni przez Kozę zawodnicy odnosili pierwsze sukcesy, a już wkrótce mieli dołączyć do szermierczej elity. Podbijali nie tylko areny krajowe – budzili respekt również na planszach międzynarodowych. Drużyna osiągnęła tak wysoki poziom, że nie miała sobie równych praktycznie w całym kraju.

Właśnie wtedy szermierką zainteresował się Teodor Zaczyk. Spodobało mi się piękno szermierczych ruchów, szlachetność rywalizacji. Traktowałem to jednak z początku jako rozrywkę – wspominał po latach15. Jako starszy przodownik uczestniczył w ściągnięciu Kozy-Kozarskiego ze stolicy, organizował jego przeprowadzkę, pomagał mu załatwiać wszelkie sprawy urzędowe, a także treningi. Przy okazji sam zaczął trenować. Miał wtedy już 30 lat, ale okazał się uczniem pojętnym, ambitnym i pracowitym. Sukcesy nadeszły bardzo szybko.

W 1933 r. Zaczyk wygrał mistrzostwa Katowic w szabli, a następnie zwyciężył w międzynarodowym turnieju we florecie o mistrzostwo miasta. W styczniu 1934 r. odbyły się w Katowicach doroczne mistrzostwa Policyjnego Klubu Sportowego o puchar przechodni, ufundowany przez nadkomisarza Ignacego Piechaczka, komendanta rezerwy PWŚl. Lokalny konkurs cieszył się dużym zainteresowaniem i prestiżem. Już w pierwszym turnieju Zaczyk stanął na szczycie podium. Nie dał sobie odebrać pucharu przez dwa lata16. Powoli zbierał też doświadczenia w turniejach międzynarodowych.

Szermiercze mistrzostwa Śląska w Katowicach, luty 1936 r. Walczą Antoni Sobik (z lewej) i Teodor Zaczyk.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

„Równo i stylowo”

Rok 1936 upływał śląskim policjantom na przygotowaniach do letnich igrzysk w Berlinie. Polska po raz pierwszy miała wystawić zawodników nie tylko w szabli, ale także w szpadzie. Połowa miejsc przypadła w udziale sportowcom ze Śląska. Za sukces bez wątpienia odpowiadał znakomity fechmistrz Koza, który kładł ogromny nacisk na indywidualne przygotowanie każdego zawodnika. Grafik był napięty: ćwiczenia trzy razy w tygodniu, po dwie godziny, czas poświęcany po równo szabli i szpadzie.

W tamtym okresie nikt nie mówił o wąskiej specjalizacji w jednej tylko broni – komentował po latach Zaczyk. – Uczyliśmy się i ćwiczyli technikę walki we wszystkich broniach. Uważaliśmy, że szermierz marzący o sukcesach musi opanować technikę i szabli, i szpady, i floretu. I wcale nie przeszkadzało to. Wręcz odwrotnie, było korzystne. Dobre wyszkolenie, wszechstronność pomagały w szybkim dochodzeniu do tzw. szczytu formy i utrzymaniu się w dobrej dyspozycji przez dłuższy czas17.

Szablę i szpadę traktował Zaczyk równorzędnie, może trochę mniej uwagi poświęcał floretowi. Jeszcze w lipcu, tuż przed wyjazdem do Berlina, w Warszawie odbyły się zawody zorganizowane przez Polski Związek Szermierczy. Śląski „Katolik” był bardzo zadowolony z przygotowania i dyspozycji naszych reprezentantów: Jeżeli idzie o formę poszczególnych zawodników drużyny olimpijskiej, stwierdzić trzeba, że zawodnicy śląscy pp. Zaczyk i Sobik nie wykazali żadnych braków, walczyli równo i stylowo, dowodząc, że są w najlepszej formie18.

Śląscy szpadziści – Ewald Kamala (pierwszy z lewej), mistrz Polski Teodor Zaczyk (drugi z prawej) i Rajmund Karwicki (pierwszy z prawej) – w przerwie zawodów rozmawiają z fechmistrzem Leonem Kozą-Kozarskim (w garniturze). Mistrzostwa Polski w szermierce w Domu Akademickim w Warszawie, kwiecień 1938 r.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Na igrzyskach w Berlinie

Olimpijskie ślubowanie Zaczyk składał w Hajdukach Wielkich… w przerwie meczu piłki nożnej we wrześniu 1935 r. Do Berlina wyjechał w lipcu kolejnego roku. Melodie wojskowych marszów, czarne i brunatne mundury na ulicach – miasto wyglądało, jakby szykowało się do wojny. Czy Zaczyk powrócił wspomnieniami do Raciborza, do czasu Powstań Śląskich? Nie wiadomo, pewne jest za to, że w Niemczech walczył jak natchniony i wypadł najlepiej z Polaków.

W eliminacjach odniósł cztery zwycięstwa. „Przegląd Sportowy” nie krył radości z sukcesu Ślązaków i tak pisał o pokonaniu Kanady, Anglii i Portugalii przez polskich szpadzistów: Prezent tem milszy, że zupełnie nieoczekiwany. Pamiętać przecież należy, że Komitet Olimpijski długo się drapał w głowę, nim powziął decyzję wysłania szpady do Berlina19.

W finale Polacy przegrali z Belgią (2 : 14), Francją (4 : 12) i Niemcami (2 : 8). Ostatecznie zajęli szóste, punktowane miejsce (na 21 państw)20. Warto powtórzyć, że polska reprezentacja po raz pierwszy startowała na olimpiadzie w konkurencji szpady. Nie mieliśmy – poza Zaczykiem – szpadzistów zdolnych do podjęcia równorzędnej walki z przeciwnikami, u których dyscyplina ta była uprawiana od dawna i stała na wysokim poziomie.

W szabli, w której również startował Zaczyk, liczyliśmy co najmniej na trzecią lokatę. Polska drużyna szablowa dwukrotnie już zdobyła brązowy medal, cieszyła się na planszach olimpijskich ustaloną pozycją i zasłużoną sławą. W grupie finałowej przegraliśmy jednak z Węgrami 1 : 10 – honorowy punkt dla Polski zdobył Zaczyk. Do meczu z Włochami stawał bardzo zmęczony dotychczasowymi walkami. Startowaliśmy z nadzieją na srebro, lecz od początku wyczuwalna była stronniczość kolegium sędziowskiego. Nieprzychylni Polakom Węgrzy ewidentnie faworyzowali Włochów21. Mecz zakończył się wynikiem 6 : 10. Z Niemcami, którzy mieli co prawda dużo gorszą technikę, ale byli wypoczęci i w lepszym stanie psychicznym, przegraliśmy 3 : 9, co dało nam czwarte miejsce w całym turnieju.

Zaczyk startuje w dwóch broniach; włada on doskonale tak szpadą, jak też szablą, fakt ten jednak nie upoważniał do obarczania Zaczyka reprezentacją dwóch broni przy tak ważnej i ciężkiej imprezie22. Przeciążenie zawodnika zdecydowało o słabym wyniku końcowym drużyny. Mimo wszystko, jak podkreślała prasa, Zaczyk spisywał się najlepiej, „operował prostemi, ale bardzo szybkimi fleszami”23.

W domu szermierzy czekało gorące przyjęcie. Uformował się komitet powitalny złożony z kibiców i delegatów Policyjnego Klubu Sportowego. Owacjom i okrzykom nie było końca. Przed dworcem zebrał się tłum sportowców, który głośno wiwatował na cześć olimpijczyków, poczem przy dźwiękach orkiestry policyjnej odprowadzono zawodników do koszar – notował reporter „Kuriera Wieczornego”24.

Szermierze PKS Katowice na igrzyskach w Berlinie w 1936 r. Od lewej: st. post. Antoni Sobik, post. Rajmund Karwicki i st. przod. Teodor Zaczyk. Zdjęcie opublikowane w Kalendarzyku Policji Województwa Śląskiego na 1937 r.
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa
Ślubowanie polskich olimpijczyków w Hajdukach Wielkich, wrzesień 1935 r. W środku szermierze: Antoni Sobik i Teodor Zaczyk.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Przygotowania do igrzysk – eliminacyjne zawody w Warszawie w lipcu 1936 r. Pierwszy z prawej Teodor Zaczyk.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Wojna. „Szermierze zawsze naprzód”

Pasmo sukcesów Zaczyka zdawało się nie mieć końca. W roku 1936 na mistrzostwach Śląska zdobył mistrzowski tytuł w szpadzie, a w 1937 na szermierczych mistrzostwach Polski klasy B – brąz w szpadzie i srebro w szabli. Rok później stanął na podium w krajowych mistrzostwach klasy A w szpadzie i w szabli25. W 1938 r. dołożył do swojej kolekcji tytuł mistrza Polski w szpadzie i trzecie miejsce w szabli.

Imprezy sportowe nie rozpalały jednak wówczas takich emocji jak rozwój sytuacji międzynarodowej. Rosło napięcie związane z ekspansywną polityką hitlerowskich Niemiec. Polacy wysunęli żądania wobec Czechosłowacji w sprawie Śląska Zaolziańskiego.

W październiku 1938 r. Grupa Operacyjna „Śląsk” rozpoczęła zajmowanie Zaolzia. Ze Śląska oddelegowano tam 16 oficerów – funkcjonariuszy PWŚl., a także 300 szeregowych. W misji udział wzięli również Teodor Zaczyk oraz jego kolega z klubu i reprezentacji Antoni Sobik. Pluton pod dowództwem Zaczyka wszedł na teren Cieszyna Zachodniego dzień przed objęciem tej części Czechosłowacji przez polskie wojsko. Sobik stanął na czele pogotowia policyjnego, które zajęło opuszczony czeski komisariat policji. Z kolei Koza-Kozarski przewodził funkcjonariuszom, którzy zasilili załogę komisariatu. „Szermierze zawsze naprzód” – komentowali inni policjanci26.

Wojenne wydarzenia przybrały tragiczny obrót. W sierpniu 1939 r. Zaczyk wszedł w skład żandarmerii polowej. Uczestniczył w wojnie obronnej, a 24 września wraz z wojskiem przedostał się na Węgry, gdzie został internowany. Wkrótce, w grudniu 1940 r., wrócił do kraju i osiadł w Lublinie. Dołączył do Armii Krajowej. W 1943 r. wywieziono go na przymusowe roboty do Niemiec27. Udało mu się wrócić – już w 1945 r. był znów na Górnym Śląsku. Przez pewien czas pracował w branży budowlanej, co nie przeszkodziło mu we wznowieniu kariery sportowej.

Mistrzostwa Polski w szermierce w Domu Akademickim w Warszawie, kwiecień 1938 r. Teodor Zaczyk stoi piąty od lewej, obok Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego – prezesa Polskiego Związku Szermierczego.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Igrzyska 1948: zamanifestować polską obecność

W wieku 46 lat Zaczyk zdobył tytuł mistrza Polski w szabli oraz wicemistrza w szabli i szpadzie 28. Wrócił do kadry narodowej i w 1948 r. wziął udział w pierwszych powojennych igrzyskach w Londynie. Zadziwiał doskonałą formą. Podczas gdy młodsi zawodnicy w trakcie treningów skarżyli się na upał, 48-letni Zaczyk i o pięć lat młodszy Sobik trzymali się świetnie29. W decydujących momentach zabrakło im jednak formy. W indywidualnych zmaganiach Zaczyk odpadł już w eliminacjach.

Ale na tamtych igrzyskach chodziło o coś dużo ważniejszego niż sukcesy sportowe. Nam, sportowcom, zależało na zamanifestowaniu swojej obecności, polskiej obecności w świecie sportowym po wyniszczającej wojnie – tłumaczył Zaczyk. – To było ważne30.

Ze sportem wyczynowym pożegnał się w pięknym stylu w 1952 r. Wywalczył wówczas aż trzy tytuły mistrza Śląska: we florecie, szabli i szpadzie. Sportu nie porzucił – zajął się trenowaniem innych. Zdobył uprawnienia i przez wiele lat pracował w katowickim Technikum Wychowania Fizycznego. Był trenerem katowickiej Stali i Baildonu, pracował też w młodzieżowej szkółce Centralnej Rady Związków Zawodowych31. Spod jego ręki wyszło nie tylko wielu utalentowanych, odnoszących sukcesy zawodników, reprezentantów Polski i olimpijczyków, ale także sporo świetnych szkoleniowców. Był kierownikiem zgrupowań kadry narodowej, współpracował z innymi trenerami. Działał w Polskim Związku Szermierki i Związku Weteranów Powstań Śląskich.

Oficjalny plakat igrzysk olimpijskich w Londynie w 1948 r.
Źródło: domena publiczna
Teodor Zaczyk w wieku 79 lat – fotografia opublikowana w „Trybunie Robotniczej” (nr 157/1979).
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa

Jak dobry ojciec

Żyłem szermierką – mówił w jednym z ostatnich wywiadów. – Byłem, jeżeli tak można powiedzieć, bliziutko wspaniałych sukcesów naszych zawodników, razem z nimi przeżywałem i porażki. Zawodnicy mówili na mnie „przeor”. Dlaczego? Starałem się im zapewnić jak najlepsze warunki, jak dobry ojciec. Z drugiej jednak strony wymagałem od nich rzetelnej pracy oraz dyscypliny. Uważałem, że bez tego, i nadal tak uważam, nie może być mowy o wielkich wynikach. Nawet największe talenty bez codziennej, żmudnej pracy, zaangażowania i poświęcenia, zdyscyplinowania nie są w stanie dojść do wielkich osiągnięć32.

Teodor Zaczyk został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Zmarł 23 kwietnia 1990 r. w Sosnowcu. Jest pochowany na cmentarzu przy ul. Francuskiej w Katowicach.

Przypisy:

1 Edward Gotard, Elita szermierki ustalona, „Przegląd Sportowy” 1938, nr 34, s. 5, https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/ 269185/edition/257082/content [dostęp: 7 kwietnia 2021 r.].
2 Szlak Pamięci Powstań Śląskich na Opolszczyźnie, 23. Racibórz (projekt Stowarzyszenia Biało-Czerwone Opole, współfinansowany przez Ministerstwo Obrony Narodowej), http://opolskiszlakpowstan.pl/raciborz/ [dostęp: 7 kwietnia 2021 r.].
3 Henryk Marzec, Sportowe życiorysy. Wzór na planszy, „Trybuna Robotnicza” 1979, nr 157, s. 8, https://www.sbc.org.pl/dlibra/ publication/87834/edition/82869/content [dostęp: 12 kwietnia 2021 r.].
4 Zaczyk Teodor (1900–1990) [w:] Bogdan Tuszyński, Henryk Kurzyński, Leksykon olimpijczyków polskich. Od Chamonix i Paryża do Soczi, Warszawa 2014, s. 1011.
5 Szlak Pamięci Powstań Śląskich na Opolszczyźnie.
6 Tamże.
7 Mieczysław Wrzosek, Działania bojowe trzeciego powstania śląskiego 3 maja – 5 czerwca 1921 r., „Studia Podlaskie” 2003, t. XIII, s. 36.
8 Janusz Mikitin, Szkolnictwo policyjne w województwie śląskim w okresie międzywojennym, Katowice 2007 [rozprawa doktorska], s. 23, https://www.sbc.org.pl/dlibra/publication/14298/edition/12739/content [dostęp: 12 kwietnia 2021 r.].
9 Tamże, s. 345.
10 Izabela Kacprzak, Policja województwa śląskiego – zgładzona formacja, https://www.rp.pl/Historia/190419534-Policjawojewodztwa-slaskiego-zgladzona-formacja.html [dostęp: 12 kwietnia 2021 r.].
11 Janusz Mikitin, Szkolnictwo policyjne w województwie śląskim w okresie międzywojennym, s. 23.
12 Ignacy Piechaczek, Państwowa Odznaka Sportowa [w:] Kalendarzyk Policji Województwa Śląskiego, 1935, s. 406–407, https://www.sbc.org.pl/dlibra/publication/270481/edition/255866/content.
13 Mirosław Ponczek, Kultura fizyczna w polskiej części Śląska w latach 1922–1926 [w:] Mirosław Ponczek, Karl Heinz Schodrok (red.), Z dziejów kultury fizycznej na Śląsku. Rozwój kultury fizycznej na Śląsku w latach 1919–1989, t. I, Katowice 2009, s. 154.
14 Janusz Mikitin, Szkolnictwo policyjne w województwie śląskim w okresie międzywojennym, s. 148–149.
15 Henryk Marzec, Sportowe życiorysy. Wzór na planszy, s. 8.
16 Józef Jeziorski, Z działalności Policyjnego Klubu Sportowego [w:] Kalendarzyk Policji Województwa Śląskiego, 1935, s. 388–394.
17 Henryk Marzec, Sportowe życiorysy. Wzór na planszy, s. 8.
18 Szermierze polscy w doskonałej formie, „Katolik” 1936, nr 154, s. 4, https://www.sbc.org.pl/dlibra/publication/421091/ edition/394765/content [dostęp: 7 kwietnia 2021 r.].
19 Jan Erdman, Brawo szpada! Portugalia, Kanada, Anglja – pobite, „Przegląd Sportowy” 1936, nr 67, s. 2, http://buwcd.buw.uw.edu.pl/e_zbiory/ckcp/p_sportowy/1936/numer067/imagepages/image2.htm [dostęp: 14 kwietnia 2021 r.].
20 Janusz Mikitin, Szkolnictwo policyjne w województwie śląskim w okresie międzywojennym, s. 357.
21 Jakub Hostyński, Szermierze śląscy na olimpiadzie w Berlinie [w:] Kalendarzyk Policji Województwa Śląskiego, 1937, s. 259, https:// www.sbc.org.pl/dlibra/publication/270490/edition/255875/content [dostęp: 16.04.2021 r.].
22 Tamże, s. 261
23 Jan Erdman, Brawo szpada!, s. 2.
24 Śląscy olimpijczycy są już w domu, „Kurier Wieczorny” 1936, nr 17, s. 4, https://www.sbc.org.pl/dlibra/publication/385358/edition/363162/content [dostęp: 14 kwietnia 2021 r.]; Powrót olimpijczyków – ślązaków, „Śląski Kurjer Poranny” 1936, nr 225, s. 7, https://www.sbc.org.pl/dlibra/publication/166659/edition/156668/content [dostęp: 14 kwietnia 2021 r.].
25Janusz Mikitin, Szkolnictwo policyjne w województwie śląskim w okresie międzywojennym, s. 358–359.
26 Tamże, s. 344–345.
27 Zaczyk Teodor, https://www.mhk.katowice.pl/index.php/muzeum-on-line/encyklopedia/leksykon-ludzi/407-z-ludzi [dostęp: 14 kwietnia 2021 r.].
28 Henryk Marzec, Sportowe życiorysy. Wzór na planszy, s. 8.
29 Tadeusz Friedrich, Kondycja naszych szermierzy ucierpiała z powodu upałów, „Przegląd Sportowy” 1948, nr 61, s. 1, http://buwcd.buw.uw.edu.pl/e_zbiory/ckcp/p_sportowy/1948/nr061/index.pdf [dostęp: 14 kwietnia 2021 r.].
30 Henryk Marzec, Sportowe życiorysy. Wzór na planszy, s. 8.
31 Zaczyk Teodor (1900–1990).
32 Henryk Marzec, Sportowe życiorysy. Wzór na planszy, s. 8.

Lucjan Kulej Wioślarz, hokeista i prokurator

Na Górnym Śląsku walczą ze sobą dwie siły nie tylko polityczne, ale dwie siły dziejowe: siła ducha, prawa, prawdy, wolności i sprawiedliwości z jednej strony, siła przymusu, ucisku i gwałtu – z drugiej, Polska i Niemcy1 – pisał w lutym 1921 r. Komitet Zjednoczenia Górnego Śląska z Rzeczpospolitą Polską w Warszawie. Delegaci komitetu w różnych częściach kraju inicjowali i koordynowali ruch pomocy dla Polaków na Górnym Śląsku. W gronie działaczy znalazł się młody student prawa Uniwersytetu Warszawskiego rodem z Częstochowy – Lucjan Kulej. Jako przedstawiciel komitetu kursował wielokrotnie między stolicą a Śląskiem. Był już wtedy zapalonym sportowcem, ale nie mógł przypuszczać, że za kilka lat zorganizuje w Katowicach drużynę hokejową i przyczyni się do zbudowania pierwszego sztucznego lodowiska w kraju.

W POW i Wojsku Polskim

Z wodą i lodem Lucjan był za pan brat od małego. Urodził się 26 listopada 1896 r. w niewielkim Dankowie, wsi leżącej na lewym brzegu Liswarty w powiecie częstochowskim. Rzeka od wieków stanowiła naturalną granicę między Małopolską a Wielkopolską, a po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. jej fragment oddzielał Polskę od Niemiec. Dziś z Dankowa wyruszają spływy kajakowe i można być pewnym, że spodobałoby się to Lucjanowi Kulejowi. Po ukończeniu ośmioklasowego gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza w Częstochowie wyjechał na studia prawnicze do Warszawy i dał się poznać jako zapalony wioślarz2. Już latem 1918 r. został wybrany do zarządu AZS3. Jak wielu kolegów z roku miał za sobą imponującą patriotyczną przeszłość i lata nauki przerywanej przez wojnę. Częstochowskie gimnazjum niejednokrotnie stawało się siedzibą szpitala (najpierw w czasie wojny polsko-bolszewickiej, potem – III Powstania Śląskiego), a jego absolwenci – żołnierzami.

W 1915 r. Lucjan przystąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej (POW), której zadaniem było szkolenie młodzieży do walki dywersyjnej na tyłach wojsk rosyjskich. 10 listopada 1918 r. to właśnie członkowie POW i przedstawiciele Polskiej Partii Socjalistycznej przejęli Częstochowę od Niemców4. Trzy dni wcześniej Kulej jako ochotnik zgłosił się do służby wojskowej. Dostał przydział do pułku strzelców konnych (w czerwcu 1919 r. przemianowanego na 9 Pułk Ułanów), formowanego w Dębicy, i jeszcze w listopadzie wyruszył na front polsko-ukraiński5. W grudniu Kulej został ciężko ranny i wzięty do niewoli. Wiosną 1919 r. udało mu się uciec6.

Liswarta – zdjęcie współczesne.
Źródło: domena publiczna
IV Liceum Ogólnokształcące im. Henryka Sienkiewicza w Częstochowie (niegdyś gimnazjum, którego uczniem był Lucjan Kulej) – widok współczesny.
Źródło: domena publiczna
Odezwa częstochowskiej POW, 1917 r.
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa
Sztandar pułku, w którym służył Lucjan Kulej, 1920 r. Sztandar ufundowała społeczność ziemi drohobyckiej – był to gest wdzięczności wobec polskich żołnierzy za odbicie zagłębia naftowego z rąk Ukraińców.
Źródło: domena publiczna
Okolicznościowa karta pocztowa wydana przez Komitet Zjednoczenia Górnego Śląska z Rzeczpospolitą Polską z siedzibą w Warszawie.
Źródło: Biblioteka Narodowa

Mistrzowska osada „Komendanta”

Choć mogłoby się wydawać, że sport to ostatnia rzecz, o której myślano w Polsce latem 1920 r., w czerwcu w Bydgoszczy udało się zorganizować pierwsze zawody wioślarskie o mistrzostwo kraju. Ich celem było zamanifestowanie polskości w tej części Polski, a jednocześnie – wyłonienie najlepszych zawodników na igrzyska olimpijskie w Antwerpii7.

Lucjan Kulej wraz z kolegami z warszawskiego AZS-u został mistrzem Polski w dwóch konkurencjach: czwórce ze sternikiem i ósemce. Akademicy walczyli na wodzie, ale sercem byli z żołnierzami walczącymi na froncie w decydującej fazie wojny polsko-bolszewickiej. Z Bydgoszczy nadali depeszę do Józefa Piłsudskiego: Panie Naczelniku. Warszawska osada akademicka w biegu 8-wiosłówek na wszechpolskich zawodach w Bydgoszczy, która zdobyła Mistrzostwo Rzeczypospolitej na łodzi nazwanej na Twoją cześć „Komendantem”, ośmiela się złożyć tą drogą Tobie, Panie Naczelniku, wyrazy hołdu i bezgranicznego oddania8.

Wkrótce okazało się, że rozwój sytuacji wojennej uniemożliwia polskim sportowcom wyjazd na pierwsze igrzyska w historii niepodległej Polski. Wioślarze pospieszyli na front.

O polski Górny Śląsk. Delegat i kurier

99 Pułk Ułanów, w którym służył Kulej, walczył z bolszewikami na Wołyniu. Formacja z Dębicy zasłynęła w walkach pod Koziatynem, Brodami i Beresteczkiem oraz w największej bitwie kawaleryjskiej pod Komarowem9. Polacy przegonili bolszewików, dzięki czemu tysiące ochotników z armii mogło przejść do cywila. Podchorąży Lucjan Kulej został przeniesiony do rezerwy w grudniu 1920 r. Koniec wyniszczającej wojny polsko-sowieckiej nie oznaczał jednak finału walk o granice. Na Górnym Śląsku trwały intensywne przygotowania do plebiscytu. Kiedy Kulej wrócił z wojska, warszawski Komitet Zjednoczenia Górnego Śląska z Rzeczpospolitą Polską działał niezwykle prężnie. Delegaci, tacy jak on, byli wysyłani z Warszawy na Śląsk do konkretnych zadań: oświatowych, dziennikarskich, agitacyjnych czy artystycznych. Lucjan jeździł także z misjami kurierskimi. Zapotrzebowanie było ogromne, bo warszawski komitet wydawał wiele publikacji oraz wysyłał na Śląsk książki, broszury, plakaty i dokumenty10.

Propagandę prowadzono w szkołach, wśród uczniów i rodziców zamieszkujących tereny plebiscytowe. Na dachach tramwajów powiewały transparenty z napisami: „Pamiętajmy o Górnym Śląsku”. W całym kraju urządzano wiece, zebrania, odczyty. W przerwach widowisk teatralnych, w kinach i lokalach gastronomicznych wygłaszano krótkie przemowy. Na rogach ulic namawiano do zakupu broszur, z których dochód był przeznaczany na cele plebiscytowe11.

Po plebiscycie komitet skupił się na dofinansowaniu zagranicznych wyjazdów działaczy propagujących włączenie Śląska do Polski, a także pomagał uchodźcom w czasie III Powstania Śląskiego12. W październiku 1921 r., gdy Międzysojusznicza Komisja Rządząca i Plebiscytowa na Górnym Śląsku podjęła decyzję o korzystniejszym dla Polski podziale terenu, na Uniwersytecie Warszawskim zainaugurowano nowy rok akademicki. Lucjan Kulej wrócił na studia prawnicze i do AZS-u.

Pawiany, wiosła i hokej

W latach 20. wioślarze AZS-u należeli do krajowej czołówki, Kulej dwukrotnie zdobył tytuł mistrza Polski w czwórce ze sternikiem (1920, 1925) i czterokrotnie – w ósemce (1920, 1922, 1925, 1926)13. Kiedy w 1925 r. warszawska drużyna niespodziewanie zwyciężyła w międzynarodowych regatach akademickich we włoskiej Pawii, została żartobliwie nazwana Pawianami. Zawodnicy z Polski, na których nikt nie stawiał, pokonali wówczas potęgi akademickiego wioślarstwa: Anglię, Szwajcarię i Włochy14.

Zimą, gdy rzeki skuwał lód, wioślarze AZS-u porzucali wiosła na rzecz łyżew. Za pierwszy mecz hokejowy rozegrany na ziemiach polskich uznaje się spotkanie Polonia – AZS w 1917 r. Potem na kilka lat hokej porzucono, po czym ponownie zaczęli go uprawiać AZS-iacy. Dzięki temu Kulej wraz z kolegami do dziś są uznawani za pionierów tej dyscypliny w Polsce. Stworzyli zasady obowiązujące podczas meczów, opracowali metody treningowe. Byli organizatorami kursów i szkoleń instruktorskich na uczelni. Jako pierwsi nawiązywali międzynarodowe kontakty.

Swoimi działaniami znacząco przyczynili się do rozwoju hokeja. Oficjalnie sekcja hokejowa powstała w 1922 r. – 12 lutego drużyna z Kulejem w składzie rozegrała debiutancki mecz z Polonią, którą pokonała 3 : 0. Spotkanie w Dolinie Szwajcarskiej w Warszawie nie było porywającym widowiskiem: zawodnicy grali niepewnie, brakowało im umiejętności technicznych, z kolei arbiter zachowywał się tak, jakby sędziował mecz piłki nożnej. Jak złośliwie podsumowywał „Przegląd Sportowy”, spotkanie miało tylko jeden plus, „za to bardzo poważny: że mecz w ogóle się odbył”15. Pół żartem, pół serio prasa oceniała, że na 30 mln ludzi mieszkających w Polsce w hokeja gra zaledwie… 14 osób!

Do zmiany stanu rzeczy już wkrótce walnie przyczynili się Kulej i inni zawodnicy AZS-u (wśród nich rodzony brat Lucjana), popularyzujący kanadyjski sport wśród rodaków. W ślad za Warszawą poszły inne miasta – drużyny hokejowe powstały również we Lwowie, w Toruniu, Poznaniu, Wilnie i Krakowie. Warto jednak dodać, że Polski Związek Hokeja na Lodzie powstał w 1924 r. wyłącznie z inicjatywy czterech warszawskich klubów: AZS, Polonii, Warszawskiego Towarzystwa Łyżwiarskiego i Warszawianki.

Mecz Polska–Austria podczas zimowej uniwersjady w Cortina d’Ampezzo, luty 1928 r.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Mistrz Polski i akademicki mistrz świata

W barwach AZS-u Kulej pięć razy zdobył tytuł hokejowego mistrza Polski (1927–1931), przyczynił się też do międzynarodowych sukcesów drużyny. Udzielał się (jako członek stały) w Komitecie Wykonawczym Międzynarodowego Akademickiego Komisariatu Sportowego. W 1928 r. AZS Warszawa z Kulejem w składzie został akademickim mistrzem świata! Zawody we włoskim Cortina d’Ampezzo zapisały się w historii polskiego hokeja nie tylko ze względu na odniesiony sukces, ale także z powodu zabawnego zdarzenia z udziałem Kuleja.

Kiedy naprzeciw siebie stanęły reprezentacje Polski i Niemiec, zawodnicy ze zdumieniem skonstatowali, że będą grać w bardzo podobnych strojach – a nie mogli się przebrać, bo dopiero za kilka dziesięcioleci normą stało się wyposażanie sportowców w kilka kompletów odzieży (domowy, wyjazdowy, treningowy…). Obawy okazały się słuszne: już na początku meczu Kulej zaatakował przy bandzie zawodnika, którego niesłusznie wziął za rywala. Okazało się, że nie był to Niemiec, lecz Polak – Tadeusz Adamowski, jeden z naszych najbardziej zasłużonych hokeistów… Kuleja otrzeźwiło dopiero głośne wołanie protestujących kolegów. Później Polacy grali już bardzo spokojnie i mecz zakończyli wynikiem 6 : 016. Kulej wykazał się sportowymi umiejętnościami, „był w obronie bardzo pewny” i „miał kilka naprawdę ładnych pociągnięć”17.

Akademicy wzięli udział w bankiecie na zakończenie mistrzostw, ale musieli opuścić imprezę szybciej, niżby sobie życzyli – prosto z uniwersjady jechali bowiem na igrzyska olimpijskie do St. Moritz. Kulej zmagał się z przeziębieniem, ale nie przeszkodziło mu to wystąpić na najważniejszej imprezie18. Niestety Polacy nie sprawili niespodzianki i po dwóch meczach – remisie ze Szwecją 2 : 2 oraz przegranej z Czechosłowacją 2 : 3 – zajęli trzecie miejsce w swojej grupie. Choć reprezentacja Polski odpadła z turnieju, została dostrzeżona: Uzyskanie (…) doskonałego wyniku remisowego z tak silnym przeciwnikiem jak Szwecja wyrobiło naszym reprezentantom pierwszorzędną opinię w całym świecie sportowym19.

W kolejnych latach polscy hokeiści potwierdzili, że są w europejskiej czołówce: z mistrzostw Europy przywieźli dwa tytuły wicemistrza (1929, 1931)20. Kulej grał w reprezentacji do 1931 r. Wystąpił w 29 spotkaniach i zdobył dwie bramki.

Polscy hokeiści na igrzyskach olimpijskich w St. Moritz, 1928 r. Trzeci od lewej – Lucjan Kulej. Fotografia opublikowana w księdze pamiątkowej Dziesięciolecie Polski Odrodzonej, Kraków–Warszawa 1928.
Źródło: Podkarpacka Biblioteka Cyfrowa
Defilada polskich olimpijczyków na ceremonii rozpoczęcia igrzysk
w St. Moritz (1928). Za narciarzami maszerują hokeiści.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Budowa sztucznego lodowiska w Katowicach, 1930 r.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Otwarcie Torkatu w grudniu 1930 r.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Program uroczystości otwarcia pierwszego w Polsce sztucznego toru łyżwiarskiego opublikowany w piśmie „Sport” (nr 44/1930).
Źródło: Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa

Katowice. Pan prokurator buduje lodowisko

W sporcie wyspecjalizował się jako obrońca – przez wiele lat grał na tej pozycji w AZS-ie i reprezentacji Polski. Z kolei jako prawnik wybrał zawód prokuratora. W roku 1924 ukończył studia, a w 1927 – aplikację sądową. Po zdanym egzaminie sędziowskim został mianowany podprokuratorem Sądu Okręgowego w Warszawie i w Sosnowcu. Rok później przeniósł się do Katowic, gdzie pracował jako podprokurator, a następnie wiceprokurator tamtejszego Sądu Okręgowego21.

W 1931 r. 35-letni już Kulej nadal był aktywnym zawodnikiem, ale równolegle realizował się jako działacz sportowy. W szczególny sposób poświęcił się rozwojowi ukochanej dyscypliny na Śląsku. W roku 1929 zaczął organizować regionalną drużynę hokejową22. Był współtwórcą Śląskiego Związku Hokeja na Lodzie, członkiem prezydium i kapitanem sportowym. Doskonale zdawał sobie sprawę, że aby drużyna dobrze grała, musi mieć odpowiednie warunki do trenowania. Jednym z najważniejszych zadań stała się zatem budowa profesjonalnego lodowiska, odpornego na kaprysy pogody. W tym celu powstało Śląskie Towarzystwo Łyżwiarskie. Dysponowało ono własnym, atrakcyjnym gruntem, miało gotowe plany i kosztorys, uzyskało pozwolenie na budowę. A co najważniejsze – cieszyło się przychylnością władz i poparciem społeczeństwa. Stąd apel jednej z gazet o zakup udziałów, które nie tylko miały przyczynić się do stworzenia „wielkiego ośrodka siły i zdrowia Narodu”, ale przede wszystkim były intratną inwestycją na przyszłość. Wśród koordynatorów przedsięwzięcia znalazł się prokurator Kulej, którego służbowy adres widniał w apelach o wsparcie budowy lodowiska23.

Stworzenie obiektu stanowiło warunek przyznania Polsce (a konkretniej: Krynicy) organizacji mistrzostw świata w 1931 r. Sztuczne lodowisko potrzebne było na wypadek, gdyby warunki pogodowe przeszkodziły w rozegraniu turnieju na obiekcie tradycyjnym. Budowa przebiegała w imponującym tempie. Pierwszy w Polsce i 12. na świecie sztuczny tor łyżwiarski powstał w ciągu zaledwie czterech miesięcy! Koszt całej inwestycji wyniósł 1,5 mln zł, pomimo kryzysu gospodarczego udało się zrealizować wszystkie założenia. Torkat – bo tak nazwano lodowisko – składał się z budynku klubowego z zapleczem technicznym, nowoczesnej lodowej tafli i trybun, które mogły pomieścić 6,5 tys. kibiców. Co ciekawe, konstrukcja obiektu była drewniana (z uwagi na grunt podatny na odkształcenia), ale dzięki zastosowanym zabiegom architektonicznym budowlę postrzegano jako nowoczesną24.

Otwarcie lodowiska przy ul. Bankowej odbyło się 7 grudnia 1930 r. Na uroczystości pojawili się przedstawiciele władz i towarzystw sportowych związanych z łyżwiarstwem i hokejem, znani sportowcy, politycy, miłośnicy sportów zimowych. Na Torkacie zaprezentowały się gwiazdy jazdy figurowej na lodzie z całej Europy. W kolejnych latach organizowano tu najważniejsze mecze, mistrzostwa hokejowe, zawody w łyżwiarstwie figurowym. Torkat sprawił, że łyżwiarstwo stało się ogromnie popularne. Lodowisko było zajęte non stop, od rana do późnego wieczora. Po zmroku taflę oświetlały 23 lampy. Latem obiekt zamieniano w basen25.

Reprezentacja Polski na MŚ w Krynicy, luty 1931 r. Od lewej: Tadeusz Sachs, Aleksander Kowalski, Józef Godlewski, Roman Sabiński, Lucjan Kulej, Tadeusz Adamowski, Włodzimierz Krygier, Kazimierz Materski, Kazimierz Sokołowski, Józef Stogowski.
Źródło: Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie

Krynica stolicą hokeja

Pierwszy tydzień lutego 1931 roku otworzy niewątpliwie nową kartę w historji sportu polskiego – zapowiadał „Przegląd Sportowy”26. Mistrzostwa świata w Krynicy wzbudzały wielkie emocje i entuzjazm w całym społeczeństwie. Zjechali tu najlepsi hokeiści, a prasa chwaliła organizatorów za świetne przygotowanie zawodów. Wrażenie robił także sam obiekt, w którym rozgrywano mecze: pierwsze w kraju lodowisko z częściowo zadaszonymi i ogrzewanymi trybunami. Zawodnicy mieli do dyspozycji nie tylko lodowisko główne, ale też lodowisko treningowe, bufety, pocztę, kabiny do przebierania się opatrzone tabliczką z nazwiskiem. Drogę od poczty do lodowiska zdobiły lodowe rzeźby podświetlone od wewnątrz27.

Pod względem sportowym impreza również była ucztą dla wszystkich gości. Mistrzem świata została, zgodnie z oczekiwaniami, drużyna Kanady, a mistrzem Europy – Austria. Polska zajęła odpowiednio czwarte i drugie miejsce. Doskonale zaprezentował się Lucjan Kulej, który po brawurowym rajdzie przez całe pole gry miał szansę zdobyć honorową bramkę w meczu z Kanadyjczykami, co jednak uniemożliwił znakomity bramkarz28. Porażka z Kanadą 0 : 3 po całkiem że wcześniej Polacy pokonali groźnych Szwedów 2 : 0.

Zagraniczni goście odjeżdżali oczarowani miastem. Kiedy wysiedliśmy w Krynicy, myśleliśmy, że jesteśmy krasnoludkami mieszkającymi w cudownym bajkowym miasteczku. Wszystko było barwne, wszystko lśniło, a wszyscy ludzie byli tacy mili i uprzejmi, że trudno będzie kiedykolwiek spotkać im podobnych – wspominał Vico Rigassi, dziennikarz zuryskiego „Sportu”29. Mistrzostwa w Krynicy-Zdroju do dziś są uważane za jedne z najlepszych w historii hokeja na lodzie.

Okładka programu mistrzostw świata w hokeju na lodzie w Krynicy, 1931 r.
Źródło: Biblioteka Narodowa
Reprezentacja Śląska przed meczem z Japończykami w Katowicach, styczeń 1936 r. Drugi od prawej Lucjan Kulej.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Aleksander Kowalski (1902–1940).
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Pożegnanie z AZS-em

Dla Kuleja była to ostatnia tak duża impreza. W marcu 1931 r. zwycięskim meczem o mistrzostwo Polski (z Legią) z lodowiskiem powoli żegnali się również Tadeusz Adamowski (pseudonim Ralf) i Aleksander Tupalski. Starzy, wypróbowani przyjaciele. Adamowski jest dopiero rozmowny, gdy widzi Tupalskiego – wtedy zaczyna mówić z zawrotną szybkością, 10 słów na minutę; Kulej przestaje myśleć o więzieniu i stryczku […]. Nic tak nie hartuje, nie zacieśnia przyjaźni, jak sport zespołowy, jak wspólna drużyna. Do końca życia starczy im wspomnień, dawnych emocyj30 – pisano w prasie. Pionierzy polskiego hokeja schodzili z lodu niepokonani.

Jako zawodnik Kulej zawiesił już łyżwy na kołku, ale wciąż wracał na lodowiska w całej Polsce jako sędzia i trener, dzięki czemu po raz kolejny wyjechał na igrzyska – wspólnie z Tupalskim. Niestety w Garmisch-Partenkirchen Polacy przegrali z Kanadą i Austrią, na osłodę pokonali jedynie Łotwę.

Od 1937 r. Kulej pełnił funkcję prokuratora okręgowego w Łomży. Wybuch wojny oznaczał dla niego koniec dotychczasowego życia – i sportowego, i zawodowego. Przyjaciele z AZS-u stawili się do wojska. Tadeusz Adamowski walczył jako dowódca plutonu w 2 szwadronie 21 Pułku Ułanów Nadwiślańskich i po zakończeniu wojny obronnej trafił do oflagu, Aleksander Tupalski przedostał się ze Lwowa do Francji i Anglii, gdzie był inspektorem polskiego lotnictwa. Aleksander Kowalski został zamordowany w Katyniu31.

W podziemiu – Ostoja

Kulej zaangażował się w działalność Towarzystwa Opieki nad Więźniami „Patronat”. Wszedł do zarządu organizacji, która miała objąć szczególną opieką więźniów politycznych32. Skala zbrodni dokonywanych przez Niemców była szokująca, a możliwości ochrony więzionych Polaków – bardzo niewielkie.

Wybuch II wojny światowej odsunął Kuleja od sportu. Prokurator skupił się na pracy zawodowej i służbie. W latach niemieckiej okupacji był prokuratorem podziemnego Sądu Okręgowego w Warszawie. Jednocześnie należał do AK i działał w ruchu konspiracyjnym. W Powstaniu Warszawskim walczył w batalionie Bełt pod pseudonimem Ostoja. Pod koniec walk został ranny. Zdołał uciec ze stolicy razem z żoną i do końca wojny ukrywał się w okolicach Warszawy pod fałszywym nazwiskiem Wiśniewski. Zatrudnił się jako ogrodnik. Po wojnie wrócił na Śląsk. W czerwcu 1945 r. otworzył kancelarię adwokacką i pracował w zawodzie aż do emerytury33. Zmarł 13 lipca 1971 r. w Katowicach.

Lucjan Kulej (z lewej) i Aleksander Tupalski na lodowisku w Katowicach podczas obozu treningowego hokeistów, grudzień 1934 r.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Przypisy:

1 Górny Śląsk będzie w Polsce, „Dla Górnego Śląska. Tygodnik Komitetu Zjednoczenia Górnego Śląska z Rzeczpospolitą Polską” 1921, nr 1, s. 1–2, https://www.sbc.org.pl/dlibra/publication/274753/edition/260003/content [dostęp: 21 czerwca 2021 r.].
2 Lucjan Kulej (1896–1971), https://olimpijski.pl/olimpijczycy/lucjan-kulej/ [dostęp: 23 czerwca 2021 r.].
3 Informacje udostępnione przez dr. Roberta Gawkowskiego.
4 Andrzej Kuśnierczyk, Polska Organizacja Wojskowa (POW), https://encyklopedia.czestochowa.pl/hasla/polska-organizacja-wojskowa-pow [dostęp: 23 czerwca 2021 r.].
5 Jan Tatara, Zarys historji wojennej 9-go pułku ułanów, Warszawa 1929, s. 3–5.
6 Kulej Lucjan [w:] Ludzie katowickiej kultury fizycznej i turystyki, https://www.mhk.katowice.pl/index.php/muzeum-on-line/encyklopedia/ leksykon-ludzi/394-k-ludzi [dostęp: 23 czerwca 2021 r.].
7 Dzisiejsze zawody „o mistrzostwo Polski w wioślarstwie”, „Rzeczpospolita”, 28 czerwca 1920 r., s. 6.
8 Zjazd wioślarzy w Bydgoszczy, „Robotnik”, 30 czerwca 1920 r., s. 3.
9 Jan Tatara, Zarys historji wojennej 9-go pułku ułanów, s. 3–30.
10 Ewa Wyglenda, Wiesław Lesiuk, Komitet Zjednoczenia Górnego Śląska z Rzecząpospolitą Polską w Warszawie [w:] Franciszek Hawranek (red.), Encyklopedia powstań śląskich, Opole 1982, s. 229–231.
11 Górny Śląsk będzie w Polsce, s. 4.
12 Ewa Wyglenda, Wiesław Lesiuk, Komitet Zjednoczenia Górnego Śląska z Rzecząpospolitą Polską w Warszawie, s. 229–231.
13 Kulej Lucjan Piotr, ps. Ostoja (1896–1971) [w:] Bogdan Tuszyński, Henryk Kurzyński, Leksykon olimpijczyków polskich. Od Chamonix i Paryża do Soczi, Warszawa 2014, s. 133.
14 Piotr Jóźwiak, Adwokaci na igrzyskach olimpijskich w stulecie ruchu olimpijskiego w Polsce, https://palestra.pl/pl/czasopismo/wydanie/4-2019/artykul/adwokaci-na-igrzyskach-olimpijskich-w-stulecie-ruchu-olimpijskiego-w-polsce [dostęp: 23 czerwca 2021 r.].
15 Hockey na lodzie, „Przegląd Sportowy” 1922, nr 8, s. 11, http://buwcd.buw.uw.edu.pl/e_zbiory/ckcp/p_sportowy/1922/numer008/imagepages/image11.htm [dostęp: 21 czerwca 2021 r.].
16 Aleksander Tupalski, Olimpjada. Uroczyste otwarcie igrzysk. Sensacja hokejowa. Pierwszy triumf narciarzy norweskich, „Przegląd Sportowy” 1928, nr 7, s. 1.
17 Tenże, Jak A.Z.S. zdobył akademickie mistrzostwo świata w hokeju, „Przegląd Sportowy” 1928, nr 6, s. 2.
18 Tenże, Hokeiści polscy w Szwajcarii, „Przegląd Sportowy” 1928, nr 7, s. 2.
19 Adam Obrubański, Sport [w:] Dziesięciolecie Polski Odrodzonej, Kraków–Warszawa 1928, s. 863–864.
20 Kulej Lucjan Piotr, ps. Ostoja (1896–1971), s. 133.
21 Piotr Jóźwiak, Adwokaci na igrzyskach olimpijskich w stulecie ruchu olimpijskiego w Polsce.
22 Gry sportowe, „Stadjon” 1929, nr 41, s. 11.
23 O sztuczny tor łyżwiarski w Katowicach, „Sport” 1930, nr 10, s. 6, https://polona.pl/item/sport-r-1-nr-10-7-kwietnia-1930,MTIyNjYyNDQ2/5/#info:metadata [dostęp: 23 czerwca 2021 r.].
24 Agnieszka Niewdana, Torkat – zapomniane miejsce, https://gazeta.us.edu.pl/node/426163 [dostęp: 23 czerwca 2021 r.].
25 Monika Krężel, Torkat bohaterem wystawy. Kto pamięta pierwsze sztuczne lodowisko w Polsce, https://dziennikzachodni.pl/torkat-bohaterem-wystawy-kto-pamieta-pierwsze-sztuczne-lodowisko-w-katowicach-zdjecia/ar/c1-14588279 [dostęp: 24 czerwca 2021 r.].
26 Lech Ufel, Sensacja sezonu, https://www.przegladsportowy.pl/hokej/ms-w-hokeju-na-lodzie-w-1931-odbyly-sie-w-polsce-w-krynicy/c231hj7 [dostęp: 23 czerwca 2021 r.].
27 Historia na jednej fotografii – odc. 14, https://www.muzeumsportu.waw.pl/zobacz/artykuly/915-historia-na-jednej-fotografii-odc-14 [dostęp: 23 czerwca 2021 r.].
28 Olbrzymi triumf Polski, „Czas” 1931, nr 29, s. 4.
29 L. Ufel, Sensacja sezonu.
30 Sezon hokejowy skończony, „Słowo” 1931, nr 63, s. 3.
31 Bogdan Tuszyński, Henryk Kurzyński, Leksykon olimpijczyków polskich. Od Chamonix i Paryża do Soczi, s. 108, 131–132, 158.
32 Karol Pędowski, „Patronat” – historia i program działania w przyszłości, „Palestra” 1982, nr 6–7, s. 63.
33 Piotr Jóźwiak, Adwokaci na igrzyskach olimpijskich w stulecie ruchu olimpijskiego w Polsce.

Rudolf Wacek Kolarz ze stali, który przechytrzył Niemców

Prędzej mi włosy na dłoni urosną, zanim ci się uda zagrać z niemiecką drużyną – usłyszał Rudolf Wacek na chwilę przed wyjazdem ze Lwowa na Górny Śląsk1. Nikt nie wierzył w powodzenie jego akcji – nie tylko w to, że lwowscy piłkarze pokonają Niemców, ale nawet w to, że komukolwiek uda się zorganizować pojedynek. Na Śląsku wszyscy żyli już plebiscytem, antypolska propaganda ze strony Niemców przybierała na sile. Ryzykować porażkę w tak newralgicznym okresie? Nigdy by sobie na to nie pozwolili. Niezbędny był fortel i człowiek, który odważyłby się Niemców podejść. Nie dałoby się trafić lepiej: Rudolf Wacek był zdeterminowany jak nikt inny – i jak nikt wierzył w moc sportu.

Walka na zielonym boisku

W najgorętszym okresie kampanii przedplebiscytowej Niemcy próbowali przeciągnąć ludność na swoją stronę – albo strachem i terrorem, albo przekupstwem i pochlebstwami. Kpili z Polski, że to kraj ciemny i zacofany, a sport tutaj po prostu nie istnieje. Był tylko jeden sposób, by utrzeć Niemcom nosa: sprowadzić na Górny Śląsk polskich zawodników, którzy własną grą udowodnią, jak jest naprawdę.

Mjr Karol Polakiewicz, szef sekcji plebiscytowej w Oddziale II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego (komórka ta zajmowała się m.in. wywiadem), wiedział, do kogo najlepiej się zwrócić. O pomoc poprosił znanego organizatora życia sportowego we Lwowie, pedagoga i dziennikarza. Misja miała polegać na zorganizowaniu meczów polskich drużyn krajowych z polskimi drużynami na Górnym Śląsku – ale Rudolf Wacek nie byłby sobą, gdyby nie podszedł do zadania bardziej ambitnie. Nie miał wątpliwości: Śląski „pierun” musiał naocznie przekonać się, iż w walce na zielonem boisku polscy sportowcy zdolni są nie tylko sprostać jego ciemiężcy – lecz i pobić go.2

Rekonesans rozpoczął od rozmowy ze śląskimi działaczami sportowymi z Alojzym Budniokiem na czele. Spotkanie odbyło się 16 czerwca 1920 r. w bytomskim hotelu Lomnitz, siedzibie Polskiego Komisariatu Plebiscytowego. Już dzień później Wacek podpisał kontrakt na organizację meczu Pogoni Lwów (wzmocnionej zawodnikami lwowskich Czarnych oraz przemyskiej i warszawskiej Polonii) z katowicką Dianą3. Wieczorem wrócił do Bytomia i udał się na kolację do jednej z tutejszych restauracji, lubianej przez niemieckich sportowców z klubu 09 Beuthen.

Zachowywał się swobodnie i wtrącał do rozmowy kwestie, które świadczyły o dużej wiedzy i obyciu w sporcie. Niby mimochodem napomknął, że „właśnie jedzie ze swoją drużyną olimpijską ze Lwowa do Antwerpii”4, a po drodze jego chłopcy rozegrają mecze w Katowicach, potem w Dreźnie, a w końcu może i we Frankfurcie nad Menem. Wrażenie było piorunujące – cios był dobrze wymierzony – wspominał po latach. – Znając psychę piłkarską, wiedziałem, iż ci nie ścierpią, by Diana katowicka grała z olimpijską drużyną, a oni – 09 Beuthen – unbesiegte Mannschaft, Meister von Oberschlesien5 – nie. Rybka haczyk połknęła6. Wacek tak poprowadził negocjacje, że szybko ustalił czas i miejsce meczów, a nawet… wysokość honorarium dla piłkarzy. Całą sytuację skomentował następująco: O to mi najwięcej szło. Nie tylko nabić7, ale jeszcze kazać sobie za to zapłacić.

Mjr Karol Polakiewicz (1893–1962).
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Budynek hotelu Lomnitz w Bytomiu. Zdjęcie z 1930 r. (wówczas gmach był siedzibą Konsulatu Generalnego RP w Bytomiu).
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa
Piłkarze Pogoni Lwów i Diany Katowice, 1920 r.
Źródło: Mazowiecka Biblioteka Cyfrowa

„Ach – to wy, pieruny lwowskie”

Wiadomości o spotkaniu „z doskonałą drużyną olimpijską ze Lwowa” zaczęły się pojawiać w niemieckiej prasie. Rudolf Wacek chodził jak struty, bo wiedział, że nadmierny rozgłos przed meczem może zaszkodzić. Berlin faktycznie próbował odwołać pojedynek – wysłano specjalną depeszę, którą jednak władze klubu 09 Beuthen schowały do szuflady. Niemcy z Bytomia chcieli grać z lwowskimi „olimpijczykami” za wszelką cenę. Byli pewni zwycięstwa.

„Olimpijczycy” w końcu nadjechali, a strapiony Wacek odzyskał humor. Bawił go widok poważnych panów oficerów, którzy zamiast w mundurach przyjechali walczyć w krótkich spodenkach – ale i tak nie potrafili się pozbyć oficerskiej postawy. De facto nie była to rozrywka dla chłopców w krótkich spodenkach. Stawką były tysiące głosów plebiscytowych.

26 czerwca lwowiacy wygrali z Dianą 5 : 0. Dwa dni później pokonali śląską reprezentację 8 : 3, a kolejnego dnia wyszli na boisko, by walczyć z Niemcami8. Do przerwy wydawało się, że odniosą piorunujące zwycięstwo – prowadzili już 3 : 0. Niestety po powrocie na drugą połowę z gry wypadł jeden z czołowych piłkarzy – Henryk Bilor (złamał nogę na boisku) i gra Polaków zaczęła się sypać. Niemcy zachowywali się brutalnie, a jedną z bramek pomógł zdobyć… niemiecki kibic. Kopnął piłkę zza linii autu w kierunku zawodnika 09 Beuthen, który umieścił ją w bramce. Sędzia zaliczył gola9, ostatecznie jednak Polakom udało się zakończyć spotkanie wynikiem 3 : 2. Niemcy byli wściekli i zaczęli atakować gości. Na szczęście wśród polskich kibiców byli bojówkarze wyposażeni w broń – otoczyli lwowskich piłkarzy i pomogli im bezpiecznie wydostać się z boiska.

Wśród Polaków na Górnym Śląsku zapanowała euforia. Lwowiacy nie mogli się uwolnić od uścisków zachwyconych rodaków. Tańcom, śpiewom i ucztom nie było końca. Polscy piłkarze wracali do domu pokrzepieni. W pociągu usłyszeli od napotkanego górnika: Ach – to wy, pieruny lwowskie, tak skórę śwabom zerznęliśta, my się w szybach ogromnie cieszymy.10

W relacji z wydarzeń na Śląsku Rudolf Wacek podkreślał, że polski rząd nie wydał ani grosza na całą akcję, bo zapłacili za nią sami Niemcy! Był dumny, ale jednocześnie skromny. Znikliśmy jak kamfora, spełniwszy swój obowiązek. (…) Ta wyprawa na G. Śląsk to złota karta lwowskiej piłki nożnej, to dowód, iż sport może spełnić wielkie zadanie propagandy narodowej i silniej do umysłów narodowo niezupełnie jeszcze uświadomionych przemówić, aniżeli szumne odczyty lub przemowy i broszury – tak kwitował swoją misję Wacek, który większość życia poświęcił budzeniu w Polakach miłości do sportu.

Piłkarze i działacze lwowskich drużyn na Górnym Śląsku, czerwiec 1920 r. W środku siedzą od lewej: Leon Schwarz (bramkarz Polonii Przemyśl), Jan Loth (Polonia Warszawa), Tadeusz Kuchar (Pogoń Lwów), Rudolf Wacek, Marian Bilor (Czarni Lwów), Jan Hipp (sędzia piłkarski ze Lwowa), Jan Karnecki (Czarni Lwów). Piłkarze oznaczeni numerami to: 1 – Józef Garbień (Pogoń Lwów), 2 – Wacław Kuchar (Pogoń Lwów), 3 – Józef Słonecki (Pogoń Lwów), 4 – Henryk Bilor (Czarni Lwów), 5 – Stanisław Kopeć (Czarni Lwów), 6 – Kazimierz Wójcicki (Pogoń Lwów), 7 – Stanisław Hawling (Czarni Lwów), 8 – Mieczysław Batsch (Pogoń Lwów).
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa
Uniwersytet Lwowski – pocztówka z 1921 r.
Źródło: Biblioteka Narodowa

„Jaki diabeł tobą tłucze?”

Rudolf Wacek urodził się 9 maja 1883 r. w Witkowie Starym niedaleko Lwowa. Był synem czeskiego leśniczego – Jana Wacka i polskiej szlachcianki – Bronisławy Dąbrowskiej, najstarszym z trzech braci. Ukończył gimnazjum w Tarnopolu i tam zdał maturę. Był pojętnym i pilnym uczniem, dostawał dobre noty, tylko zachowanie miał nieodpowiednie. Wszystko przez ogromny temperament i zamiłowanie do wszelkich źle widzianych wówczas sportów. Rudolf wiele razy musiał zostawać po lekcjach w kozie – za saneczkowanie, za ustawiczną grę w kiczkę i (pokrewną) w palanta, pływanie w rzece i łapanie raków. Na ślizgawce spędzał tyle czasu, że w końcu jego sprawa stanęła na szkolnej radzie. Grono pedagogiczne orzekło, że „to jeżdżenie na łyżwach tych kawalerów z pannami, to rzecz stanowczo niemoralna, niezdrowa i fatalny przykład dla młodszych”11. Woźny, regularnie zamykający niesfornego Rudolfa w kozie, nie mógł się nadziwić. „Jaki diabeł tobą tłucze?” – dopytywał. Po szóstej klasie chłopiec musiał zmienić szkołę. Sportowych pasji jednak nie porzucił.

Od małego lubił kontakt z naturą. W wakacje wędrował z ojcem po okolicy. Najpierw tylko podglądał życie ptaków, poznawał ich zwyczaje, słuchał nad ranem tokowiska głuszca. A później polował. Po czwartej klasie w nagrodę za dobre wyniki w nauce dostał od rodziców swoją pierwszą dubeltówkę. Po maturze zaś – rower. Wakacyjne dni mijały mu beztrosko, na polowaniach i wycieczkach kolarskich. Wspominał to z rozrzewnieniem: Już wówczas poznałem idealną wartość roweru, gdy do odległych błot lub pól, na których całe dnie polowałem na ptactwo wszelakiego rodzaju, dojeżdżałem na mym żelaznym rumaku, a wieczorem z workiem pełnym zdobyczy na plecach wracałem do domu12. To wtedy zapewne zaczął doceniać piękno przyrody i poczuł miłość do turystyki. Marzył, że kiedyś pójdzie w ślady ojca i też będzie pracował w lasach, ale Jan Wacek kategorycznie się temu sprzeciwił. Powiedział synowi: Nie! Sługą i parobkiem w lasach prywatnych nie będziesz. Kazał mu iść do „służby państwowej”13.

W 1902 r. Rudolf Wacek podjął studia na wydziale filozoficznym Uniwersytetu Lwowskiego. Chłopaka wciągnęło życie sportowe: wycieczki rowerowe, wyprawy turystyczne na szczyty karpackie, gdzie zobaczył pierwszych narciarzy, i piłka nożna. Poznał także i docenił filozofię nowego wychowania fizycznego, głoszoną przez Henryka Jordana i Eugeniusza Piaseckiego.

Dość szybko musiał dojrzeć. Miał 22 lata, gdy zmarł mu ojciec. Matka została sama z najmłodszym synem, 10-letnim wówczas Kazimierzem, któremu Rudolf próbował zastąpić ojca.

Koło Cyklistów Młodzieży Szkół Średnich Krakowa i Podgórza, 1907 r. W środku, w jasnym kapeluszu, Rudolf Wacek.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

„Uczy młodzież włóczęgi i wyciąga z miasta”

Pracę pedagoga rozpoczął w Podgórzu, dzisiejszej dzielnicy Krakowa. Przez dwa lata był wychowawcą synów arcyksięcia Habsburga w Żywcu. Jako zapalony sportowiec starał się rozwijać pasję również wśród swoich uczniów. Organizował dla nich gry i zabawy na świeżym powietrzu czy wycieczki rowerowe. W Krakowie stworzył Koło Cyklistów Młodzieży Szkół Średnich, pierwszą szkolną organizację sportową. Nie było to wtedy mile widziane – gry i zabawy ruchowe uważano za stratę czasu, przejaw lenistwa i bumelanctwa. Wśród kadry pedagogicznej pojawiały się głosy, że prof. Wacek „uczy młodzież włóczęgi i wyciąga z miasta, odciąga od nauki i ją demoralizuje”14. Dyrektorzy kolejnych oddziałów szkolnych nie byli mu przychylni. „Nie zapominaj pan, że jesteś pedagogiem” – przestrzegali.

Wacek jednak był przekonany, że sport młodzieży nie zaszkodzi, a wręcz przeciwnie: wychowanie przez wysiłek fizyczny zaprocentuje. Ciężka to była walka – nie tylko z przepisami szkolnymi, z trudnościami na każdym kroku, z nieufnością, zastrzeżeniami i lekceważeniem przełożonych – lecz i z opinią publiczną i brakiem zrozumienia w prasie15 – pisał po latach.

Już wkrótce miało się okazać, że to, za co kiedyś był sadzany w kozie, wydalany ze szkoły, odsądzany od czci i wiary, jest źródłem największej dumy i uznania. W 1913 r. wrócił do Lwowa i objął posadę nauczyciela w II Szkole Realnej. Nie cieszyła się ona wtedy dobrą sławą: trafiały tam wszystkie „lwowskie baciary”, uczniowie, których wydalono z innych szkół za złe zachowanie. Kazimierz Wajda, słynny Szczepko z Wesołej Lwowskiej Fali i absolwent tejże szkoły, nie bez satysfakcji podkreślał po latach, że to właśnie jej wychowankowie stanęli w pierwszych szeregach obrońców Lwowa. To II Szkoła Realna zastrajkowała i wzywała do strajku inne placówki.

Aby jednak tę czeredkę utrzymać w ryzach, potrzebni byli odpowiedni pedagodzy – tacy właśnie jak Rudolf Wacek. Wajda wspominał swojego dawnego profesora z łezką w oku. Pewnego dnia miał „przyjemność” poznać go na szkolnym korytarzu. Było to krótko po wprowadzeniu zakazu przebywania w klasach na przerwach. A my właśnie nie! Przecież przerwa to jedyna chwila, w której można wyczyniać najfantastyczniejsze awantury. My zostajemy16 – wspominał Wajda. Udawało im się do czasu, w końcu zaliczyli wpadkę. Alarm, gwałtu, rety, ratuj się, kto może, bo dyrektor nadchodzi! Wzięli więc nogi za pas i uciekają… – Aż raptem czuję na swoim karku kleszcze czyichś rąk, a jednocześnie ktoś mnie okłada laską. Nie zdążyłem krzyknąć, kiedy słyszę głos dyrektora: „A więc to jeden z tych…”. Krew we mnie zamarła. Złapali mnie. Nagle żelazna obręcz na mojej szyi zwalnia się i słyszę głos: „Nie panie dyrektorze, to ja z nim rozmawiam przed lekcją17.

Taki był prof. Wacek. Owszem, pogroził palcem, skarcił niegrzecznego ucznia, ale na tym się kończyło. Zawsze bronił chłopaków, stawał po ich stronie. Był sprawiedliwy, dobry – pewnie dlatego uczniowie go kochali. Lekcje z nim należały do najbardziej wyczekiwanych. Mówił ciekawie i przystępnie, aż chciało się słuchać. Profesor Wacek był najbardziej lubianym naszym wychowawcą. Był bardzo wyrozumiałym dla młodzieży, ale lubiący również dyscyplinę, porządek i nienawidzący niechlujstwa – wspominał Lech S. Proczkowski18. A Henryk Stengel dodał: Porywczy, ale złoty człowiek, nasz obrońca, powiedziałbym modnie nasz rzecznik19.

Gmach dawnego XI Państwowego Liceum i Gimnazjum im. Jana i Jędrzeja Śniadeckich we Lwowie (wcześniej: C.K. II Państwowa Szkoła Realna) – szkoły, w której pracował Rudolf Wacek.
Źródło: domena publiczna
Kazimierz Wajda – dawny uczeń prof. Rudolfa Wacka, 1936 r.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

„Zwariowany bzik kolarski”

Swoją pierwszą długą wycieczkę rowerową, liczącą 120 km, Rudolf Wacek odbył jeszcze w gimnazjum. Trasę Toporów – Busk – Gliniany – Złoczów – Podkamień – Ożydów – Toporów przejechał w ciągu jednego dnia20. Droga była niełatwa, piaszczysta, błotnista, w niektórych miejscach musiał się przeprawiać przez rwący rzeczny nurt. Ale po powrocie do domu był z siebie naprawdę dumny. Na studiach, w 1904 r., przyszedł czas na kolejną wyprawę: 600 km ze Lwowa do Budapesztu Rudolf pokonał w pięć dni. Pierwszy raz natrafił na trudności terenowe w postaci serpentyn, wijących się w górę i w dół. Ogromny wysiłek, którego wymagały one od kolarza, wynagradzał jednak piękny widok. Nogi rwały się do pedałów, dusza w świat szeroki, nieznany, kryjący w sobie tyle pięknych uroków – wspominał Wacek21. Nic dziwnego, że był nazywany „zwariowanym bzikiem kolarskim”.

W 1911 r. okrążył Tatry od południa i północy. Zaczął od Zakopanego i Morskiego Oka. Trasa tylko dla wytrwałych: 23 km pod górę i zaledwie 7 km w dół, a Rudolf jeździł wówczas jednobiegowym rowerem marki Puch. Dobrze zapamiętał nogi mdlejące od ciągłego hamowania. Niedługo później objechał Karpaty Wschodnie i Zachodnie. Spotkała go wtedy niemiła niespodzianka: gdy dojeżdżał do Przełęczy Rotundulskiej, oś w rowerze strzeliła i odleciała razem z lewym pedałem. Dość kiepska sytuacja: pośród gór i lasów, w obcej okolicy, bez znajomości języka. Do Budapesztu ambitny kolarz musiał wrócić pociągiem.

W 1912 r. opublikował w prasie ogłoszenie o swoim nowym planie – miesięcznej podróży rowerem na Bałkany. Znalazł „ośmiu wariatów”22, którzy zdecydowali się jechać razem z nim. Na barkach Rudolfa Wacka spoczęły wszystkie trudy organizacyjne: określenie liczby kilometrów, zapoznanie się z trasą, wszelkimi wzniesieniami i stanem dróg, znalezienie adresów towarzystw kolarskich, tanich hoteli, a nawet atrakcji turystycznych w poszczególnych miastach. W 1913 r. rozpoczął podróż od północnych rejonów Alp (Linz, Bawaria), następnie odwiedził Szwajcarię, Francję i północną Hiszpanię. Do kraju wrócił przez wybrzeże Riwiery, północne Włochy, Innsbruck i Wiedeń23. Podróż na Bałkan nauczyła mnie wiele. Nabrałem zaufania we własne siły, nauczyłem się oszczędności turystycznej i przekonałem się, iż nie taki diabeł straszny, jak go malują, a przed turystą kolarzem cały świat stoi otworem – wspominał później24.

W 1914 r. nieoficjalny klub kolarski mający siedzibę w Kawiarni Szkockiej we Lwowie szykował największą wyprawę europejską, wiodącą przez Paryż i Wyspy Brytyjskie aż do Skandynawii. Trasa miała liczyć 4 tys. km. Zaplanowano 35 dni na jazdę i 25 na zwiedzanie najciekawszych miejsc, odpoczynek i przeprawy morskie. Pojechało sześciu kolarzy. Obowiązywały identyczny strój z szarego płótna oraz biała czapka z czerwonym otokiem i skórzanym daszkiem. Na piersi każdego uczestnika znalazła się biała wstążka z patriotycznym napisem „Excursion polonaise”.

Podróże kolarskie po Europie, Skandynawii i Anglii przypominały tamtym mieszkańcom o Polsce, że jeszcze żyje – mówiła bratanica prof. Wacka. – Ta propaganda była tak potrzebna w tych czasach, kiedy Polska zniknęła z mapy Europy25. Grupa dojechała do Paryża, a potem przeprawiła się okrętem do Liverpoolu. Tam kolarzy zastała wiadomość o mobilizacji armii austro-węgierskiej. Rudolf Wacek został sam na kolarskim placu boju. Kontynuował zaplanowaną trasę: przez Irlandię i Szkocję dotarł do Norwegii i Szwecji, z północnych Niemiec powrócił do Lwowa pociągiem.

Łącznie odwiedził 14 krajów. Swoje wrażenia z wypraw zawarł w dwóch tomach książki Rowerem po Europie. Wojna przekreśliła plany eskapad na Kaukaz, do Małej Azji czy Indii. Przestała istnieć kolarska paczka. Jednak Rudolf Wacek wcale nie żałował, bo „za to obróciła się karta dziejów naszych. Z posiewu krwi młodych braci wyrosła wolność Ojczyzny”26. Polska odzyskała niepodległość.

Uczestnicy wycieczki rowerowej ze Lwowa do Wielkiej Brytanii i Norwegii, 1914 r. Prof. Rudolf Wacek stoi w środku w pierwszym rzędzie, z kwiatem, trzeci od lewej.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

„Jaka żywotność, jaki humor!”

Wacek wyznawał zasadę „w zdrowym ciele zdrowy duch”. Krzewił sport i rycerskiego ducha współzawodnictwa, uzmysławiał ludziom zalety zdrowego trybu życia. W 1909 r. został członkiem klubu sportowego Pogoń Lwów. W latach 1914–1921 był tam prezesem, a w sekcji piłkarskiej pełnił funkcję trenera. Pod jego przewodnictwem Pogoń czterokrotnie zdobyła mistrzostwo Polski, a lwowscy zawodnicy grali w reprezentacji kraju. To był ukochany klub Rudolfa Wacka, któremu poświęcał cały wolny czas. Przed meczami rozdawał uczniom kolorowe plakaty zapraszające na niedzielny mecz. Kto mieszkał obok dużego sklepu, miał obowiązek umieścić afisz w witrynie, w dobrze widocznym miejscu.

W Księdze pamiątkowej Pogoń Lwów 1904–1939, wydanej z okazji 35-lecia klubu, której był głównym redaktorem, Wacek napisał: Z historii sportu wynika, że Pogoń była tym kamyczkiem, który poruszył lawinę. Organizując się w latach 1907–1908 jako pierwszy samoistny klub Polski całej z zakresu piłki nożnej i lekkiej atletyki, o własnym statucie i boisku, przykładem naszym wyzwoliliśmy siły drzemiące w ówczesnym pokoleniu młodzieży małopolskiej. Zrobiliśmy to, czego potrzebę inni może podświadomie, a nawet świadomie odczuwali, lecz nie objawiali czynem. Za naszym przykładem poszedł Kraków27.

Studenci lwowskich uczelni – politechniki i uniwersytetu – rywalizowali ze sobą, urządzali różnego rodzaju zawody futbolowe. Ale wszystko było puszczone na żywioł, działo się spontanicznie. Brakowało organizacji sportowej, która by to wszystko scalała, porządkowała. Wreszcie zabrał się za to prof. Wacek. 8 marca 1922 r. przewodniczył zebraniu założycielskiemu Akademickiego Związku Sportowego Lwów. Niespełna dwa tygodnie później, 23 marca, walne zgromadzenie przyjęło statut organizacji i wyłoniło pierwszy zarząd28.

Prof. Wacek zaangażował się też w dziennikarstwo sportowe. W okresie międzywojennym debiutował w „Słowie Polskim”, do którego przekazywał informacje sportowe z Krakowa i Żywca, a także pisywał felietony ze swoich wycieczek kolarskich po kraju i Europie. Jego artykuły zamieszczano w „Wędrowcu” oraz „Ilustrowanym Kurierze Sportowym”. W latach 1922–1927 i 1932–1934 był wydawcą i redaktorem lwowskiego „Sportu”. W 1924 r. wspólnie z Kazimierzem Hemerlingiem został założycielem pierwszej organizacji dziennikarzy sportowych w Polsce – Koła Dziennikarzy Sportowych we Lwowie29. Przez siedem lat, od 1932 do 1939 r., pełnił funkcję sprawozdawcy sportowego Polskiego Radia Lwów. Ponownie spotkał wówczas Kazimierza Wajdę, swojego dawnego niesfornego ucznia. Siedzieli przy wspólnym biurku i razem tworzyli program. Wajda był spikerem, a Wacek – referentem sportowym.

Jaka żywotność, jaki humor! To są dwa zasadnicze atuty prof. Wacka. Prowadząc swój referat reprezentuje wysoki autorytet sportowy. Sypie czasem prawdę w oczy przez mikrofon, nam skóra cierpnie – a on chodzi pogodny, uśmiechnięty, ze wszystkiego zadowolony30 – opowiadał o dawnym nauczycielu Wajda.

Jego kolejną wielką pasją było myślistwo. Polowań nie odpuszczał nawet wtedy, gdy miał w radiu swoją pięciominutową audycję. Prosił wówczas spikerów, aby przeczytali przygotowany przez niego wcześniej tekst. Nigdy nie odmawiali. Robili to chętnie… za zająca albo cukierki. Wacek „miał w swoim biurku taką szufladę zawsze dla wszystkich otwartą i pełną”31.

Jako syn leśniczego, wychowany w toporowskich borach, był myśliwym z krwi i kości. Myślistwo traktował przede wszystkim jako sport. Polowanie odbywa się przecież na świeżym powietrzu, wymaga dobrej formy fizycznej i pracy mięśni, a także odwagi w przypadku polowania na grubego zwierza. Sam zaś strzał, jak wiadomo, jest dyscypliną olimpijską. To prawdziwy myśliwy, który umiłował przyrodę z jej całą żywą naturą, ponad wszystko. Skupiał młodych wokół siebie, uczył ich prawdziwego myślistwa, podpatrywania, podsłuchiwania, podchodzenia, a nie tylko zdobywania samych trofeów32 – mówiła o profesorze jego bratanica Zofia Wacek-Iwanicka.

Powrót do Bytomia

W trakcie II wojny światowej Rudolf Wacek z całą rodziną przebywał we Lwowie. Prowadził tajne nauczanie. Tylko dzięki temu, że się ukrywał, uniknął aresztowania przez Niemców. Jednak w czasie sowieckiej okupacji uległ poważnemu wypadkowi. Pewnego dnia nie wrócił do domu. Rodzina szukała go przez dwa dni, chodząc od szpitala do szpitala, i w końcu odnalazła. Żołnierze Armii Czerwonej dla zabawy potrącili go, kiedy jechał na rowerze. Nieprzytomnego profesora zabrało z ulicy pogotowie. Nie miał przy sobie dokumentów, lekarze nie wiedzieli, kim jest, gdzie szukać rodziny, kogo zawiadomić. Robili wszystko, by uratować mu życie. Każda noc mogła być tą ostatnią. Udało się, Rudolf Wacek przeżył. Długo później chorował – i nigdy już nie wrócił do pełnej sprawności.

Jego ukochany Lwów został Polsce odebrany. Podobnie jak wielu kresowian, prof. Wacek musiał szukać nowego domu. W 1945 r. wyjechał na Śląsk i podjął pracę w gimnazjum ogólnokształcącym, a następnie w technikum górniczym w Bytomiu – mieście, do którego ćwierć wieku wcześniej przybył z lwowskimi piłkarzami. Teraz też można było tu spotkać znanych zawodników. Osiedliła się tutaj m.in. legenda Pogoni Lwów, najbardziej wszechstronny polski sportowiec w dziejach – Wacław Kuchar.

W maju 1945 r. przybysze ze Lwowa stworzyli Polonię Bytom. W przedsięwzięciu uczestniczyli działacze i zawodnicy Pogoni Lwów. Nowy klub barwami i tradycjami nawiązywał do lwowskiego. Ukoronowaniem starań pionierów bytomskiej piłki nożnej był mecz oldboyów Kraków – Bytom, zorganizowany w czerwcu 1947 r. w ramach Święta Śląskiego Sportu33.

Prof. Wacek zmarł 4 września 1956 r. w Bytomiu i tam też został pochowany. Londyńskie Koło Lwowian zamieściło w swoim biuletynie wspomnienie o zmarłym, którego autor tekstu nazwał „kolarzem z nierdzewnej stali”34.

Okładka pisma „Sport”, którego redaktorem naczelnym był Rudolf Wacek.
Źródło: Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa
Rudolf Wacek z psem myśliwskim.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Okładka książki Rudolfa Wacka, Lwów 1936.
Źródło: Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa
Barwy Pogoni Lwów i Polonii Bytom.
Źródło: domena publiczna
Rudolf Wacek odbiera nagrodę myśliwską. Trzeci z prawej – płk Kazimierz Glabisz (od 1929 do 1945 r. prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego).
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Przypisy:

1Rudolf Wacek, Ze wspomnień piłkarskich. „Olimpijska drużyna” ze Lwowa na Górnym Śląsku, „Na Straży” 1929, r. 3, nr 6, s. 2–3, https://www.sbc.org.pl/dlibra/publication/286977/edition/271471/content [dostęp: 15 marca 2021 r.].
2Tamże.
3Tomasz Bohdan, Bytomski „Sportowiec” i jego walka o granice zachodnie II Rzeczypospolitej, „Sport i Turystyka. Środkowoeuropejskie Czasopismo Naukowe” 2019, t. 2, nr 4, s. 34.
4Igrzyska olimpijskie w Antwerpii rozpoczęły się 14 sierpnia 1920 r. Występ polskich sportowców uniemożliwiła wojna polsko-bolszewicka
5Po polsku: „niepokonana drużyna, mistrzowie Górnego Śląska”.
6Rudolf Wacek, Ze wspomnień piłkarskich.
7Nabić – potocznie: pobić, zadać wiele ciosów.
8Andrzej Godoj, Piotr Kowalik, Damian Sifczyk, Historia Ruchu Chorzów, t. I, Chorzów 2020, s. 90.
9Paweł Czado, Przedwojenna legenda: Beuthen 09, https://www.sport.pl/sport/1,65025,6720030,Przedwojenna_legenda_Beuthen_09.html [dostęp: 15 marca 2021 r.].
10Rudolf Wacek, Ze wspomnień piłkarskich, s. 3.
11Rudolf Wacek, Wspomnienia sportowe, Opole 1947, s. 9.
12Tamże, s. 31.
13Tamże, s. 11.
14Tamże, s. 13.
15Tamże, s. 14.
16Jerzy Kowalczuk (oprac.), Szkoły. Nauczyciele. Uczniowie. Przyczynek do historii szkolnictwa, oświaty i wychowania na obszarze Kresów Południowo-Wschodnich II Rzeczypospolitej, Kraków 2017, s. 130.
17Tamże, s. 130–131.
18Tamże, s. 195.
19Tamże, s. 210.
20R.A. Borth, Kolarz z nierdzewnej stali, „Koło Lwowian. Biuletyn” 1982, r. XXII, nr 44, s. 87, https://dlibra.kul.pl/dlibra/publication/ 2130/edition/2012/content [dostęp: 22 marca 2021 r.].
21Rudolf Wacek, Wspomnienia sportowe, s. 35.
22R.A. Borth, Kolarz z nierdzewnej stali, s. 85.
23Tamże, s. 85.
24Rudolf Wacek, Wspomnienia sportowe, s. 40–41.
25Jerzy Kowalczuk (oprac.), Szkoły. Nauczyciele. Uczniowie, s. 137.
26Rudolf Wacek, Wspomnienia sportowe, s. 45.
27Cyt. za: Historia klubu, http://pogon.lwow.net/historia-klubu/ [dostęp: 22 marca 2021 r.].
28Dariusz Słapek, Mirosław Szumiło, Halina Hanusz, Sport, co „Gryfa” wart! Akademicki Związek Sportowy (1908–2017), Lublin 2019, s. 37, https://phavi.umcs.pl/at/attachments/2020/0109/065106-sport-co-gryfa-wart-akademicki-zwiazek-sportowy-1908-2017-lublin-2019-ss-859.pdf [dostęp: 19 marca 2021 r.].
29Jan Jaremko, Pionierzy dziennikarstwa sportowego, http://www.wilnoteka.lt/artykul/pionierzy-dziennikarstwa-sportowego [dostęp: 19 marca 2021 r.].
30Jerzy Kowalczuk (oprac.), Szkoły. Nauczyciele. Uczniowie, s. 131.
31Tamże, s. 132.
32Tamże, s. 137.
33Antoni Wilgusiewicz, Lwowskie początki Polonii Bytom, https://historykon.pl/lwowskie-poczatki-polonii-bytom/ [dostęp: 19.03.2021 r.].
34R.A. Borth, Kolarz z nierdzewnej stali, s. 84.

Teofil Paczyński Pod Białym Orłem

Fajrant. Po zakończeniu pracy w hucie (albo w wolną niedzielę), zanim się ściemni, można biec na boisko. W zasadzie jest to kawałek placu targowego, niestety trochę pochyłego, ale za to dość dobrze utwardzonego. Jeszcze tylko kilku chłopaków musi skoczyć po bramki i inny sprzęt, składowane w oddalonej o 200 m restauracji Pod Białym Orłem. Lokal należący do Teofila Paczyńskiego ma białą fasadę z niebieskimi elementami. Po latach, gdy pasjonaci Ruchu Chorzów będą próbowali odtworzyć dzieje ulubionej drużyny, wygląd budynku nasunie im skojarzenia z biało-niebieskimi barwami klubowymi1. Czy nadał je właśnie Paczyński? Historia Ruchu Chorzów – klubu, którego powstaniu towarzyszyła szczególna misja, 14-krotnego mistrza Polski – wciąż kryje wiele tajemnic.

W Bismarkhucie. Interesy i obowiązki

Rok 1905. Teofil Paczyński, który niedługo skończy 30 lat, zamieszkuje w Bismarckhütte przy Kollmannstrasse 17 (dziś to Chorzów, ul. 16 Lipca 19). Urodzony w 1876 r. w Śremie, ma za sobą nieukończoną naukę w gimnazjum i szkołę handlową, a także trzyletnią służbę w 47 Pułku Piechoty w Poznaniu. Mieszkał też w Berlinie, Hamburgu i Szczecinie2, ale osiąść postanawia na Górnym Śląsku. Trochę handluje tekstyliami i artykułami pasmanteryjnymi, jednak w historii zapisze się raczej jako restaurator3.

W ogłoszeniu zamieszczonym w legendarnym czasopiśmie – walczącym z germanizacją „Katoliku” – Paczyński pisze: Staraniem mojem będzie odbiorców moich dobrze i rzetelnie obsłużyć. Proszę zatem rodaków kochanych interes mój popierać, pozostaję z wysokim szacunkiem4. Pod Białym Orłem to coś więcej niż lokal gastronomiczny. Gospoda staje się miejscem przyjaznym działaczom propolskich organizacji. Klienci zaopatrują się tu w trunki i tytoń, ale również wynajmują sale na zebrania czy biesiadują na popularnych w regionie świniobiciach z degustacją wyrobów mięsnych, na które zaprasza właściciel. Na tamte czasy to był bardzo majętny człowiek. Mieszkał sobie na piętrze, a na parterze miał restaurację. Tuż obok była też rozlewnia piwa pana Sitki. Może nawet robili wspólne interesy?5 – wspominał w prasie Henryk Komander, który znał Paczyńskiego z opowieści ojca.

Bismarckhütte (do 1903 r. funkcjonująca pod nazwą Górne i Dolne Hajduki) rozkwita. Huta pracuje pełną parą, bez przerwy wyjeżdżają stąd pociągi wypełnione wyrobami ze stali. Miasto jest bogate: jeżdżą tu tramwaje, świecą latarnie, rozkwita niemieckie życie społeczne, kulturalne i sportowe. Przy zakładach powstaje Bismarckhütter Ballspiel Club (BBC), ale drużyny organizowane są też na dziko – na placach i ulicach. Polacy nie stronią od piłki, zasilają również szeregi Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, w którym działa Paczyński.

To zresztą niejedyna propolska aktywność restauratora – ponoć ma on głos jak dzwon, zapisuje się więc do polskiego chóru Słowiczek6. Zaznaczmy, że w tamtym czasie towarzystwa śpiewacze miały do odegrania rolę znacznie ważniejszą niż samo rozwijanie umiejętności wokalnych: brały udział w polskiej propagandzie.

Aktywność propaństwową Polaków przerwał wybuch I wojny. Paczyński, jak wielu innych Polaków, dostał powołanie do armii niemieckiej i wyruszył na front. Później został skierowany do szkoły podoficerskiej, gdzie awansował na kaprala. W pruskim wojsku doszedł do stopnia sierżanta. Co istotne, służba w zaborczej armii stała się dla niego bodźcem do szerzenia idei polskiej akcji narodowej.

Jesienią 1918 r., gdy Niemcy ogarnia rewolucja, Paczyński współtworzy Związek Żołnierzy Polaków i zostaje delegatem nowej organizacji na zjazd dzielnicowy w Poznaniu. Po powrocie do domu zakłada Radę Ludową. Na początku 1919 r. w Domu Polskim w Bytomiu (zwanym popularnie Ulem, bo jest tam tłoczno i gwarno) składa przysięgę i wstępuje do Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. Organizuje wiece, pozyskuje nowych członków7. Zaczyna działać w konspiracji: zdobywa broń, prowadzi działalność wywiadowczą. Polacy przygotowują się na wypadek wybuchu powstania.

Współczesne zdjęcie budynku, w którym mieściła się karczma Teofila Paczyńskiego. To właśnie tu swój sprzęt sportowy składowali pionierzy Ruchu Chorzów.
Fot. Robert Skowronek
Reklama składu Teofila Paczyńskiego (w podpisie błąd w inicjale imienia: „G.” zamiast „T.”) opublikowana w piśmie „Katolik” (nr 65/1905).
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa
Ul w Bytomiu – widok współczesny.
Źródło: domena publiczna
Katolicki Dom Związkowy w Bismarkhucie. Mieściła się tu restauracja Deutscher Keiser, w której odbyło się spotkanie założycielskie Ruchu Chorzów. Dziś budynek jest siedzibą Miejskiego Domu Kultury Batory. Pocztówka z 1911 r.
Źródło: Muzeum Śląskie w Katowicach
Manifestacja przed Domem Polskim, popularnie zwanym Ulem. Bytom, maj 1920 r. To tutaj Paczyński przystąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska.
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa

I Powstanie Śląskie. „Wszystko przegrane”

Poważna groźba aresztowania sprawia, że Paczyński ucieka do Sosnowca, gdzie zaciąga się do 7 Batalionu Strzelców, przekształconego w 1 Pułk Strzelców Bytomskich. 16 sierpnia 1919 r. wybucha I Powstanie Śląskie. Jeszcze wcześniej Paczyński przedostaje się nielegalnie do Świętochłowic. Bierze tam udział w walkach powstańczych8. Według innej relacji nie walczy z bronią w ręku, bo zostaje przekierowany do prac organizacyjnych9.

Powstaniec Józef Biniszkiewicz tak wspominał moment wybuchu powstania: Punktualnie o godz. 12 dała się słyszeć od Zawodzia strzelanina rewolwerów i karabinów, oraz huk granatów. W ślad za tem przejechały koło mych okien dwa samochody ciężarowe z jakąś sotnią Grenzschutzu. Rozpoczęła się piekielna strzelanina, która wkrótce osłabła. O godz. 4 rano wpadł do mego mieszkania pan Paczyński z Wielkich Hajduk, cały zdyszany wołając: „Uciekajcie do Sosnowca, bo wszystko przegrane”. (…) Pierwsze powstanie śląskie było słabo przygotowane i przegraliśmy je pomimo bohaterskich wysiłków i pomimo nadludzkiego poświęcenia, ale pomimo przegranej panował nadal zapał i wiara w przyszłe zwycięstwo10.

Paczyński wrócił do Sosnowca i do swojej dotychczasowej pracy. Polaków po klęsce pokrzepiały wydarzenia takie jak ślub powstańca, który swoją wybrankę poznał w trakcie walk. Na weselu honory czynił – zapewne dlatego, że cieszył się dużym poważaniem – Teofil Paczyński. Wydarzenie relacjonowano w prasie: Jeden z rodaków gliwickich zapoznał się z pewną panną z Czerwonego Krzyża, pokochał ją, a ona jego i – 26-go listopada odbył się ślub. Wielka to była uroczystość, w której cały niemal Sosnowiec i wszyscy uchodźcy brali udział. Komisaryat wysłał przed dom młodej pary swój samochód, w którym nowożeńców odwieziono do wspaniałego miejscowego kościoła, gdzie związek małżeński pobłogosławił miejscowy ks. proboszcz. Wieczorem odbyła się w „Lutni” zabawa. Ks. Pośpiech i p. Paczyński w serdecznych słowach przemówili do młodej pary11.

Pod koniec 1919 r. Paczyński mógł już wracać do Bismarckhütte. Zaczął dynamicznie wznawiać działalność polskich organizacji, zduszoną w czasie I wojny światowej. Nowym obszarem akcji narodowej – teraz podporządkowanej przygotowaniom do plebiscytu – miał być sport.

Ogłoszenie w „Bismarckhütter Zeitung” (nr 6/1921),
20 stycznia 1921 r.
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa
Dom Związkowy – obecnie Miejski Dom Kultury Batory (zdjęcie współczesne).
Źródło: domena publiczna

„Motor napędowy”. Rozkręcanie Ruchu

W ostatnich dniach stycznia 1920 r. polscy działacze plebiscytowi ogłosili apel, w którym zachęcali do tworzenia polskich klubów sportowych w każdej miejscowości na Górnym Śląsku. Chcieli w ten sposób jednoczyć polską młodzież i wyciągać młodych zawodników z niemieckich klubów. Do Bismarckhütte również skierowano pismo wzywające do powołania polskiego klubu. Odebrał je Teofil Paczyński, który wkrótce został kierownikiem miejscowego biura plebiscytowego. Nie miał łatwego zadania, bo wśród lokalnej społeczności polskość była słabo zakorzeniona. Robotnicy pozostawali pod silnym wpływem niemieckiego pracodawcy – Huty Bismarcka12. Niemcy hojnie wspierali sport, kulturę i edukację.

Paczyński nie miał wątpliwości: miejscowość potrzebowała silnej polskiej drużyny piłkarskiej, która stanowiłaby przeciwwagę dla niemieckiego Bismarckhütter Ballspiel Club13. Niewykluczone, że zaangażował do współpracy działaczy i piłkarzy BBC. Z relacji ojca wynikało, że panowie dogadywali się właśnie w restauracji Paczyńskiego przy Kollmanna14 – opowiadał Komander. Właśnie w lokalu Teofila, czyli Pod Białym Orłem, 3 kwietnia 1920 r. odbyło się spotkanie, które miało dać początek Ruchowi. Paczyński był motorem napędowym powstania klubu, angażował działaczy i kaperował graczy15.

Niektórzy tylko czekali na zaproszenie, bo dotąd swoją piłkarską pasję realizowali w iście partyzancki sposób. Wilhelm Kałuża, jeszcze jako 14-letni Wiluś, zebrał drużynę, lecz nie miał ani boiska, ani piłki. Zwołał chłopaków, by wspólnie uprzątnęli plac przed dyrekcją huty, a piłkę kupił na kredyt. Spłacił go częściowo dzięki sprzedaży złomu, a częściowo… z wynajmu. Udostępniał piłkę do kopania na 10 min za 5 fenigów16. Teraz Kałuża stał się zawodnikiem Ruchu – bo taką nazwę przyjął nowy klub portowy w Bismarkhucie.

Plac targowy w Bismarkhucie, na którym KS Ruch rozgrywał mecze w pierwszym okresie swojej działalności.
Źródło: domena publiczna
Znaczek pocztowy emisji „100. rocznica założenia klubu sportowego Ruch Chorzów” wydany w 2020 r.
Źródło: Poczta Polska

Jedna piłka, sześć par butów i za niska bramka

Spotkanie założycielskie odbyło się 20 kwietnia 1920 r. w czerwonym pokoju Domu Związkowego w Hajdukach Wielkich (obecnie jest to siedziba Miejskiego Domu Kultury Batory). Przyszło ok. 40 osób, a na prezesa powołano nauczyciela Pawła Koppę. W lipcu władzę w klubie objął Paczyński (do lutego 1921 r.; później był prezesem jeszcze w latach 1932–1933), który został jednocześnie głównym sponsorem Ruchu.

Potrzeb było bez liku. Polski Komitet Plebiscytowy co prawda wspierał powstające kluby sportowe, ale nie mógł dać zbyt wiele. Jedna piłka, sześć par butów i parę swetrów – tyle miał na wyposażeniu KS Ruch w pierwszym okresie działalności. Brakujące obuwie dostarczyły rodziny piłkarzy, uszyto też koszulki17.

Największą bolączką pozostawał brak miejsca do gry. Zawodnicy przychodzili kopać piłkę na plac targowy (dziś nieistniejący), co czasem prowadziło do zabawnych sytuacji. Mecze rozgrywano w niedziele, wolne od pracy i niehandlowe. Ponieważ plac leżał na trasie do kościoła, ludzie tłumnie tamtędy przechodzili, nie zważając, że właśnie wkraczają na boisko i przeszkadzają w grze. Nieraz rozgrywki urozmaicały program odpustu: piłkarze biegali pomiędzy karuzelą a strzelnicą, ku uciesze dorosłych i dzieci uczestniczących w nabożeństwach. Dopiero w październiku 1920 r. gmina wyraziła zgodę, by BBC udostępniał polskim piłkarzom swoje boisko „na Kalinie”, zwane Hasiokiem. Obowiązywał jednak limit dwóch meczów w miesiącu, co oczywiście w żaden sposób nie zaspokajało potrzeb piłkarzy. Wracali więc na plac targowy, gdzie za każdym razem od nowa montowali bramki, przechowywane na co dzień w gospodzie Paczyńskiego. Poza sprawozdawcami sportowymi nikomu nie przeszkadzało, że słupki są o co najmniej 20 cm za krótkie18.

Polski sport. „Droga, po której należy iść”

Ważniejsze od problemów technicznych było to, jak przekonać Polaków, by zasilili drużynę, a w dalszej perspektywie – by w plebiscycie decydującym o przynależności Górnego Śląska zagłosowali za Polską. Obowiązkiem polskich sportowców jest wyciągać od obcych swoich kolegów, pozostających jeszcze u „nich”, gdyż zyskując siłę sportową dla swego Towarzystwa, zdobywa się jeszcze jednego Polaka, który dotychczas błądził i znalazł wreszcie drogę, po której mu iść należało – polski sport19. Ta misja przyświecała Paczyńskiemu od początku.

W nocy z 19 na 20 sierpnia 1920 r. wybuchło II Powstanie Śląskie. Powstańcom nie udało się opanować Bismarkhuty, ale główny cel zrywu – usunięcie z terenu objętego plebiscytem Sicherheitspolizei, która notorycznie atakowała Polaków i ochraniała niemieckie bojówki – został osiągnięty. O zaangażowaniu Paczyńskiego w II Powstanie Śląskie wiadomo niewiele, jednak w przedwojennej prasie można znaleźć wzmianki, że był uczestnikiem każdego z trzech zrywów w latach 1919–1921: Największą zasługą społeczno-narodową p. Teofila Paczyńskiego był jego b. czynny udział w wszystkich trzech powstaniach śląskich, jak również w ciężkiej walce plebiscytowej20.

Zajęty działalnością plebiscytową, Paczyński zrezygnował z zarządzania Ruchem, który osiągnął sukces: został mistrzem obwodu królewskohuckiego. Niestety na innym, ważniejszym froncie poniesiono bolesną porażkę. W plebiscycie w Bismarkhucie większość głosujących – ponad 60% – opowiedziała się za Niemcami. Część działaczy i sportowców podupadła na duchu, inni ulegli szantażowi lub zniechęcili się ustaniem wsparcia z centrali – polskie kluby masowo znikały ze sportowej mapy Górnego Śląska. Zdaniem historyków Ruchu Chorzów klub przetrwał (jako jeden z nielicznych) również dzięki Teofilowi Paczyńskiemu21.

Piłkarze-powstańcy

Nocą z 2 na 3 maja 1921 r. wybuchło kolejne powstanie. Paczyński został komendantem placu w Bismarkhucie22, a 17 zawodników Ruchu chwyciło za broń. Dwóch członków klubu poległo. Zaledwie 17-letni utalentowany bramkarz Wiktor Broll zginął od kuli, która odbiła się od muru posterunku przy ul. Ratuszowej. Pocisk trafił w szyję. Wśród rannych był Józef Bartoszek, rok wcześniej uczestnik pierwszego meczu rozegranego przez KS Ruch23.

Powstanie zakończyło się polskim zwycięstwem. Bismarkhuta została przyznana Polsce, co przypieczętowano w sposób symboliczny: 19 czerwca 1922 r. w drodze uchwały Sejmu Śląskiego miejscowość otrzymała nazwę Hajduki Wielkie. Tydzień później Teofil Paczyński, pełniący funkcję gminnego ławnika, witał pododdział Wojska Polskiego obejmujący miejscowość w imieniu Rzeczypospolitej24. Po przemówieniu wygłoszonym przez niemieckiego burmistrza mszę polową odprawili polscy księża25.

Życie w Ruchu Hajduki Wielkie stopniowo odżywało, przyszedł czas na pierwszy, historyczny mecz w rozgrywkach o tytuł mistrza Polski. Z Górnoślązakami – gospodarzami walczyła wtedy Cracovia, której zwycięstwo było nieuniknione (8 : 2). O tym, jak trudne chwile przeżywała piłka nożna na Śląsku, świadczy fakt, że rewanżowe spotkanie odbyło się nie w Krakowie, ale ponownie w Hajdukach Wielkich.

Hajduczanom pozwoliło to zaoszczędzić pieniądze, a starym wyjadaczom z Krakowa – zrozumieć, co przeżyli górnośląscy koledzy26. Sportowo Ślązacy byli jeszcze nieważni, ot „pierwiosnki”. Jednakże ci nowicjusze okazali się bardzo przykrym przeciwnikiem. Byli ogromnie ambitni, chodzili na piłkę z determinacją, walczyli (…) z pasją. (…) Opowiadali nam dzieje swoich walk z Niemcami, prowadzili na miejsce, gdzie toczyły się boje powstańcze. O swym bohaterstwie mówili w prostych słowach, jak o czymś codziennym, naturalnym27.

Gwiazda Górnośląska – polskie odznaczenie wojskowe ustanowione w 1925 r. dla powstańców śląskich, które otrzymał także Teofil Paczyński.
Źródło: Muzeum Śląskie w Katowicach
Gmach urzędu gminy w Hajdukach, gdzie Teofil Paczyński był radnym.
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa
Pocztówka z ok. 1932 r. przedstawiająca Hajduki Wielkie.
Źródło: Muzeum Śląskie w Katowicach
Puchar i 11 kielichów z tacą – nagroda dla mistrza okręgu górnośląskiego, którą w 1922 r. zdobyli piłkarze Ruchu. Fotografia opublikowana przez sponsora trofeum – tygodnik „Sportowiec” (nr 6/1921).
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa
Piłkarze Ruchu Hajduki Wielkie w 1928 r.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Uroczystość 10-lecia Śląskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej w Katowicach – złożenie wieńca na płycie Grobu Nieznanego Powstańca Śląskiego. Po lewej widoczni przedstawiciele KS Ruch Hajduki Wielkie.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Otwarcie nowego stadionu KS Ruch w Hajdukach Wielkich, październik 1935 r.
Pięć miesięcy przed wybuchem II wojny światowej, 1 kwietnia 1939 r., Hajduki Wielkie zostały włączone do Chorzowa – w ten sposób Ruch Hajduki Wielkie stał się Ruchem Chorzów.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Niezmordowana praca

Paczyński zaangażował się w działania polonizujące Hajduki, które ze względów gospodarczych ciągle były pod silnym wpływem Niemców28. W jednym z czasopism z tamtego okresu znaleźć można współtworzoną przez Paczyńskiego odezwę na rzecz obrony prasy polskiej: Obywatele gminy W. Hajduki protestują przeciw podburzającej pracy dzienników niemieckich, wychodzących na terenie Śląska polskiego i wzywają władze wojewódzkie, ażeby stanowczo wystąpiły przeciw wrogiej Państwu polskiemu agitacji prasy niemieckiej29.

W 1924 r. z inicjatywy Paczyńskiego powstał w Wielkich Hajdukach Bank Ludowy (na zdjęciu z prawej Teofil Paczyński jako członek Rady Nadzorczej Banku Ludowego w Hajdukach Wielkich) – pierwsza polska placówka oszczędnościowo-kredytowa w powiecie30, również dzięki niemu ze stanowiska usunięty został wreszcie niemiecki burmistrz31. Teofil udzielał się wszechstronnie: przewodniczył towarzystwu śpiewu Harmonia, należał do Związku Hallerczyków w Hajdukach (miał odznakę honorową), Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej, Ligi Morskiej i Kolonialnej, Związku Powstańców Śląskich, był jednym z założycieli Związku Polskich Restauratorów. Wspierał harcerzy, użyczał lokal na zebrania różnych organizacji czy na zawody w strzelaniu do tarczy, z których dochód przeznaczono na doposażenie armii i pomoc weteranom Powstań Śląskich32.

W okresie trudności gospodarczych zorganizował kuchnię dla biednych33 (dzięki skuteczności w pozyskiwaniu darczyńców przez wiele miesięcy wydawano tam nawet 800 posiłków dziennie!). Sponsorów szukał także dla Ruchu, gdyż boisko przejęte po niemieckim BBC nie nadawało się na spotkania ligowe. Należał do absolutnych elit władzy województwa śląskiego, mając bliskie kontakty i bezpośrednie dojścia do władz wojewódzkich34.

Jubileusze Paczyńskiego były hucznie obchodzone przez lokalną społeczność. W 50. rocznicę urodzin restauratora na łamach „Polaka” pisano: Ma (…) zapisaną piękną kartę swej niezmordowanej pracy na polu społecznem i narodowem, jako bojownik o wolność i polskość Górnego Śląska. Dziesięć lat później podkreślano, że jego biografia jest „jednym wielkim przykładem, jak powinien pracować dobry obywatel i szczery patriota Polski36.

Za swoją działalność Paczyński był wielokrotnie odznaczany: Krzyżem Walecznych, Krzyżem na Śląskiej Wstędze Waleczności i Zasługi, Gwiazdą Górnośląską, Srebrnym Krzyżem Zasługi, Medalem Pamiątkowym za Wojnę 1918–1921, odznaką honorową za działalność plebiscytową, odznaką pamiątkową Armii Generała Hallera i nie tylko.

Niewiele wiadomo o życiu prywatnym twórcy Ruchu. Po śmierci pierwszej żony ożenił się ponownie i wyjechał do Poznania. Po zajęciu Górnego Śląska przez Niemców jego mieszkanie zostało zaplombowane, a majątek – przejęty przez powiernictwo. Data śmierci Teofila Paczyńskiego nie jest znana37.

Przypisy

1 Andrzej Godoj, Piotr Kowalik, Damian Sifczyk, Historia Ruchu Chorzów, t. I, cz. 1: 1920–1929, Chorzów 2020, s. 71, 85.
2 T. Paczyński – handel win. Wielkie Hajduki, „Kupiec. Świat Kupiecki” 1937, nr 29 (III numer jubileuszowy), s. 603.
3 Andrzej Godoj, Piotr Kowalik, Damian Sifczyk, Historia Ruchu Chorzów, t. I, cz. 1, s. 63.
4 „Katolik” 1905, nr 65, s. 9.
5 Wojciech Todur, Historia z czerwonego pokoju. Pomógł założyć Ruch Chorzów i… z czasem zniknął, https://katowice.wyborcza.pl/katowice/7,35024,25882343,historia-z-czerwonego-pokoju-pomogl-zalozyc-ruch-chorzow-i.html [dostęp: 30 marca 2021 r.].
6 Andrzej Godoj, Piotr Kowalik, Damian Sifczyk, Historia Ruchu Chorzów, t. I, cz. 1, s. 30–39.
7 Roman Adler, Wielkopolanin na Śląsku. Teofil Paczyński, „Wielkopolski Kurier WNET” 2019, nr 57, s. 6.
8 Tamże, s. 6.
9 Andrzej Godoj, Piotr Kowalik, Damian Sifczyk, Historia Ruchu Chorzów, t. I, cz. 1, s. 65.
10 Józef Biniszkiewicz, Kawałek z historji. Wspomnienia i rozmyślania, „Robotnik Śląski” 1929, nr 34, s. 4.
11 U powstańców w Polsce. Wesele górnośląskie, „Ziemia Śląska” 1920, wydanie z 17 sierpnia (nienumerowane), s. 3.
12 Bismarckhütte 1872–1922, Berlin 1922, s. 69–71.
13 Andrzej Godoj, Piotr Kowalik, Damian Sifczyk, Historia Ruchu Chorzów, t. I, cz 1, s. 61.
14 Wojciech Todur, Historia z czerwonego pokoju.
15 Andrzej Godoj, Piotr Kowalik, Damian Sifczyk, Historia Ruchu Chorzów, t. I, cz 1, s. 65.
16 „Życie Chorzowa” 1958, nr 14 [cyt. za:] Andrzej Godoj, Piotr Kowalik, Damian Sifczyk, Historia Ruchu Chorzów, t. I, cz 1, s. 69.
17 Ruch Chorzów kończy 95 lat, https://dzieje.pl/rozmaitosci/ruch-chorzow-konczy-95-lat [dostęp: 30 marca 2021 r.].
18 Andrzej Godoj, Piotr Kowalik, Damian Sifczyk, Historia Ruchu Chorzów, t. I, cz. 1, s. 82–85, 95, 101–102.
19 J.N., Obowiązek sportowca, „Sportowiec” 1920, nr 5, s. 1.
20 T. Paczyński – handel win, s. 603.
21 Andrzej Godoj, Piotr Kowalik, Damian Sifczyk, Historia Ruchu Chorzów, t. I, cz. 1, s. 107–108.
22 Roman Adler, Wielkopolanin na Śląsku, s. 6.
23 Andrzej Godoj, Piotr Kowalik, Damian Sifczyk, Historia Ruchu Chorzów, t. I, cz. 1, s. 108–109.
24 Roman Adler, Wielkopolanin na Śląsku, s. 6.
25 Wiadomości z bliższych i dalszych stron, „Górnoślązak 1922, nr 147, s. 2.
26 Andrzej Godoj, Piotr Kowalik, Damian Sifczyk, Historia Ruchu Chorzów, t. I, cz. 1, s. 116–117.
27 Stanisław Mielech, Gole, faule i ofsajdy, Warszawa 1957, s. 199 [cyt. za:] Andrzej Godoj, Piotr Kowalik, Damian Sifczyk, Historia Ruchu Chorzów, t. I, cz. 1, s. 118–119.
28 Andrzej Godoj, Piotr Kowalik, Damian Sifczyk, Historia Ruchu Chorzów, t. I, cz. 1, s. 66.
29 Wiadomości lokalne, „Polak” 1923, nr 151, s. 3.
30 Bank Ludowy – Hajduki Wielkie, „Kupiec. Świat Kupiecki 1937, nr 29 (III numer jubileuszowy), s. 60.
31 Andrzej Godoj, Piotr Kowalik, Damian Sifczyk, Historia Ruchu Chorzów, t. I, cz. 1, s. 67.
32 Okręg śląski, „Jutro. Organ Związku Weteranów Powstań Narodowych” 1936, nr 13, s. 7.
33 Życzenia działaczowi, „Polak. Organ Narodowej Partji Robotniczej” 1926, nr 97, s. 4.
34 Andrzej Godoj, Piotr Kowalik, Damian Sifczyk, Historia Ruchu Chorzów, t. I, cz. 1, s. 135–136.
35 Życzenia działaczowi, s. 4.
36 Uroczystość jubileuszowa zasłużonego działacza związkowego, „Restaurator” 1936, nr 5, s. 17.
37 Roman Adler, Wielkopolanin na Śląsku, s. 6.

Alojzy Budniok Wychowawca sportowców – obywateli

Poznań, grudzień 1920 r. Niespełna dwa lata wcześniej stolica Wielkopolski dzięki zwycięskiemu powstaniu uwolniła się spod niemieckiego panowania. Teraz do miasta przybyli ci, którzy wkrótce mieli stanąć do walki z tym samym wrogiem. Piłkarze z Górnego Śląska, zaangażowani w kampanię przed plebiscytem, przyjechali do Poznania po wsparcie, pokrzepienie – i je otrzymali. Na stadionie Warty witały ich tysiące rozentuzjazmowanych poznaniaków. Gorące przyjęcie i atmosfera miasta cieszącego się wolnością utwierdziły przybyszów w przekonaniu, że „naprawdę w Polsce jest lepiej i wolniej jak na Górnym Śląsku pod krzyżackim knutem”.

Karykatura Budnioka
Rysunek przedstawiający Alojzego Budnioka, zamieszczony w czasopiśmie „Express Sportowy” w 1930 r.
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa

Przyrzekam uroczyście, że spełnimy swe zadanie przy plebiscycie jak przystoi na sportowców-Polaków1 – mówił Alojzy Budniok, naczelnik Sportowego Związku Górnośląskiego. Te słowa, po których w gmachu Teatru Powszechnego rozbrzmiał Mazurek Dąbrowskiego, miały moc. Wcześniej Budniok, pionier polskiego sportu na Śląsku i prasy sportowej, działacz piłkarski i gorliwy patriota, dwa razy stanął do walki w Powstaniach Śląskich. Wkrótce miał wziąć udział w kolejnym zrywie. Pociąg już ruszył, a nas jeszcze dolatywały okrzyki: „Do zobaczenia w wolnej, niepodległej Polsce”2 – relacjonowali śląscy piłkarze.

Z podwórek i placów na stadiony

Alojzy Budniok urodził się 21 czerwca 1886 r. w Gierałtowicach koło Wadowic. Był synem zapaśnika i aktywnego członka Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Bez wątpienia odziedziczył sportową pasję ojca – od wczesnego dzieciństwa grał w palanta i piłkę nożną oraz podnosił ciężary. Jako organizator pierwszych walk zapaśniczych w Katowicach (które urządzał na miejskich placach już w 1900 r., w wieku 14 lat) uchodził za pioniera tej dyscypliny w mieście3.

Gdy Alojzy miał 18 lat, stworzył w Katowicach podwórkową drużynę piłkarską o nazwie Concordia. Rok później – podobnie jak znaczna część katowickiej młodzieży – zapisał się do niemieckiego Klubu Sportowego „Diana”4. Tam poznał Pawła Lubinę, przyszłego zawodnika Pogoni Katowice i reprezentacji Polski, z którym przyjaźnił się do końca życia.

Początki kariery Budnioka i Lubiny w Dianie przypadają na okres powstawania pierwszych polskich klubów sportowych na Górnym Śląsku. Status klubów otrzymywało także wiele gniazd Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Sport pod polskim szyldem miał odegrać ważną rolę w budowaniu tożsamości narodowej i odrębności Polaków. Na początku 1920 r. funkcjonowało na Górnym Śląsku 112 klubów sportowych, w których ćwiczyło 15 tys. Polaków5. Właśnie w lutym 1920 r. powstała Pogoń Katowice – aż do wybuchu II wojny światowej najsilniejszy klub na Śląsku, który miał wiele sekcji i w czasach świetności zrzeszał 700 członków. Okazało się, że zaraz po zakończeniu I wojny światowej rozpoczął się ruch polonistyczny w sporcie, w którym rolę kierującą i organizacyjną odgrywał Alojzy Budniok. Nie trwało długo, a jak grzyby po deszczu wyrosły kluby piłkarskie w miastach i we wioskach. W Katowicach powstał pierwszy polski klub piłkarski pod nazwą KKS Pogoń, którego założycielem był Budniok6 – wspominał Paweł Lubina.

Znaczek pocztowy emisji „150. rocznica powstania Towarzystwa Gimnastycznego Sokół” wydany w 2019 r.
Źródło: Poczta Polska
Okładka czasopisma Związku Sokołów Polskich Dzielnicy Śląskiej wydanego w lutym 1921 r.
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa
Wojciech Korfanty był świadom roli, jaką sport może odegrać w propagowaniu polskości na Górnym Śląsku. Na zdjęciu Korfanty (w środku) podczas zlotu członków Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w Panewnikach, 1919 r.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Kapitan jest matką, a piłka śpi

Budowa polskich struktur sportowych miała znaczenie wizerunkowe przed zbliżającym się plebiscytem. Przy Polskim Komisariacie Plebiscytowym, na czele którego stał Wojciech Korfanty, powołano więc Wydział Wychowania Fizycznego. Prawą ręką Korfantego był tam właśnie Alojzy Budniok7. Organem prasowym Wydziału Wychowania Fizycznego stał się wydawany w Bytomiu tygodnik „Sportowiec” – pierwsze polskie czasopismo sportowe na Śląsku (pokazowy numer ukazał się 4 sierpnia 1920 r.). Budniok wszedł w skład grona redaktorów.

Propagandowa rola „Sportowca” była nie do przecenienia i znacznie wykraczała poza zwyczajne oddawanie do druku kolejnych numerów. Dziennikarze gazety wygłaszali w terenie wykłady dotyczące zasad gry w piłkę nożną i sędziowania. Dużo uwagi poświęcali też spolszczaniu niemieckiej i angielskiej terminologii sportowej. Mamy obowiązek używać tylko pięknych naszych polskich wyrażeń technicznych, których nam nie brak8 – przekonywali.
Drużynie miał zatem przewodzić nie kapitan (jak w Anglii), ale naczelnik, król lub… matka. Dziś wiemy, że żadne z tych określeń się nie przyjęło. Większość pozostałych propozycji weszła jednak do powszechnego użycia i funkcjonuje często na równi z anglicyzmami: Zamiast out (aut) mówimy piłka „śpi” lub „wyszła”, zamiast offside mówimy „spalony”, zamiast centrować mówimy „grać do środka”, „dośrodkowywać”.9

Okładka pierwszego, pokazowego numeru tygodnika „Sportowiec”.
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa

Sport a sprawa polska

Na łamach czasopisma pojawiało się mnóstwo tekstów zachęcających młodych sportowców do zaprzestania występów w niemieckich klubach i propagujących rosnącą potęgę polskich drużyn w regionie. Budniok był głównym organizatorem akcji ściągania sportowej młodzieży do polskich klubów10. W prasie pisano: Na Śląsku do dziś dnia wielu polskich sportowców gnije jeszcze w Vereinach niemieckich, ale chyba przez zapomnienie, nie przez złą wolę, gdyż nie zastanawiają się ci sportowcy, że ofiarowywać dotychczasowym ciemięzcom swoją polską siłę i wyrobienie sportowe, aby się tobą, Polaku, klub niemiecki szczycił, to wstyd, gdy czeka na ciebie zgórą sto towarzystw polskich na Górnym Śląsku, gdzie przyjmą cię z otwartemi rękoma11.

W dziesięciolecie powstania pierwszego klubu sportowego na Górnym Śląsku w prasie przypomniano zespoły należące w 1920 r. do Górnośląskiego Związku Okręgowego Piłki Nożnej. W latach 1921–1923 prezesem związku był Alojzy Budniok.
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa

Budniok regularnie dostarczał do redakcji materiały z miejscowych klubów sportowych. Redagował także teksty poświęcone śląskiej drużynie piłkarskiej – przykładowo jej wyjazdowi na zawody do Warszawy, mającemu ogromne znaczenie wizerunkowe. W zaproszeniu na spotkanie organizacyjne dotyczące rozgrywek Budniok apelował: Uprasza się o punktualne i pewne przybycie ze względu na ważność spraw12.

Temat wyjazdu do stolicy gościł na pierwszych stronach kilku kolejnych numerów gazety.

Spotkanie, na które zapraszał Budniok, odbyło się w bytomskim hotelu Reichshof 3 października 1920 r. Jedenaście dni później ponad 30 osób wyjechało do Warszawy specjalnym wagonem w wojskowym pociągu. Hasło wyjazdu – „Niech żyje Warszawa, kolebka Polski i zjednoczony z nią Górny Śląsk” w pełni oddawało falę entuzjazmu, jakiej dali się ponieść (…) uczestnicy13. 17 października zawodnicy z Górnego Śląska przegrali 0 : 2 z warszawską drużyną złożoną z zawodników Polonii i Wojskowego Klubu Sportowego, jednak już sam udział w rozgrywkach miał ogromne znaczenie. Na boisku w parku Sobieskiego przy Agrykoli tłumy kibiców z niecierpliwością czekały na rozpoczęcie sensacyjnych zawodów. Pierwszy to bowiem raz Warszawa miała ujrzeć graczy górnośląskich14.

Do zawodników przemówił Tadeusz Garczyński, wiceprezes Polskiego Komitetu Igrzysk Olimpijskich: Druhowie, tak zacni sercu naszemu Górnoślązacy! Imieniem Polskiego Komitetu Igrzysk Olimpijskich witam Was sprawnych sportowców, jacy do Warszawy zjechali z Górnego Śląska. Wybaczcie, że tak późno stolica Was przyjmuje, ale pamiętajcie, że tylko okoliczności wojenne były tego przyczyną. Teraz po rozgromieniu bolszewików i zwycięskim zakończeniu wojny, kiedy Polska stała się jednym z najpotężniejszych państw europejskich, skorzystaliśmy z pierwszej sposobności, aby przyjąć was jak najserdeczniej. Na cześć sportu górnośląskiego i dzielnych jego przywódców wznoszę okrzyk: „Niech żyje!! Niech żyje! niech żyje! niech żyje! W imieniu Ślązaków odpowiedział Alojzy Budniok: Niech żyje Rzeczpospolita Polska i zjednoczony z nią Górny Śląsk15. Na boisku obecny był wówczas Wojciech Korfanty.

Organizowanie przyjazdów drużyn z Warszawy, Krakowa, Lwowa czy Łodzi było dla Budnioka bardzo ważną misją. Sam także wyjeżdżał ze sportowcami górnośląskimi do miast w różnych częściach kraju, by pozyskiwać poparcie dla kampanii na rzecz polskości Śląska.

Górnośląscy sportowcy we Lwowie, lipiec 1920 r. W środku siedzi Alojzy Budniok. Fotografia opublikowana w piśmie „Na Straży”, nr 6/1929.
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa
Okładki tygodnika „Sportowiec” (z 27 października i 3 listopada 1920 r.).
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa

W walce

Na łamach „Sportowca” Budniok informował o rozgrywkach, podawał terminy zawodów i składy drużyn na mecze. Uchodził za głównego orędownika polskiego piłkarstwa na Górnym Śląsku16. Poza Pogonią dzięki jego staraniom powstały też kluby Gwiazda Bogucice i Paderewski Olesno. Niektórzy badacze uważają, że mógł uczestniczyć również w narodzinach klubu Polonia. Był współzałożycielem Górnośląskiego Związku Towarzystw Sportowych, Górnośląskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej oraz Górnośląskiego Związku Ciężkiej Atletyki (nazywano go gorącym propagatorem tej dyscypliny na Śląsku)17. Inicjował kontakty śląskich drużyn z organizacjami sportowymi II RP. Aranżował rozgrywki z udziałem angielskich i francuskich drużyn złożonych z wojskowych, którzy stacjonowali na terenach plebiscytowych18.

Działał w Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. Ta konspiracyjna jednostka, nadzorowana przez Wojsko Polskie, prowadziła walki podjazdowe i nieregularne działania na rzecz odłączenia Górnego Śląska od Niemiec. Stanowiła główną siłę zbrojną podczas trzech Powstań Śląskich, w których Alojzy Budniok wziął udział. Należał prawdopodobnie do 2 Zabrskiego Pułku Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, który toczył walki obronne w rejonie Dziergowic i 21 maja 1921 r. odpierał niemieckie ataki na odcinku Brzeźce–Januszkowice.

Po zakończeniu III Powstania Śląskiego Budniok został referentem w komórce sportu przy Wydziale Zdrowia Naczelnej Rady Ludowej. Działał też w Związku Byłych Powstańców. Pełnił funkcje prezesa Górnośląskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej i naczelnika Górnośląskiego Związku Ciężkiej Atletyki. Cały czas pozostawał aktywny w sprawach związanych ze sportem i organizował rozgrywki.

Towarzystwo Sportowe „Polonia”, I drużyna.
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa

Kapitan związkowy

W czasopiśmie „Polak” z 1926 r. można znaleźć komunikat Budnioka o składzie drużyny na zawody reprezentacyjne Mittelschlesien – Polski Górny Śląsk19. Rok później Alojzy informował o zawodnikach wyznaczonych na mecz eliminacyjny.

To m.in. dzięki jego relacjom wiemy, że choć warunki treningów i rozgrywek śląskich sportowców były dalekie od ideału, nie zniechęcały ich do aktywności. Buty winien każdy gracz przynieść ze sobą20 – pisał Budniok na łamach „Gazety Robotniczej”. W 1925 r. został kapitanem związkowym regionalnej centrali piłkarskiej w województwie śląskim. Działał w patriotycznej organizacji Polski Związek Zachodni oraz w Izbie Rzemieślniczej. Wiosną 1931 r. za inicjatywy na rzecz sportu otrzymał Krzyż Zasługi21.

Nigdy nie ukrywał, że sportu nie postrzega wyłącznie jako rozrywki. W 1930 r. pisał: Dziś, kiedy mija lat 10 od chwili pierwszych zawiązków sportu polskiego na Śląsku, ja jako jeden z tych, którzy współpracowali nad jego utworzeniem się, wychodziłem z założenia i jeszcze dziś jest to moją przewodnią myślą, że młodzież, którą zapoczątkowaliśmy organizować w naszych towarzystwach dla wzniosłej idei wychowania fizycznego, winna być nie tylko sportowcami, uprawiającymi sport wszechstronnie, ale winna być wychowana na obywateli Rzeczypospolitej22.

Po wybuchu II wojny światowej bohater Powstań Śląskich ukrył się przed Niemcami w mieszkaniu swojego dawnego kolegi klubowego – Pawła Lubiny. Zmarł tam 28 kwietnia 1942 r. Został pochowany na cmentarzu parafii św. Piotra i Pawła przy ul. Sienkiewicza w Katowicach23. Imieniem Alojzego Budnioka nazwano jedną z katowickich ulic oraz park na rogu ulic Chorzowskiej i Jana Nepomucena Stęślickiego.

Portret Alojzego Budnioka.
Źródło: domena publiczna
Park Alojzego Budnioka w Katowicach.
Źródło: domena publiczna

Przypisy

1 Wiadomości miejscowe, „Kurjer Poznański” 1920, nr 284, s. 5.
2 „Poniatowski” Szombierki w Poznaniu, „Sportowiec” 1920, nr 20, s. 5.
3 Jacek Sroka, Sto lat dla zapasów, https://katowice.naszemiasto.pl/sto-lat-dla-zapasow/ar/c2-6398805 [dostęp: 5 marca 2021 r.].
4 Poczet Chorzowian. Alojzy Budniok, https://archive.is/20140122235923/http://poczetchorzowian.pl/index.php/ct-menu-item-15/budniok-alojzy.html#selection-3608.0-3669.14 [dostęp: 5 marca 2021 r.].
5 Tomasz Bohdan, Bytomski „Sportowiec” i jego walka o granice zachodnie II Rzeczypospolitej, „Sport i Turystyka. Środkowoeuropejskie Czasopismo Naukowe” 2019, t. 2, nr 4, s. 31.
6 Paweł Czado, Pogoń Katowice: klub skazany na niebyt. Gdyby istniał nadal, obchodziłby właśnie stulecie, https://katowice.wyborcza.pl/katowice/7,35024,25677514,gdyby-ten-niezwykly-klub-istnial-nadal-obchodzilby-wlasnie.html [dostęp: 5 marca 2021 r.].
7 Rudolf Wacek, Wspomnienia sportowe, Opole 1947, s. 75–76.
8 Używajmy wyrażeń polskich, „Sportowiec” 1920, nr 3, s. 4.
9 Tamże, s. 4.
10 Andrzej Godoj, Piotr Kowalik, Damian Sifczyk, Historia Ruchu Chorzów, t. I, Chorzów 2020, s. 59.
11 J. Niemczyński, Obowiązek sportowca, „Sportowiec” 1920, nr 5, s. 1.
12 Alojzy Budniok, Górny Śląsk – do Warszawy, „Sportowiec” 1920, nr 9, s. 6.
13 Tomasz Bohdan, Bytomski „Sportowiec” i jego walka o granice zachodnie II Rzeczypospolitej, s. 39.
14 C.S., Jak Warszawa przyjmowała Górnośląskich sportowców, „Sportowiec” 1920, nr 13, s. 2, 4.
15 Tamże, s. 4.
16 Andrzej Godoj, Okruchy przeszłości, http://muzeum.rsl.pl/p,s,wystawy,o,listing_informacji,id_kat,5,id_informacji,1996.html [dostęp: 8 marca 2021 r.].
17 Dziesięć lat polskiego sportu zapaśniczego na Śląsku, „Express Sportowy” 1930, nr 1, s. 6.
18 Poczet Chorzowian. Alojzy Budniok.
19 Wiadomości sportowe, „Polak” 1926, nr 204, s. 7.
20 Komunikat kapitana związkowego z dnia 20.9.1927 roku, „Gazeta Robotnicza” 1927, nr 214, s. 8.
21 Krzyż Zasługi dla wybitnych sportowców, „Głos Poranny” 1931, nr 91, s. 9.
22 Jeszcze o 10-leciu Ś.O.Z.P.N. (Jubileusz), „Sport” 1930, nr 31, s. 3.
23 Poczet Chorzowian. Alojzy Budniok.